"Życie zewnętrzne nie daje ostatecznego spełnienia". Jedyna mniszka jogowa w Polsce o sukcesie i szczęściu

Latem 2021 roku Joanna Bierska przyjęła inicjację symbolizującą śmierć dla świata materialnego i nowe narodziny. Swami Jayadevi Mata Puri – mniszka jogowa, kobieta, która posługuje się oryginalną definicją sukcesu i inspiruje do stawiania sobie nieoczywistych celów w działaniu. Jej zdaniem to jeden ze sposobów na to, by spokojniej funkcjonować w pędzącym świecie.

Publikacja: 16.12.2023 11:57

Swami Jayadevi Mata Puri - Joanna Bierska.

Swami Jayadevi Mata Puri - Joanna Bierska.

Foto: Joanna Bierska

Mniszka jogowa – nazwa tego, kim jesteś, nie jest popularna w naszym kręgu kulturowym. Jak można by ją wyjaśnić komuś, dla kogo temat jest zupełnie obcy?

Joanna Bierska: W starożytnej Kulturze wedyjskiej – nazywa się ją Sat Sanatan Dharma – osoba, która podąża ścieżką jogi (zarówno mężczyzna, jak i kobieta) może podjąć decyzję o wstąpieniu do życia monastycznego. W dużym uproszczeniu można by powiedzieć, używając terminologii z religii katolickiej, uznawanej za dominującą w Polsce, że jestem osobą duchowną – zakonnicą.

Ale joga nie jest religią, prawda?

Zdecydowanie nie jest religią. Nie w takim sensie, w jakim rozumie się to pojęcie. Słowo „joga” oznacza „ponowne zjednoczenie”. Mówi o relacji pomiędzy jednostką a wszechświatem, „Wyższym Ja” – Bogiem, ale nie w zrozumieniu osoby lecz Czystej Świadomości, która przenika każdy atom. Joga to też filozofia, sposób życia, zbiór zasad i prawd, według których funkcjonuje wszechświat oraz konkretne techniki, praktyki, które prowadzą do Samorealizacji, czyli uświadomienia sobie „Kim jestem” i odkrycia swojej Prawdziwej Natury. Uznawane w niej prawdy nie dotyczą konkretnej doktryny religijnej opierającej się na doświadczeniu jednej osoby – założyciela. Opierają się one na doświadczeniu dziesiątek tysięcy duchowo oświeconych jednostek, mężczyzn i kobiet, riszich (od „drisz” - „widzieć”), którzy przekazali przesłanie duchowości. Przez tysiące lat powstawało wiele ksiąg autorstwa różnych mistrzów, którzy dzięki medytacji doszli do tych samych odkryć. Te ich ustalenia, odkrycia – można powiedzieć: swoista praca zbiorowa – są podstawą systemu jogi.

Jak układała się twoja życiowa droga, która doprowadziła cię do miejsca, w którym jesteś?

Z jednej strony od zawsze czułam, że mam inny stosunek do spraw duchowych niż większość ludzi, a z drugiej, obiektywnie stwierdzam, że trochę mi zajęło uświadomienie sobie swoich prawdziwych potrzeb i celów, na których chciałabym się skupić w działaniach. Jako dziecko miałam wyjątkowe sny – widziałam w nich białe światło. Miałam ogromne pragnienie, aby na nie patrzeć, ale było tak silne, że w śnie nie mogłam otworzyć oczu. Myślę, że już od małego to Światło mnie prowadziło. Nikomu wtedy o tym nie mówiłam. Dopiero po latach, kiedy znalazłam się wśród ludzi, którym bliskie są tego rodzaju tematy, umiem to robić. Jako nastolatka lubiłam też czytać teksty mistyczek chrześcijańskich – to chyba nie jest częste wśród młodych ludzi. Duchowość była mi bliska z jeszcze jednego powodu. Usilnie poszukiwałam odpowiedzi na ważne egzystencjalne pytania: o sens życia, źródła szczęścia, z których można by czerpać w codzienności, istnienie siły, która stwarza świat i nim kieruje. Z racji kultury, w której się wychowałam, naturalne było, że w pierwszej kolejności próbowałam je znaleźć w religii chrześcijańskiej, ale to się nie udało.

