Małgorzata Potocka o zmarłej Elżbiecie Zającównie: Była nieziemsko empatyczna

W świecie pełnym zawiści, hejtu, fałszu, Ela nigdy nie udawała — tak zapamiętała Elżbietę Zającównę jej koleżanka z planu serialu „Matki, żony i kochanki” – Małgorzata Potocka.

Publikacja: 29.10.2024 19:12

Małgorzata Potocka o Elżbiecie Zającównie: Mimo że wykonywała jeden z najtrudniejszych zawodów świat

Małgorzata Potocka o Elżbiecie Zającównie: Mimo że wykonywała jeden z najtrudniejszych zawodów świata, bo aktorstwo naprawdę jest zawodem upiornym – to nigdy nie stała się celebrytką.

Foto: PAP

Pamięta pani pierwsze spotkanie z Elżbietą Zającówną?

Trudno po czterdziestu latach mówić o pierwszym spotkaniu. Byłyśmy koleżankami, widywałyśmy się na festiwalach filmowych, na bankietach Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Ale takie naprawdę ważne spotkanie, od którego stałyśmy się sobie bliskie, miało miejsce na planie serialu „Matki, żony i kochanki”. Wtedy nie było castingów, zdjęć próbnych — role były pisane w pewnym sensie specjalnie dla nas. Tam poznałyśmy się bliżej, na próbach, podczas czytania tekstu. Kiedy patrzyłam na Elkę, towarzyszyła mi taka pozytywna zazdrość. Myślałam sobie: „Jaka ona jest nieziemsko piękna! Ma ciało jak hollywoodzka gwiazda! Ten uśmiech, spojrzenie, włosy, gesty...”. Była jak sarna. Miała w sobie coś magicznego, coś niezwykłego w każdym ruchu.

Mimo że wykonywała jeden z najtrudniejszych zawodów świata, bo aktorstwo naprawdę jest zawodem upiornym – to nigdy nie stała się celebrytką. Miała w sobie ogromną skromność i uważność. Pamiętam, że w tamtym czasie serial „Matki, żony i kochanki” sam w sobie był dla mnie terapią — przechodziłam trudny czas, byłam w rozwodowej traumie. Czułam się zagubiona, nie potrafiłam sobie z niczym poradzić. Ela, gdy tylko zauważyła, że coś jest nie tak, siadała bardzo blisko mnie, nieomal wtulała się sobą w moje ciało, żebym wiedziała, że nie jestem sama. Brała mnie za rękę i mówiła: „Wszystko będzie dobrze”. Albo nic nie mówiła. Po prostu była ze mną. Dawała mi swoje ciepło, swoją obecność. Czułam się przy niej wspaniale, bezpiecznie.

Czytaj więcej

Catherine Deneuve kończy 81 lat. Wielka gwiazda kina wciąż gra i jest kapryśna

Po zakończeniu pracy na planie serialu nasze kontakty nie były już tak intensywne, ale zawsze, kiedy się spotykałyśmy, rzucałyśmy się sobie w ramiona. Pamiętam, że raz przypadkowo spotkałyśmy się na dworcu i natychmiast wylądowałyśmy w kawiarni. Spędziłyśmy tam pół dnia. Miałyśmy sobie zawsze tyle do powiedzenia i niczego nie trzeba wyjaśniać. Było tak, jakbyśmy rozstały się wczoraj i kończyły przerwaną rozmowę. Czułam, że jest wulkanem dobrej energii.

Ela miała w sobie niesamowitą autentyczność. W świecie pełnym zazdrości, hejtu i nieszczerości, była – obok Ewy Sałackiej, Ani Romantowskiej czy Magdaleny Kuty jedną z tych niewielu osób, przy których czułam się naprawdę dobrze. Miała tę wyjątkową cechę, że nigdy niczego nie udawała. Była prawdziwa, szczera.

Teraz, gdy o niej myślę, przed oczami stają mi obrazy, jak jeździmy razem na motorze. Ja krzyczałam z przerażenia, a ona, taka szczupła, wiotka, śmiała się i wołała: „Zaraz mi złamiesz kręgosłup!” A ja wczepiałam się pazurami w tej jej kręgosłup, bo tak się bałam.

Elżbieta Zającówna jeździła motocyklem?

Nie wiem, czy jeździła, ale była taka scena w serialu. Miałyśmy wtedy kaskadera, który prowadził motocykl. On trzymał kierownicę, Ela siedziała za nim, a ja siedziałam za nią, trzymając się jej i wbijając paznokcie w jej kręgosłup. To było bardzo zabawne.

