Reklama

Agentka nieruchomości Olga Fibak: Nie polecam inwestowania w mieszkania na wynajem

Nie zależy mi na tym, żeby klient kupił nieruchomość. Zależy mi, żeby podjął właściwą decyzję – mówi Olga Fibak, która w pracy agentki nieruchomości wykorzystuje swoje wykształcenie prawnicze i znajomość rynku sztuki.

Publikacja: 30.07.2025 11:52

Olga Fibak: Sukces zawodowy to miły dodatek, ale nie decyduje o moim poczuciu własnej wartości. Jeśl

Olga Fibak: Sukces zawodowy to miły dodatek, ale nie decyduje o moim poczuciu własnej wartości. Jeśli coś się nie uda, to sygnał do refleksji, nie do zwątpienia. Każda porażka może być początkiem czegoś nowego.

Foto: Katarzyna Hołopiak

Co to znaczy być najlepszą wśród najlepszych agentów nieruchomości w Partners International, jeśli chodzi o obsługę klienta?

To ogromne wyróżnienie, ale ranking uaktualniany jest kwartalnie, więc nie jest to pozycja na zawsze. Biorąc pod uwagę, ilu mamy w agencji wyśmienitych agentów, czuję się trochę jak na olimpiadzie, która jest wydarzeniem, w której sam udział jest już sukcesem. A bycie na podium, to coś, z czego można być naprawdę dumnym. Firma, w której pracuję, jest duża, mamy ponad stu agentów, działamy w kilku miastach oraz za granicą. 

Pracuję w zespole Deluxe, który liczy 11 agentów, zajmującym się klientami i nieruchomościami z najwyższego segmentu rynku. Siłą rzeczy generujemy największe obroty i największe przychody, ponieważ sprzedajemy najdroższe nieruchomości, w tym całe kamienice oraz butikowe inwestycje z rynku pierwotnego. Agencja istnieje od 30 lat, posiada strukturę dużej organizacji, są menedżerowie, profesjonalny dział marketingu, wewnętrzny prawnik, client service. Funkcjonuje na wzór korporacji, ale bez korporacyjnych wad. Posiada struktury, które pomagają, a nie ograniczają. Zawód agenta nieruchomości z natury jest wolny i niezależny. Jednocześnie z firmy czerpię wsparcie i wiedzę, mamy ogromne zasoby merytoryczne, świetne szkolenia, stoi za nami siła organizacji.

Czytaj więcej

Karina Kunkiewicz o swoim przebranżowieniu: W nieruchomościach zmarszczki są bez znaczenia

Kiedy po raz pierwszy pomyślała pani: „Jestem w tym dobra”?

Cały czas dążę do tego, żeby być coraz lepsza. To zawód, który wymaga ciągłego szkolenia, ciągłego udoskonalania się. Uczymy się z każdą transakcją, z każdym miesiącem. Przy każdej udanej transakcji, kiedy klient jest zadowolony, mam poczucie, że zrobiłam coś dobrze. Tego rodzaju pewność, że jestem profesjonalna i dobra w tym, co robię, przyszła chyba dość szybko. W tej firmie naprawdę łatwo jest odnaleźć pewność siebie.

Z wykształcenia jest pani prawniczką, ale nie poszła pani typową prawniczą ścieżką.

Jestem magistrem prawa po Uniwersytecie Warszawskim, a moi rodzice byli warszawskimi notariuszami. To zresztą było jedno ze źródeł, dzięki któremu odnalazłam się w nieruchomościach. Ta mieszanka mojego wykształcenia, które bardzo sobie cenię, i środowiska, w którym dorastałam, sprawiła, że dziś naturalnie współpracuję z prawnikami, a wielu moich klientów to adwokaci i radcowie prawni. Często pracuję też z prawnikami przy tworzeniu umów, nie tylko aktów notarialnych, ale też różnego rodzaju umów cywilnoprawnych. Z nieruchomościami byłam związana właściwie od zawsze; najpierw trochę przez rodziców, a potem już osobiście. Zawsze coś kupowałam, sprzedawałam, remontowałam.

