Feministyczne oblicze "The Warriors". Słynny film ma nową adaptację

Lin-Manuel Miranda i Eisa Davis to nazwiska dobrze znane na Broadwayu i w świecie musicali. Tym razem twórcy postanowili zreinterpretować jeden z najbardziej znanych filmów lat 70. Ich najnowsze dzieło, "Warriors", nie pojawi się na razie na deskach teatrów, ale przybrało formę muzycznego "albumu koncepcyjnego".

Publikacja: 24.10.2024 17:04

Charakterystyczny wokal Lauryn Hill odgrywa ważną rolę w albumie koncepcyjnym "Warriors".

Charakterystyczny wokal Lauryn Hill odgrywa ważną rolę w albumie koncepcyjnym "Warriors".

Foto: PAP/Avalon

„Warriors” w nowej wersji to mocny głos w dyskusji o współczesnym feminizmie, równości i konieczności przełamywania stereotypów, którymi obciążona jest popkultura.

Dwa głosy, jedna wizja „Warriors” 

Lin-Manuel Miranda to artysta, który już od dekady wyznacza nowe standardy w świecie musicali. Jego wcześniejsze projekty, takie jak Hamilton czy In the Heights, zdobyły uznanie zarówno wśród widzów, jak i krytyków. Hamilton przyniósł Mirandzie m.in. Nagrodę Pulitzera, statuetkę Grammy i 11 Tony Awards, a jego innowacyjne podejście do musicalu zainspirowało całe pokolenie młodych twórców. Miranda umiejętnie łączy historię z nowoczesnością, wplatając hip-hop, R&B i latynoskie rytmy w narrację o amerykańskiej przeszłości i teraźniejszości. Dzięki temu stał się jednym z niewielu kompozytorów musicalowych, który zdobył międzynarodową sławę, nie tylko w kręgach teatralnych.

Z kolei Eisa Davis, to artystka działająca na wielu polach – dramaturg, piosenkarka, aktorka i autorka scenariuszy. Jest finalistką Nagrody Pulitzera za sztukę Bulrusher i ma za sobą wiele lat pracy zarówno na scenie teatralnej, jak i w telewizji. Davis wnosi do „Warriors” swoją głęboką wrażliwość literacką i społeczną świadomość, co przekłada się na bardziej złożoną, wielowarstwową narrację albumu. Jej perspektywa, zwłaszcza w kontekście feministycznym, wzbogaca projekt o autentyczne spojrzenie na historię kobiet walczących o swoje miejsce w męskim świecie.

Feministyczne oblicze „Warriors”

Film „The Warriors” z 1979 roku był historią męskiej grupy gangsterskiej, która walczy o przetrwanie, po powrocie do swojego domu na Coney Island. Lin-Manuel Miranda, który od dziecka był zafascynowany tym obrazem, zauważył, że istnieje potencjał, by nadać opowieści współczesną narrację. Najważniejszym zabiegiem była zmiana płci bohaterów – w nowej wersji to kobiety stanowią trzon grupy Wojowników.

Dla Mirandy i Davis decyzja o zmianie płci postaci nie była wyłącznie kwestią estetyczną, ale przede wszystkim ideologiczną. To świadome ukierunkowanie narracji na kwestie seksizmu, homofobii i równości płci. „Zmiana pozwoliła nam na przyjrzenie się seksizmowi i homofobii obecnym w oryginalnym filmie i na pozostawienie ich w roku 1979. Jesteśmy teraz w 2024 roku” – powiedziała NPR Eisa Davis. W efekcie zamiast kolejnej opowieści o brutalnych starciach męskich gangów, otrzymujemy narrację, w której kobiety walczą o swoje miejsce w przestrzeni zdominowanej przez męską przemoc i przestarzałe normy społeczne.

„Warriors” – kobiety na pierwszym planie

W wywiadach Lin-Manuel Miranda wielokrotnie podkreślał, że jego inspiracją do stworzenia nowej wersji „Warriors” była nienawiść wobec kobiet szerzona w internecie, m.in za sprawą Gamergate. Ten ruch, który wstrząsnął światem gier wideo, ujawnił, jak wiele wciąż jest agresji wobec kobiet, które próbują zaznaczyć swoją obecność w przestrzeniach tradycyjnie uważanych za „męskie”. „To przypominało mi Luthera z Warriors” - powiedział Miranda w wywiadzie dla „The New York Times”, odnosząc się do postaci antagonistycznego lidera, który fałszywie obwinia Wojowników o morderstwo - „Miałem wtedy myśl, że zmiana płci bohaterów filmu może być odpowiedzią na tę rzeczywistość”.

