Dlaczego ludzie decydują się zostać w swoim domu podczas powodzi, pomimo wyraźnych komunikatów o zagrożeniu?
Powodów jest kilka, ale na pierwszy plan wysuwają się dwa: braku zaufania do innych, zwłaszcza władz, i własna ocena zagrożenia. W sytuacji kryzysowej i niejednoznacznej polegamy w swojej ocenie na zachowaniu innych, nazywamy to informacyjnym wpływem społecznym. Im bardziej sytuacja jest niejasna, tym bardziej polegamy na otoczeniu. Mówiąc obrazowo, kiedy do domu wlewa nam się woda, wtedy wiemy już, że sytuacja jest poważna. Jeżeli widzimy tylko prognozę pogody, łatwiej nam wmówić sobie, że nas to nie dotyczy, że jeszcze mamy czas, że powódź może "przejdzie bokiem". Do tego dochodzi problem z zaufaniem – ewakuacja wymaga pozostawienia dobytku, który ktoś może nam ukraść, zniszczyć, uszkodzić. Wreszcie, przygotowanie się do ewakuacji to decyzja kosztowna, wymagająca wysiłku fizycznego i emocjonalnego, a niepotrzebnego wysiłku zwykle staramy się unikać.
Czy zjawisko zaprzeczania lub minimalizowania zagrożenia jest częste w takich sytuacjach? Jakie są jego przyczyny?
Częściowo odpowiedziałam na to pytanie wcześniej – zaprzeczanie ma miejsce zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja budzi silny lęk. Jeśli w dodatku jest sytuacją niejasną, wtedy łatwiej jest tak ją zinterpretować, żeby od zagrożenia się zdystansować i mu zaprzeczyć. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, które ze swojej natury są nagłe, nietypowe, trudno je przewidzieć i nie stykamy się z nimi osobiście na co dzień. Dotyczy to powodzi. Lęk jest nieprzyjemny, więc próbujemy go uniknąć. Konstruktywne poradzenie sobie z lękiem, czyli przygotowanie się na ewakuację lub zabezpieczenie dobytku wymaga wysiłku, który może okazać się niepotrzebny, jeżeli uda się uniknąć zagrożenia. Stąd częste w takich okolicznościach myślenie życzeniowe i zniekształcanie rzeczywistości, by okazała się mniej straszna.
Czytaj więcej
W naszej szkole są powybijane okna, powyrywane drzwi i zalany cały parter. Na szczęście woda nie doszła do kancelarii, dokumenty nie zostały zniszczone – mówi Bożena Węglarz, dyrektor SP nr. 1 im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Nysie.