Reklama
Reklama

Co ciekawego zobaczyła pani w nieruchomościach?

Zainspirowali mnie agenci, z którymi kiedyś współpracowałam. Wywarli na mnie duże wrażenie. Pomyślałam wtedy: może to jest coś dla mnie? Moja wiedza o nieruchomościach, o rynku, nie tylko polskim — o wykańczaniu, tego rodzaju technikaliach, to wszystko bardzo się tu przydaje. W naszej firmie musimy się znać na wielu rzeczach. Miałam przygotowanie życiowe, wiedzę merytoryczną i umiejętności miękkie. Rozpoczęcie kariery w Partners International to był strzał w dziesiątkę.

Branża nieruchomości kojarzy się z chłodnym biznesem, a nie z empatią czy kompetencjami miękkimi.

Umiejętności miękkie są absolutnie kluczowe w pracy agenta nieruchomości. To one decydują o sukcesie, a przez sukces rozumiem zadowolenie klienta, jego sympatię, gotowość do poleceń, powrót. My naprawdę bardzo się z klientami wiążemy. Budowanie relacji to ogromna wartość tej pracy. Ponieważ towarzyszymy klientom w bardzo ważnych momentach ich życia. To może być sprzedaż domu, w którym ktoś mieszkał przez lata, albo zakup miejsca, gdzie zacznie nowe życie. To są decyzje związane z dużym majątkiem. Dla wielu to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu. Oczywiście, jeśli klient to wytrawny biznesmen, który codziennie obraca milionami, podchodzi do tego chłodniej. Ale wielu zamożnych klientów, którzy na co dzień nie mają do czynienia z takimi transakcjami, bardzo to przeżywa. I wtedy mają do nas trochę taki stosunek jak do lekarza, który przeprowadza przez coś trudnego. Dlatego empatia, umiejętność wczucia się w sytuację drugiego człowieka, w jego potrzeby, które często zmieniają się w trakcie procesu, to według mnie najważniejsza cecha.

Czasem klient sam jeszcze nie wie, czego dokładnie chce. I to jest w porządku. Jestem po to, żeby pomóc to odkryć. Choć oczywiście umiejętności twarde też są bardzo istotne. Moje wykształcenie prawnicze to podstawa. Przymierzałam się do pracy w zawodzie, ale życie potoczyło się inaczej. Dziś moja wiedza prawnicza jest przydatna i potrzebna w pracy agenta. Mam też zawodową licencję pośrednika w obrocie nieruchomościami: ukończyłam wielotygodniowy kurs na wysokim poziomie i zdałam wymagający egzamin. Od 2014 roku licencje nie są obowiązkowe, zdania są podzielone, czy to dobrze czy źle. Ja swoją zrobiłam i uważam, że to ważne. Regularnie biorę udział w szkoleniach. Tak jak notariusze uczą się całe życie, my również powinniśmy.

Czytaj więcej

Architektka Magdalena Federowicz-Boule: Nie da się budować tylko dla idei

Czym wyróżnia się pani podejście? Dlaczego klienci wracają właśnie do pani ?

Dla mnie najważniejsze jest to, żeby być dla klienta doradcą, a nie kimś, kto patrzy krótkowzrocznie na własny interes. Nie chodzi o to, żeby za wszelką cenę doprowadzić do transakcji, tylko żeby klient podjął właściwą decyzję. Klienci to czują i bardzo cenią. Zdarzało mi się odradzić sprzedaż, odradzić najem, jeśli nie byłam przekonana, że to będzie dla tej osoby dobre. I za każdym razem to była dobra decyzja. Inaczej nie potrafię. Jeśli widzę, że coś może być niekorzystne dla mojego klienta, mówię to wprost. Istotne jest, że dobrze znam rynek. Około 80 procent moich transakcji to transakcje off market, czyli bez ogłoszeń na portalach. Lubię pracować z klientem poszukującym. Wiem, że nie wszyscy agenci za tym przepadają, uznają to za mniej przewidywalne. Często słyszy się: „Taki klient tylko szuka, a i tak nie kupi”. A ja właśnie takich klientów lubię, ponieważ wtedy mogę szukać naprawdę szeroko. Znam wiele nieruchomości, nie tylko te z rynku, ale też takie, których się nie ogłasza. Często są to mieszkania i domy moich klientów, które nie są wystawione, ale wiem, że mogą być dostępne. Praca z klientem kupującym i sprzedającym to dwa zupełnie różne światy. W jednej sytuacji mam ofertę i szukam nabywcy, w drugiej mam osobę i szukam dla niej wymarzonego miejsca. Większość agentów woli mieć konkretną ofertę niż konkretnego człowieka, ale ja dobrze czuję się w obu rolach.