Serial was zbliżył i połączył?

Bardzo. Później, jak wspomniałam, już nie miałyśmy zawodowych kontaktów, poza tym, że występowałyśmy razem w różnych programach rozrywkowych. Najczęściej widywałyśmy się na festiwalach. Prywatnie – nie tak często, jakby należało. Właśnie. Człowiek czasem zaniedbuje piękne przyjaźnie; zgadzamy się na to, by otaczali nas ludzie, którzy nie wprowadzają żadnej wartości do życia, a potem strasznie żałujemy, że ci, którzy wnosili ogromną wartość, nagle zniknęli. Mam poczucie strasznej straty.

Chorowała na rzadką chorobę genetyczną związaną z zaburzeniami krzepliwości krwi. Mówiła o swojej chorobie?

Cały czas walczyła, zmagała się z chorobą. Nie mogła wykonywać ciężkich prac, nie mogła być na planie 20 godzin, jak reszta ekipy. Musiała też uważać na to, co je, ponieważ nie wszystko było dla niej wskazane.

Marzyła o karierze sportowej, ale choroba jej w tym przeszkodziła?

Była bardzo wysportowana. Dbała o kondycję. Miała piękne ciało, niesamowicie gibkie.

Kiedy spotkała się pani z nią ostatni raz?

Całkiem niedawno, przypadkiem. Wpadłyśmy na siebie na parkingu przy ulicy księdza Popiełuszki na Żoliborzu. Nie mogłyśmy przestać rozmawiać. Buzie nam się nie zamykały.

Czytaj więcej

Ostatni taniec w Hollywood. Dlaczego Kathy Bates rezygnuje z zawodu

Opowiedziałyśmy sobie o naszych córkach, o tym, jak teraz żyjemy, jak o siebie dbamy. Śmiałyśmy się, że jesteśmy chyba jednymi z ostatnich, które ciągle boją się ingerencji w urodę, ale przynajmniej staramy się robić mezoterapię. Pamiętam, że kiedyś wyjechałyśmy razem na wakacje, na specjalny obóz odnowy biologicznej. Ela dojechała ze swoją córeczką Gabrysią. Spędziłyśmy tam tydzień, ćwicząc i pływając. To był wspaniały czas. Teraz jej powiedziałam: „Wiesz, niedawno byłam na tym samym obozie, w tym samym miejscu, w którym byłyśmy razem”. Dodałam też, że chcę pojechać znów w przyszłym roku, w maju. Odpowiedziała: „To ja z tobą pojadę w przyszłym roku.” Planowałyśmy więc wyjazd do Jastrzębiej Góry.

W ostatnich latach poświęciła się pracy charytatywnej. Była wiceprezeską fundacji Polsat. Znała ją pani od tej strony - jej wrażliwości na krzywdę innych?

Ela była nieziemsko empatyczna. Nie myślała o sobie. Nie skupiała się na sobie. Nie była egocentryczna ani egoistyczna. Nie miała wielkiego ego. Odeszła za wcześnie. Szok, kompletny szok.

Pamięta pani pierwsze spotkanie z Elżbietą Zającówną?

Trudno po czterdziestu latach mówić o pierwszym spotkaniu. Byłyśmy koleżankami, widywałyśmy się na festiwalach filmowych, na bankietach Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Ale takie naprawdę ważne spotkanie, od którego stałyśmy się sobie bliskie, miało miejsce na planie serialu „Matki, żony i kochanki”. Wtedy nie było castingów, zdjęć próbnych — role były pisane w pewnym sensie specjalnie dla nas. Tam poznałyśmy się bliżej, na próbach, podczas czytania tekstu. Kiedy patrzyłam na Elkę, towarzyszyła mi taka pozytywna zazdrość. Myślałam sobie: „Jaka ona jest nieziemsko piękna! Ma ciało jak hollywoodzka gwiazda! Ten uśmiech, spojrzenie, włosy, gesty...”. Była jak sarna. Miała w sobie coś magicznego, coś niezwykłego w każdym ruchu.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ludzie
Rzadki element w stylizacji księżnej Charlene. "Symbol siły i niezależności"
Ludzie
Kate Bush ma szansę na pierwszą w karierze nagrodę Grammy. Wielki powrót?
Ludzie
Heidi Klum krytykowana za wygląd. Jak radziła sobie z kąśliwymi uwagami?
Ludzie
Miss Universe 2024. Pierwszy raz w historii konkursu zwyciężyła Dunka, Victoria Kjær Theilvig
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ludzie
Whoopi Goldberg założyła kanał transmitujący wyłącznie kobiecy sport