Dlaczego?

Z kilku powodów. Jednym z nich na pewno jest fakt, że oprócz wspomnianego już „mocnego rysu duchowego” w mojej osobowości mocno daje o sobie znać racjonalne podejście do wielu kwestii. Poszukiwałam bardziej naukowego systemu, oczekiwałam, że odpowiedzi, których poszukiwałam, będą się układały w logiczną całość. Te znalezione w katolicyzmie nie stworzyły takiej układanki. Drugi ważny czynnik, który miał na mnie wpływ, to sposób, w jaki joga wyjaśnia nurtujące mnie problemy. W niej mówi się, że u podstawy jesteśmy niewinni i czyści, a grzech określa się jako niewiedzę, brak świadomości. Nie zakłada to całkowitego potępienia ani tego, że jesteśmy czegoś niegodni. Przeciwnie: praktykując, przypominasz sobie, że jesteś częścią całości, że to boskie, czyste światło jest w tobie i że sam jesteś Miłością. Kiedyś żyłam, nie widząc sensu w tym, co mnie otacza, a teraz doświadczam większego poczucia jedności ze wszystkim i jestem w stanie widzieć tę jedność za różnorodnością. To przyczyniło się w dużej mierze do odczuwania większego spokoju. Rozumiem, że mam w sobie ciemną i jasną stronę i mogę z tym bardziej świadomie pracować, a jednocześnie podążać w kierunku wyjścia ponad to, co rozumiane jest jako dobro i zło. Praktyka pozwala mi każdego dnia czerpać z zasobów własnego wnętrza i dzięki temu jestem teraz bardziej szczęśliwa.

Joga jest popularna w Polsce stosunkowo niedawno. Na twojej ścieżce stanęła ona dużo wcześniej. Jak do tego doszło?

To wszystko zaczęło się… ćwierć wieku temu. Studiowałam, nieopodal mojej rodzinnej wsi Kończyce Wielkie, w Cieszynie. Z racji kierunku, który wybrałam – etnologii – po raz pierwszy zetknęłam się z filozofią Wschodu. Usłyszałam, a raczej przeczytałam, o sposobie myślenia wyznających ją ludzi i okazało się, że są bliskie moim potrzebom, odczuciom i refleksjom. Zaczęłam odkrywać, że to – jak się teraz mówi – moja historia. Chciałam przenieść się na studia do Krakowa. Wiedziałam, że tam były większe możliwości kontaktu z jogą, ale tego planu nie udało się zrealizować. Życie napisało dla mnie inny scenariusz. Miejsce i ludzi, którzy mieli na niego decydujący wpływ, odkryłam po drugiej stronie granicy, w Czechach – całkiem niedaleko ówczesnego miejsca zamieszkania. W Czeskim Cieszynie spotkałam po raz pierwszy swojego mistrza duchowego z Indii Vishwaguru Paramhans Swamiego Maheshwaranandę. Zaczęłam regularnie jeździć do Aśramu w Czechach. Tam odbywały się spotkania z nim. Prowadzi mnie do dziś. System jogi, według którego praktykuję – jeden z wielu funkcjonujących – nosi nazwę „Joga w Życiu Codziennym”.

Po jakim czasie od tego spotkania zostałaś mniszką jogową?

Po 23 latach. Zdecydowaną większość mojego „życia z jogą” spędziłam w Warszawie. Przeprowadziłam się do stolicy, bo czułam, że tutaj będzie więcej ludzi o podobnych potrzebach i światopoglądzie jak ja. Miałam rację. Prowadzę zajęcia od ponad 20 lat. To moje źródło utrzymania. Inicjacja do życia monastycznego odbyła się latem 2021 roku. Podczas ceremonii, z racji tego, że jest to symboliczne rozpoczęcie nowego życia, dostałam nowe imię Swami Jayadevi Mata Puri. Swami to tytuł, który nadaje się każdemu mnichowi. Oznacza kogoś kto jest „panem siebie”. Jaya, czyt. dżaja, znaczy „zwyciężać”. Devi to „bogini”. Mata - „matka”, a Puri - „miejsce” .