Klienci zawsze wiedzą, czego chcą?

Często to się zmienia w trakcie procesu. Gdy zaczynają oglądać i widzą, co jest dostępne, dopiero wtedy zaczynają lepiej rozumieć własne potrzeby. Czasem to długi proces, ale właśnie dlatego cierpliwość jest tutaj na wagę złota. Staram się być elastyczna i naprawdę słuchać. To nie ja mam być zachwycona nieruchomością, tylko mój klient. Znajomość rynku to mój duży atut. Nie muszę godzinami przeszukiwać portali. Gdy słyszę, czego ktoś szuka, od razu wiem, co mam w głowie. Nieraz długo rozmawiam z klientem, zanim w ogóle pokażę mu pierwszą nieruchomość. Podobnie jest przy sprzedaży: też poprzedza ją selekcja i rozmowa. Często mam dosłownie jedną prezentację i ten jeden klient właśnie tę nieruchomość kupuje. Nie pokazuję oferty stu osobom, tylko tej jednej, właściwej.

Reklama
Reklama

Trafia pani w punkt. Jak dziś wygląda rynek? Co się sprzedaje? Co się kupuje?

Dla nas, agentów, nie ma większego znaczenia czy rynek jest dobry, czy gorszy. Nieruchomości zawsze się kupuje i sprzedaje. Bywają chwilowe zastoje; tak było na przykład po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, ale trwało to może dwa, trzy miesiące. Rynek przypomina rzekę z tamą – tama trochę przyblokuje rzekę, ale woda i tak napiera. Mieszkanie to jedna z podstawowych potrzeb. W Polsce mamy wysoki, w porównaniu ze średnią w Unii Europejskiej, poziom własności mieszkań i domów, ale zdobycie własnego mieszkania to wciąż jeden z najważniejszych celów życiowych. Na rynku popularnym obserwujemy teraz lekką korektę cen, po wcześniejszych, bardzo intensywnych wzrostach. To naturalne. Rynek nieruchomości, tak jak rynki finansowe, ma swoje cykle: wzrosty, spadki, korekty.

To dobry moment, by inwestować w nieruchomości?

Dobry moment jest właściwie zawsze. Gdy spojrzymy wstecz, każdy mówi: „Trzeba było kupić pięć lat temu”. Słyszałam to w 2005, 2010, 2015 roku, a nawet jeszcze wcześniej. Segment premium pozostaje stabilny. Nie ma tam nadpodaży, nie ma presji na obniżki. Dobre nieruchomości znikają błyskawicznie, często nawet bez ogłoszeń, jeśli ich cena jest adekwatna do wartości. To nadal świetny sposób na ochronę kapitału, zwłaszcza że przed nami kolejne obniżki stóp procentowych. A transakcje w tym segmencie z reguły odbywają się za gotówkę, więc nie są uzależnione od kredytów.

Na co trzeba zwrócić uwagę, jeśli myśli się o wzroście wartości w czasie?

