Następnie stworzyła pani Klinikę Intensywnej Terapii Kardiologicznej w Narodowym Instytucie Kardiologii – co tu było motywacją i jakie wyzwania pani napotkała podczas jej tworzenia i zarządzania?
To było około 2005 roku, kiedy profesor Zbigniew Religa był dyrektorem Instytutu, a intensywna terapia kardiologiczna zaczęła się dynamicznie rozwijać. Ale moment przełomowy wydarzył się wcześniej – było nim przeniesienie się z Kliniki Kardiologii i Kardiochirurgii przy ulicy Spartańskiej, gdzie odbywałam staż, do nowej siedziby Instytutu w Aninie. Już wtedy powiedziałam profesor Marii Hoffman, ówczesnej dyrektorce Instytutu Kardiologii, że chętnie zajęłabym się Oddziałem Intensywnej Opieki Medycznej, zwanym OIOM-em. Profesor Maria Hoffman przyjmowała mnie do pracy, była moją nauczycielką kardiologii, promotorką mojego doktoratu.
I mentorką, prawda?
Tak. Nauczyła mnie bardzo dużo — wymagająca, nowoczesna, świetnie rozumiała kardiologię. Wsparcie pani profesor było dla mnie ogromnie ważne. W tamtych czasach nasza praca polegała głównie na opiece nad pacjentami, stąd nazwa OIOM – Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Jednak postęp w kardiologii zmienił naszą rolę – zaczęliśmy leczyć, a nie tylko opiekować się pacjentami. Walczyłam o to, aby oddziały nazywano Oddziałami Intensywnej Terapii, co lepiej oddawało nasze działania. To odzwierciedla zmiana nazwy na Oddział Intensywnej Terapii Kardiologicznej, a po latach Klinikę Intensywnej Terapii Kardiologicznej. W 1980 roku profesor Maria Hoffman powierzyła mi kierowanie tym oddziałem. W tamtych latach byłam jednym z najmłodszych ordynatorów, wspierała mnie nie tylko prof. Hoffman, ale też prof. Wanda Rydlewska-Sadowska. Po kilkunastu latach, widząc w jakim kierunku zmienia się kardiologia, uważałam, że specjalistyczne szpitale kardiologiczne powinny przyjmować tylko najbardziej zagrożonych pacjentów, a większość diagnostyki mogłaby być przeprowadzana w ramach ambulatorium. Natomiast sercem szpitala kardiologicznego powinna być intensywna terapia kardiologiczna, gdzie przeprowadzana byłaby szybka diagnostyka stanów zagrożenia życia i przygotowanie do odpowiednich interwencji, czy też leczenie po interwencjach. Przedstawiłam tę wizję profesorowi Relidze, który od razu podchwycił pomysł i w ciągu kilkunastu minut zdecydował o jego realizacji. To było typowe. Profesor Religa był otwarty na nowe pomysły i szybko podejmował decyzje. Biorąc pod uwagę fakt, że nie odmawiał przyjęć najciężej chorych pacjentów, prawie nie odmawiał operacji w najtrudniejszych sytuacjach, nie dziwiło mnie, że doceniał rolę intensywnej terapii. Moim zdaniem ta historia jest ciekawa i zaraz powiem, dlaczego.
Słucham uważnie.
Profesor Religa odegrał kluczową rolę w pozyskaniu funduszy, dzięki którym powstała nowoczesna klinika. To było wielkie wydarzenie, otwarcia kliniki dokonała minister Ewa Kopacz. Klinika była również nastawiona na szkolenia. Nie jestem w stanie podać dokładnej liczby kardiologów, którzy się tam szkolili, ale mogę powiedzieć, że szkoliliśmy specjalistów z całej Polski, a były miasta, z których wszyscy szkolący się, przyjeżdżali do Instytutu. Niestety, finansowanie kliniki nie szło w parze z jej działalnością.