Mówi pani o sobie „aktorka od zadań specjalnych”. W „Infamii” jako Gita ogoliła Pani głowę na zero. W „Kolorach Zła: Czerwień” wcielając się w postać Moniki Boguckiej, miała pani bardzo odważne sceny – emocjonalne i cielesne. Czy to dlatego?
Zofia Jastrzębska: To określenie traktuję z przymrużeniem oka. Rzadko dostaję propozycję zagrania „dziewczyny z sąsiedztwa”, co zresztą bardzo mnie cieszy. Nie boję się wyzwań. Lubię zderzać się ze skomplikowanymi scenariuszowo postaciami. Monika i Gita choć tak różne, były równie mocne, zdecydowane, niepokorne. Mające przekonanie, że są zmuszone walczyć same za siebie. Młode, życiowo zagubione, ale mądre. Z „zadziorem”. Kolorowe ptaki: tajemnicze, zamknięte i chroniące swoje światy przed niechcianymi gośćmi. Staram się być „filtrem” dla swoich postaci, traktując role jako szanse by pokazać, co we mnie drzemie. Na co dzień staram się być otwarta, ale skoncentrowana. Uważnie obserwuję otoczenie i ludzi. Kumuluję energię. Prywatnie bywam wyciszona, ale to nie kłoci się w żaden sposób ze śmiałością filmowych scen. Najważniejsze jest to, by znaleźć dla takiej sceny uzasadnienie, nazwać dla samej siebie jej znaczenie. Podczas tych najtrudniejszych, tak — boję się - ale idę naprzód. Robię to z pełną świadomością. Na 100 procent. Ciało jest przecież narzędziem aktorskiej pracy.