Najlepiej trzymają wartość penthouse’y, apartamenty z tarasami, z dobrą ekspozycją, z garażem. Klienci chcą garaży, bez nich sprzedaż jest trudniejsza. Bardzo pożądane są wille w najlepszych dzielnicach: Górny Mokotów, Żoliborz, Stara Sadyba, Saska Kępa. Równie cenne są apartamenty w kamienicach —kamienic mamy mało i nowe nie powstaną. Z kolei apartamentowce, zwłaszcza te zbudowane do 2015 roku, dość szybko się starzeją. Widać to zwłaszcza w tych z lat 90. czy początku lat 2000. Tam ceny spadają. Ale jeśli ktoś nie szuka inwestycji, tylko chce dobrze mieszkać, to może być świetna okazja. To też moja rola jako doradcy: zrozumieć, czego klient naprawdę potrzebuje. Bo jeśli ktoś chce po prostu zaspokoić swoją potrzebę mieszkaniową, to też jest cel. I wtedy szukamy czegoś wygodnego, przyjemnego, nawet jeśli nie będzie to finansowa inwestycja życia. Jak z samochodem: kupujemy go, żeby nam się nim dobrze jeździło, a nie po to, by sprzedać go za kilka lat z zyskiem.

Czego pani nie poleca?

Nie polecam inwestowania w mieszkania na wynajem. Ten rynek jest mocno nasycony. Ceny najmu spadają, stopa zwrotu jest niska, a do tego niepewna i uzależniona także od najemcy, czyli od czegoś, na co nie mamy wpływu. Do tego dochodzą inwestycje instytucjonalne: całe budynki typu PRS należące do funduszy, które wynajmują mieszkania w dużo wygodniejszy sposób niż prywatny właściciel. Takich budynków będzie coraz więcej. Dobrą inwestycją są natomiast- oprócz wspomnianych dobrze wybranych nieruchomości mieszkalnych- grunty oraz lokale komercyjne. Inwestowanie w nie wymaga wiedzy albo dobrego doradcy, ale naprawdę się opłaca. Dla zamożniejszych inwestorów polecam całe kamienice, których sprzedażą także się zajmuję.

Czytaj więcej

Malarka Elżbieta Radziwiłł: Ludzie zbierają zaprojektowane przeze mnie flakony i opakowania

Jakie nieruchomości dziś same się sprzedają, a które, mimo atrakcyjnego wyglądu nie znajdują nabywców?

Opornie schodzą nieruchomości nietypowe. Ciężko sprzedać te urządzone oryginalnie, mocno pod właściciela, a nie w sposób uniwersalny. Trudniejsze są też nietypowe metraże. Duże mieszkania sprzedają się wolniej, szczególnie jeśli mają mało sypialni. Zdarzają się lokale 200-metrowe z jedną sypialnią i choć dla niektórych to może być atut, to generalnie trudno o kupca. Choć z drugiej strony, jeśli ktoś właśnie takiego układu szuka, to będzie miał problem, żeby znaleźć coś podobnego, bo takich ofert jest niewiele. Nie sprzedają się nieruchomości oferowane w zawyżonych w stosunku do swojej realnej wartości cenach. Świetnie z kolei sprzedają się takie, w których wszystko się zgadza.

Reklama
Reklama

Co to znaczy?

To znaczy: penthouse z tarasem, ładnym widokiem, garażem, dobrą lokalizacją i ceną ustawioną rynkowo. Jeśli do tego jest dobrze urządzony, znika z rynku naprawdę szybko. Popularne są też mieszkania o powierzchni 60–70 metrów; to idealny metraż zarówno inwestycyjny, jak i dla dzieci. Sporo klientów kupuje dziś dla swoich dorosłych dzieci i, w zależności od możliwości, to może być jedna sypialnia w kamienicy albo cały dom na Mokotowie. Sprzedają się rzeczy bardziej uniwersalne, z odpowiednio skalkulowaną ceną.

Czyli?