Całkiem spory kawałek czasu te 23 lata… Co to symboliczne przejście zmieniło w twoim życiu?

Tak naprawdę nie zmieniło się bardzo wiele – poza tym, że teraz zawsze jednakowo wyglądam. Jako mniszka ubieram się na pomarańczowo od stóp do głów. W filozofiach Wschodu ten kolor symbolizuje wschód słońca oraz ogień. W kwestiach duchowych – niewidocznych na zewnątrz, a tak naprawdę najważniejszych – wciąż się rozwijam. Realizuję cele duchowe, które zostały zdefiniowane te 25 lat temu. Jako mniszka koncentruję się na ich pogłębianiu. Chcę pomagać ludziom. Zawsze tego chciałam, ale nie wiedziałam, w jakiej to ma być formie, teraz już wiem, że poprzez jogę.

Swami Jayadevi Mata Puri - Joanna Bierska

Swami Jayadevi Mata Puri - Joanna Bierska

Archiwum prywatne

Na czym konkretnie polega ta pomoc, którą niesiesz innym?

Praktyka jogi korzystnie oddziałuje na cztery wymiary życia. Pozwala cieszyć się zdrowiem fizycznym, mentalnym, społecznym i duchowym. Uczę ludzi, jak z niej czerpać. W kontekście pierwszego z wymienionych obszarów: prowadzę m.in. zajęcia „Zdrowy kręgosłup”. Uczestnictwo w nich pomaga pozbywać się fizycznego bólu. Czuję spełnienie, przynosząc komuś ulgę w jego bólu fizycznym, psychicznym lub duchowym.

A pozostałe kwestie, o których wspomniałaś?

Czytaj więcej

Samotność jest groźna dla zdrowia. Zbadano, jak wpływa na organizm

Praktyka jogi to przede wszystkim możliwość samorozwoju. Pozwala odkryć jacy naprawdę jesteśmy – w tym sensie jest drogą do zdrowia mentalnego. Jeśli chodzi o jej wpływ na funkcjonowanie w społeczeństwie: docierając do swojego wnętrza, zaczyna się rozumieć bliskość i wspólnotę z innymi. Zyskuje się świadomość, jak wiele nas wszystkich łączy – że w głębi mamy takie same potrzeby, pragnienia i ofiarowane przez wszechświat zasoby darów. I wreszcie strona duchowa: uświadomienie sobie, że na głębszym poziomie jesteśmy tym samym, odkrycie prawdy – o świecie i o sobie samym. Najpiękniejsze, czego można doświadczyć.

Wystarczy ćwiczyć ciało na zajęciach z tobą – lub innym nauczycielem – żeby to się stało…?

Nie do końca. Ćwiczenia fizyczne, czyli asany, to tylko jeden z wymiarów praktyki jogi a jest ich o wiele więcej, między innymi ćwiczenia oddechowe – pranajama – i medytacja. Głównie dzięki tej ostatniej poznajemy i zaczynamy rozumieć siebie, budujemy swoją wartość. To rodzaj samouzdrawiania. Ćwiczenia fizyczne i oddechowe przygotowują do medytacji. Byłoby doskonale, gdyby ją poprzedzały, a nie zastępowały, ale jeśli czyjaś praktyka ogranicza się tylko do nich, to nie oznacza, że nie przynosi żadnych korzyści. Jednym z atutów jogi jest właśnie szeroko rozumiana wolność działania. Każdy może wziąć z tego, co jest w niej oferowane, coś dla siebie. Można rozwijać się na różnych poziomach. Nie potrzeba od razu głęboko wchodzić w jej duchowy aspekt. Co ważne: prawdziwy nauczyciel nie będzie na siłę i nachalnie namawiał do zaangażowania duchowego. Wszystko, co się dzieje, jest decyzją ucznia. Nawet na takim poziomie zaangażowania jak przygotowanie do inicjacji, do życia monastycznego, potrzeba jej doświadczenia musiała być wyrażona przeze mnie. Powiedziałam o niej mistrzowi. Domyślam się, że wiedział, że to nastąpi, ale nie było tu żadnego zachęcania. Powiedziałabym nawet, że nie było zwerbalizowanej akceptacji dla mojej decyzji. Ot, przyjęcie do wiadomości i wsparcie na drodze do obranego celu.