Czytaj więcej

Nowa odsłona "Emmanuelle". Klasykę zmysłowego filmu realizują kobiety

Kultura i przemoc - nowe spojrzenie na stary Nowy Jork

„Warriors” Mirandy i Davis to także nostalgiczna podróż do Nowego Jorku lat 70., pełnego okrutnych gangów i pękającego w szwach od konfliktów rasowych i klasowych. Jednak nowa wersja albumu nie skupia się jedynie na tej przemocy. W centrum muzycznej opowieści znajduje się walka o przetrwanie, ale także o równość i godność. Miranda i Davis wyraźnie ukazują, jak kobiety, które niegdyś były marginalizowane, biorą sprawy w swoje ręce i stają się liderkami.

Nie można również pominąć znaczenia, jakie dla tej produkcji mają różnorodne muzyczne wpływy. Album balansuje między gatunkami, od hip-hopu, przez rock, aż po latynoskie rytmy, co pozwala na stworzenie unikalnej, wielowymiarowej narracji. Zresztą, Miranda i Davis otwarcie przyznają, że inspiracją dla „Warriors” były albumy koncepcyjne z lat 70., któych słuchacze mogli „usiąść na podłodze w salonie i czytać teksty piosenek z okładki winyla”.

„Warriors” – echa przeszłości, głos teraźniejszości

Adaptacja „Warriors” to nie tylko reinterpretacja kultowego filmu, ale również próba rozliczenia się z jego przestarzałymi elementami. W filmie z 1979 roku kobiety były tłem, sprowadzano je do stereotypowych ról. Miranda i Davis nie boją się otwarcie mówić, że ich wersja to „zemsta” za tamtą epokę, kiedy kobiety na gangsterskich zebraniach musiały siedzieć z tyłu, a w całości kobiece gangi nie miały wstępu. Teraz to właśnie kobiety dominują w narracji, ich głosy wybrzmiewają z całą mocą, stawiając opór zarówno literalnym, jak i metaforycznym zagrożeniom.

Nie bez znaczenia jest też postać Lauryn Hill, która w roli Cyrusa - liderki dążącej do pokoju - wnosi do opowieści autorytet i nadzieję. Jej charakterystyczny wokal nadaje narracji nową perspektywę, oddając emocje, które można odczuć jako głos doświadczonej kobiety, znającej zarówno ból, jak i triumf. To ważny sygnał: kobieca siła jest siłą odmienną, ale równie potężną.

Przyszłość „Warriors” - koniec czy początek?

Mimo że Miranda i Davis twierdzą, że „Warriors” nie jest planowane jako produkcja sceniczna, to trudno oprzeć się wrażeniu, że projekt ten ma potencjał na znacznie więcej. Historia, która przekształca męską narrację w pełen emocji głos kobiet, jest idealnym materiałem na współczesny musical. Jednak Lin-Manuel, świadomy sukcesu Hamiltona, wie, że czasem najpiękniejsze dzieła rodzą się w ciszy, poza blaskiem reflektorów. „Nie mogę przewidzieć, co świat zrobi z tym projektem” – powiedział w rozmowie z „The New York Times”, z nadzieją, że „Warriors” znajdzie swoją drogę do słuchaczy. Nie można wykluczyć ewentualnej adaptacji teatralnej w przyszłości – w końcu inspiracje duetu Lina-Manuela i Eisy sięgają takich klasyków jak „Jesus Christ Superstar” czy „The Lamb Lies Down on Broadway” zespołu Genesis, które zaczynały jako albumy, zanim trafiły na scenę.

Czytaj więcej

Pierwsza w historii nagroda dla kobiecej literatury faktu. W tle pomyłka

Niezależnie od przyszłości, „Warriors”, Lin-Manuel Miranda i Eisa Davis udowadniają, że muzyka ma moc łączenia przeszłości i teraźniejszości i tworzenia czegoś zupełnie nowego. To projekt, który nie tylko przemawia do miłośników musicali, ale także do tych, którzy pragną usłyszeć w sztuce refleksję nad współczesnymi wyzwaniami. Choć opowiada o brutalnym świecie nowojorskich gangów, w jego sercu bije opowieść o sile i niezłomności kobiet. Dla Mirandy i Davis, a także dla słuchaczy, jest to podróż przez historię i współczesność, która stawia kobiety w centrum.

Źródła:
https://www.npr.org/
https://www.nytimes.com/

„Warriors” w nowej wersji to mocny głos w dyskusji o współczesnym feminizmie, równości i konieczności przełamywania stereotypów, którymi obciążona jest popkultura.

Dwa głosy, jedna wizja „Warriors” 

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Alicia Keys i jej mąż kuratorami sztuki. Wystartowała ich wyjątkowa wystawa "Giants"
Cykl Partnerski
Miejskie plany adaptacji do zmian klimatu: co warto wiedzieć?
Kultura
Ukrywane setki lat dzieło mistrzyni pędzla Artemisii Gentileschi trafiło na wystawę
Kultura
Pierwsza w historii kobieta prezesem największej niemieckiej instytucji kulturalnej
Film
Nowa odsłona "Emmanuelle". Klasykę zmysłowego filmu realizują kobiety
Kultura
Najsłynniejsze kadry księżnej Diany w jednym miejscu. Wystawa w Londynie, którą warto odwiedzić