Jeśli wartość rynkowa nieruchomości jest wysoka, to cena też może taka być; ważne, by nie była przestrzelona. A dziś niestety wiele ofert ma mocno zawyżone ceny. Często właściciele, którzy chcą sprzedać, patrzą na portale i widzą oferty z okolicy, nie zdając sobie sprawy, że to ceny wywoławcze, nie transakcyjne. My mamy dostęp do realnych cen transakcyjnych. Różnica między ceną ofertową a transakcyjną wynosi średnio około 10 procent, a bywa, że znacznie więcej. Próba sprzedaży w zawyżonej cenie to strata czasu. Klienci są coraz bardziej świadomi, wiedzą, ile wart jest pieniądz. Sprzedający często mają nierealne oczekiwania co do wysokiej wartości swojej nieruchomości i naszym zadaniem jest im spokojnie i rzeczowo wyjaśnić, jaka cena naprawdę ma sens. Czasem działa to w drugą stronę - sprzedający nie jest świadom potencjału swojej nieruchomości, wtedy doradzimy mu wyższą wycenę.

Lokalizacja ma znaczenie? Jakie są dziś najbardziej pożądane miejsca w Warszawie?

Jest takie powiedzenie, że najważniejsze trzy cechy nieruchomości to lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Ale lokalizacja to nie tylko adres. To też piętro, ekspozycja, konkretna część budynku. W tym samym budynku jedno mieszkanie może być warte trzy razy więcej niż inne, ponieważ ma widok na park, światło, ciszę, a inne – zlokalizowane na niskim piętrze, jest ciemne, z widokiem na śmietnik lub parking przed sklepem. Lokalizacja to także konkretna strona ulicy- po jednej stronie ogrody będą południowe, po drugiej północne, i to już wpływa na cenę. Po jednej stronie będzie hałas, po drugiej cisza. 

Najbardziej pożądane lokalizacje w Warszawie to: Stary Mokotów, Stara Sadyba, Saska Kępa, Stary Żoliborz. Tam podaż jest mała, a popyt bardzo duży. Są też mniejsze enklawy, np. na Starych Bielanach. Lub konkretne ulice: Aleja Róż, Mokotowska, Hoene-Wrońskiego. Konkretne ikoniczne budynki, kamienice. W każdej dzielnicy można znaleźć najlepsze jej zakątki. I ważne jest, żeby urządzenie nieruchomości pasowało do jej lokalizacji. Czasem klienci budują coś bardzo ekskluzywnego w miejscu, które nie jest równie prestiżowe. A potem są zaskoczeni, że nie są w stanie odzyskać włożonych pieniędzy. Lokalizacja musi iść w parze z poziomem inwestycji. Liczy się także komunikacja. Czy łatwo tam dojechać? Czy ostatni odcinek nie prowadzi wyboistą, polną drogą? Jakie jest sąsiedztwo? To wszystko wpływa na atrakcyjność. Południe Warszawy jest bardziej pożądane ze względu na szkoły międzynarodowe. Północ też ma swoich zwolenników, są tam dobre polskie szkoły i bliskość Kampinosu. Ale generalnie więcej droższych nieruchomości znajdziemy na południu.

Oczekiwania klientów zmieniły się w ostatnich latach? Czy pandemia, inflacja czy sytuacja geopolityczna wpłynęły na sposób, w jaki kupujemy nieruchomości?

Klienci są dziś bardziej świadomi. Mają dostęp do internetu, więcej wiedzą, potrafią porównać, są dobrze przygotowani. Czasem lepiej znają wybraną lokalizację niż agent i bardzo dobrze! Praca z takim klientem to przyjemność. Ale nie powiedziałabym, że same oczekiwania radykalnie się zmieniły.

Reklama
Reklama

Jak wygląda dziś luksus po polsku? Nadal modne są złote klamki, czy liczy się dom z duszą?

Przysłowiowe złote klamki to już przeszłość. Choć nowoczesne matowe okucia i armatury w kolorze złotym są bardzo modne. Teraz bardzo silny jest trend na quiet luxury, czyli cichy luksus, bez ostentacji. Liczy się jakość. I muszę powiedzieć, że gust Polaków naprawdę ewoluował. Nasze nieruchomości są coraz piękniejsze. Wnętrza często projektują profesjonaliści i efekt naprawdę zachwyca. Dekoracyjne potworki odchodzą w przeszłość. W każdej klasie cenowej widać dbałość o estetykę. Nawet przy tańszym wykończeniu jest ładnie. Również architektura budynków bardzo się ucywilizowała. Z przyjemnością ogląda się te wnętrza i ogrody.