Od początku planowania naszego spotkania chciałam, żeby osią rozmowy były sukces i szczęście – według Twojej filozofii. Jesteś kobietą sukcesu? Czujesz się szczęśliwa?

Przede wszystkim: w jodze w zasadzie w ogóle nie mówi się o sukcesie w potocznym rozumieniu. Nie oznacza to jednak, że wyrzuciłam ten wyraz ze swojego zasobu leksykalnego. Dla mnie osobiście sukces oznacza odczuwanie wewnętrznego spokoju, bez względu na to, co dzieje się na zewnątrz. Ogólnie rzecz biorąc: w filozofii jogi podkreśla się współistnienie i przeplatanie w życiu szczęścia i nieszczęścia. Sukcesem jest to, że źródeł tego pierwszego umie się szukać w samym sobie, że umie się oczyszczać z blokad ograniczających samorozwój, że otwiera się na zrozumienie innych i wybaczenie sobie i innym. Jedna z najważniejszych jogowych mądrości mówi o miłości do samego siebie. Trzeba ją czuć i rozwijać, żeby móc coś ofiarować innym. Biorąc pod uwagę to wszystko, mogę powiedzieć, że jestem coraz bardziej szczęśliwa i osiągam sukces. Buduję swoje poczucie szczęścia na tym, co jest we mnie trwałe, prawdziwe, dalekie od ziemskiej ulotności.

Czy takiej osobie jak ty łatwo żyje się w Europie – centrum kultury pędu i kultu doczesności…?

W każdym miejscu na świecie można żyć, wyznając wartości płynące z mądrości jogi. Nie muszę mieszkać w aśramie w Indiach, żeby spełniać się w tym, co robię. Ba!, nie trzeba podejmować decyzji o życiu monastycznym, żeby doświadczyć pełni tego, co można osiągnąć dzięki jodze. Każdy ma swoją indywidualną ścieżkę. Dla mnie jako mniszki domem jest cały świat. Żadne miejsca nie są mi obce, bo wszyscy ludzie, których spotykam, to w pewnym sensie rodzina. Faktycznie: w aśramach w Indiach jest specyficzna energia, z której czasami warto zaczerpnąć i dlatego staram się regularnie odwiedzać te miejsca, żeby się naładować. Nie mam jednak poczucia, że gdybym tam mieszkała na stałe, lepiej realizowałabym swoje zadania.

Skoro już o realizacji zadań mowa: jak zdefiniowałabyś swój cel – w najbardziej ogólnym, życiowym ujęciu?

Nie chciałabym mówić o sobie w kontekście osiągania celów materialnych. Jako osoba powołana do życia duchowego postrzegam siebie jako narzędzie służące do realizacji bardzo jasno określonych zadań (mówimy o spełnianiu swojej dharmy – czyli powinności). Żeby wyjaśnić, o co mi chodzi, posłużę się metaforą. O oczach można powiedzieć, że ich celem (dharmą) jest widzenie. Po prostu: robią to, do czego zostały stworzone. Naturą mnicha (dharmą) jest pomaganie innym, wspieranie ich w rozwoju. Jeśli więc już miałabym mówić o swoim celu, to zdefiniowałabym go tak: stać się jak najlepszym narzędziem do tego, by prowadzić innych w kierunku światła i miłości.

Jak w takim razie rozumieć to światło i czy to właśnie drogi do niego poszukują ludzie trafiający na zajęcia, które prowadzisz?

W największym skrócie: światło to mądrość duchowa, która pozwala być bardziej szczęśliwym, dostrzegać w innych siebie, a w sobie źródło szczęścia. Co ważne: aby do niej dotrzeć i z niej korzystać, nie potrzeba odrzucać doczesności czy materii. Na przykład będąc bogatym, i mając tą duchową mądrość, można zastanowić się, jak użyć tego bogactwa, aby zrobić coś dobrego dla świata. Odnośnie do drugiej części pytania: myślę, że większość ludzi przychodzących na zajęcia jogi – konkretnie te moje – poszukuje spokoju, przestrzeni, w której można wyhamować z codziennego pędu. Jednak po jakimś czasie praktyki wiele osób zaczyna sobie uświadamiać, że życie zewnętrzne nie daje ostatecznego spełnienia, i że prawdziwe bogactwo mamy w swoich wnętrzu. Właśnie te pokłady warto odkrywać.

Analizując to, co powiedziałaś o różnorodności dostępnych systemów jogi i bardzo bogatej ofercie zajęć dla praktykujących – w klubach fitness czy szkołach jogi – zastanawiam się, jak oceniasz panującą obecnie modę na jogę?

Tak jak powiedziałam wcześniej, joga to coś zdecydowanie więcej niż ćwiczenia fizyczne, ale praktyka któregokolwiek z jej wymiarów przynosi pewne korzyści. Trzeba tylko uważać, aby dostosowywać zakres podejmowanej aktywności fizycznej do swoich możliwości i nie zrobić sobie krzywdy. Pieczę nad tym powinien oczywiście sprawować nauczyciel prowadzący zajęcia, ale tak naprawdę każdy sam najlepiej zna swoje ciało. Praktyka powinna dawać spokój i poczucie uskrzydlenia równocześnie, lekkość i doświadczenie dobra, wewnętrzną radość. Jeśli komuś do osiągnięcia takiego stanu wystarcza wykonanie sekwencji asan, to w porządku. Może z czasem przejdzie na kolejny poziom, może nie. Nie odważyłabym się skrytykować jakiejkolwiek praktyki, która choćby w najmniejszym stopniu przynosi poprawę samopoczucia podejmującej ją osoby.

Gdybyś miała przekazać nieznajomej kobiecie jogową mądrość, którą uważasz za najważniejszą, co by to było?

Miałabym ich nawet kilka. Po pierwsze: nigdy nie jesteś sama – masz w sobie wszystko, co ważne i co chroni cię w trudnych sytuacjach; przede wszystkim bezwarunkową miłość, która cię prowadzi. Po drugie: odpowiedzi na trudne pytania znajdziesz w sobie – wystarczy zamknąć oczy i wsłuchać się w siebie, ponieważ to w tobie jest cała mądrość wszechświata. Po trzecie: pielęgnowanie relacji i odczuwanie bliskości osoby, która bezwarunkowo cię kocha i ma wewnętrzną mądrość i zrozumienie, uwalnia miłość do samego siebie i wskazuje drogę do samoakceptacji. To bezcenny skarb. Ktoś kiedyś powiedział „człowiek dla człowieka jest najlepszym lekarstwem”.

Mniszka jogowa – nazwa tego, kim jesteś, nie jest popularna w naszym kręgu kulturowym. Jak można by ją wyjaśnić komuś, dla kogo temat jest zupełnie obcy?

Joanna Bierska: W starożytnej Kulturze wedyjskiej – nazywa się ją Sat Sanatan Dharma – osoba, która podąża ścieżką jogi (zarówno mężczyzna, jak i kobieta) może podjąć decyzję o wstąpieniu do życia monastycznego. W dużym uproszczeniu można by powiedzieć, używając terminologii z religii katolickiej, uznawanej za dominującą w Polsce, że jestem osobą duchowną – zakonnicą.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają
Wywiad
Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością
Wywiad
Luna: Nie czuję, że na Eurowizji poniosłam porażkę
Wywiad
Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wywiad
Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak stworzyła "Kolory zła: Czerwień". Mówi, że to terapia