Ma pani na swoim koncie transakcję, której nigdy nie zapomni?

Jest ich naprawdę wiele, ponieważ większość transakcji ma wspólny mianownik: są emocjonalne i pełne nieprzewidywalnych zwrotów akcji. To taki zawód, w którym agent właściwie cały czas biega z gaśnicą. Czasem ktoś pyta: „Po co mi pośrednik? Sam bym to ogarnął.” Wtedy mam ochotę zaprosić taką osobę do podglądania naszej pracy z ukrytej kamery. Żeby zobaczyła, ile trzeba się nagimnastykować, żeby wszystko się nie rozpadło. I to nie z powodu formalności, ale właśnie przez emocje, które pojawiają się u obu stron.

Często sprzedający są po prostu niezadowoleni, że sprzedają. Kupujący z kolei czują, że płacą za dużo lub czegoś nie dostają. A kompromis to przecież sytuacja, w której obie strony muszą z czegoś zrezygnować. Na końcu, kiedy podpisanie aktu jest coraz bliżej, potrafią się jeszcze zagotować. Irytują ich pytania, szczegóły do doprecyzowania, a przecież to wszystko jest częścią procesu. Wiele zależy też od notariusza; mamy swoich ulubionych, choć zwykle wybiera go kupujący. Ja kancelarie notarialne bardzo lubię, relaksuję się w ich wnętrzach. Choć najdłuższy akt, przy którym byłam, trwał dwanaście godzin. I nie było żadnego konfliktu. Trzy godziny to standard, bo umowy bywają złożone i wymagają dużej precyzji. Na same wypisy czeka się często pół godziny, ale to miły moment; strony się rozluźniają, zaczynają rozmawiać. To czas, kiedy przekazują sobie kontakty, opowiadają o domu, który właśnie zmienił właściciela. Choć mam sporo historii, których nie zapomnę, to naszą zasadą numer jeden jest dyskrecja. Klienci oczekują poufności i zawsze tego przestrzegam. Nawet najbardziej błaha anegdota nie powinna wypłynąć od nas. Taka jest rola profesjonalnego agenta.

Czytaj więcej

Joanna Czapska: Z klientami negocjuję na polach golfowych, jachtach i podczas ich treningów

W tej branży kobiecie jest trudniej, łatwiej?

To bardzo kobieca branża. Wiedziałam, że kobiet jest więcej, bo widać to gołym okiem, ale przygotowując się do tej rozmowy, sprawdziłam dane i rzeczywiście, od dwudziestu lat kobiety nieznacznie dominują: 53 procent kobiet do 47 procent mężczyzn. I co ważne, kobiecość nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Jeśli jesteś profesjonalna, masz wiedzę, doświadczenie, to nikt tego nie kwestionuje ze względu na płeć. Nie spotkałam się z żadnym szklanym sufitem. Klienci, także ci na wysokich stanowiskach, podchodzą do nas z otwartością i szacunkiem. Co więcej, mamy wiele klientek na wysokich stanowiskach. Kobiet przedsiębiorczych, pełniących funkcje zarządcze, prezesek. To środowisko, w którym naprawdę nie odczuwa się, że płeć mogłaby być przeszkodą. Przeciwnie, umiejętności miękkie, przypisywane często kobietom, są tutaj ogromnym atutem. To też zawód przyjazny mamom. Choć nienormowany czas pracy potrafi być wyzwaniem, bo często siedzi się po nocach albo pracuje w weekend, daje też elastyczność. Można sobie ten dzień ułożyć. A ponieważ nasza wiedza nie jest podważana, czujemy się w tej branży pewnie i mamy duże pole do działania. Jest wiele agentek, które powiedziałabym, że wręcz przepisują ten zawód na kobiece warunki.

Reklama
Reklama

Kocha pani sztukę i muzykę, sport. Świat piękna pomaga pani w pracy?

Zdecydowanie tak. Sztuka mnie fascynuje. Uwielbiam wystawy, domy aukcyjne, galerie. Regularnie śledzę, co się dzieje na rynku sztuki, również jako rynku inwestycyjnym, ponieważ ten aspekt sztuki także mnie interesuje. Moi klienci też często pytają, a ja chcę być partnerem, który nie tylko sprzeda mieszkanie, ale doradzi, podpowie, pomoże szerzej. Muzyka, sztuka, sport – to wszystko mnie relaksuje. Staram się temu poświęcać tyle czasu, ile mogę. I tu znowu, pomaga mi elastyczny czas pracy. Nawet jeśli zdarzy mi się 12- godzinny dzień pracy, a tak bywa przed finalizacją transakcji, to wiem, że mogę potem wygospodarować czas dla siebie. Poza tym ja naprawdę lubię swoją pracę. Ona mnie ciekawi. Nawet kiedy idę do galerii sztuki, nie rozdzielam tego zupełnie od zawodowego życia. To się przenika. A że mam wokół siebie wspaniałych ludzi – w pracy i w rodzinie – to wszystko daje się pogodzić.

Gdyby miała pani wolny milion złotych, to kupiłaby działkę, dom, flip?

W Warszawie za tę kwotę można kupić ładną nieruchomość na rynku popularnym lub niewielkie, ale atrakcyjne mieszkanie w dobrej lokalizacji. Na kupno lokalu komercyjnego to trochę mała suma, choć niewielki lokal udałoby się znaleźć. Pomyślałabym także o gruncie. To forma inwestowania w nieruchomości o najniższym finansowym progu wejścia, a grunty mają potencjał wzrostu. Milion w nieruchomościach to niestety nie jest zbyt duża suma, ponieważ im lepszej jakości nieruchomość się kupi, tym większy jest potencjalny zysk przy odsprzedaży. Dobrym pomysłem byłaby inwestycja w samego siebie - w podwyższenie jakości życia, remont, nieruchomość rekreacyjną.

Osiągnęła pani sukces? Czym on dla pani jest?

Dla mnie sukces to stan, a nie jednorazowe wydarzenie. Odbieram sukces jako trwałe poczucie spełnienia, które wynika z relacji z ludźmi. Z tego, że mam dobre kontakty z rodziną, przyjaciółmi, współpracownikami. To mi daje codzienną satysfakcję. Sukces zawodowy to miły dodatek, ale nie decyduje o moim poczuciu własnej wartości. Jeśli coś się nie uda, to sygnał do refleksji, nie do zwątpienia. Każda porażka może być początkiem czegoś nowego. Może dlatego na co dzień widzę szklankę do połowy pełną.

Co to znaczy być najlepszą wśród najlepszych agentów nieruchomości w Partners International, jeśli chodzi o obsługę klienta?

To ogromne wyróżnienie, ale ranking uaktualniany jest kwartalnie, więc nie jest to pozycja na zawsze. Biorąc pod uwagę, ilu mamy w agencji wyśmienitych agentów, czuję się trochę jak na olimpiadzie, która jest wydarzeniem, w której sam udział jest już sukcesem. A bycie na podium, to coś, z czego można być naprawdę dumnym. Firma, w której pracuję, jest duża, mamy ponad stu agentów, działamy w kilku miastach oraz za granicą. 

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Nieruchomości
Dawna nowojorska „garderoba” Sary Jessiki Parker wystawiona na sprzedaż
Nieruchomości
Jak dobrze sprzedać mieszkanie? "Zdecydowanie lepiej posprzątać niż wyremontować"
Nieruchomości
Właścicielka domu serialowej Carrie Bradshaw dopięła swego. Czego nie zobaczą fani?
Nieruchomości
Raport: w USA singielki posiadają więcej domów i mieszkań niż single. Z czego to wynika?
Nieruchomości
Karolina Prędota-Krystek: Kobiety muszą się bardziej rozpychać, pokazywać, że mają odpowiednie kompetencje
Reklama
Reklama