Jadwiga Jankowska-Cieślak: Samotność jest motorem, który uruchamia moje siły życiowe

Kierując się intuicją i improwizując, zagrała jedną z najtrudniejszych ról w swojej karierze. Jako pierwsza polska aktorka otrzymała za nią niegdyś Złotą Palmę w Cannes. Jadwiga Jankowska-Cieślak mówi o marzeniach, które pragnie jeszcze zrealizować.

Publikacja: 02.09.2024 10:51

Jadwiga Jankowska-Cieślak: Można być samotnym również w rodzinie. A mimo to, rodzina jest dla mnie n

Jadwiga Jankowska-Cieślak: Można być samotnym również w rodzinie. A mimo to, rodzina jest dla mnie niezwykle ważna. To jest moja największa radość.

Foto: East News

Czym dla pani jest miłość?

Mój Boże, gdybym tylko potrafiła to zdefiniować... Nie potrafię. Wiem, kiedy ona się zdarza, wiem, kiedy – mówiąc obrazowo – występuje w przyrodzie. Ale jak to nazwać? Nie umiem. I nawet nie podejmuję się tego wysiłku.

Podczas ostatniego Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą ponownie przypomniano film „Inne spojrzenie", z panią w roli głównej. Miłość kobiety do kobiety ukazana jest w nim na tle ponurych czasów komunizmu. Ciekawa jestem, kiedy ostatni raz oglądała pani ten film?

To było trzy, może cztery lata temu, w Petersburgu, jeszcze przed wojną w Ukrainie. Zostałyśmy zaproszone na festiwal wraz z Grażyną Szapołowską, odtwórczynią drugiej roli. Otrzymałyśmy informację, że zapraszają nas na coroczny festiwal filmów o tematyce lesbijskiej. Byłyśmy zachwycone i podekscytowane myślą o spotkaniu z takim środowiskiem, w tak niezwykłym mieście. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Okazało się, że jest to bardzo tajna grupa lesbijek, a spotkanie odbywało się w ruinach byłej fabryki, która rozpadała się niemal na naszych oczach. To spotkanie zorganizowała niewielka grupa kobiet, a za ekran posłużyło rozwieszone pomarszczone prześcieradło. Marszczyło się, bo nie miały na czym go odpowiednio rozpiąć. Projekcja była realizowana przez stary, pyr-pyr projektorek, a kopia filmu była w fatalnym stanie. W którymś momencie taśma się zerwała i trzeba było kombinować, jak to naprawić, więc nastąpiła długa przerwa. Zmusiłam się, żeby ten film obejrzeć do końca. To był ostatni raz, kiedy go widziałam.

Podczas tamtego seansu dostrzegła pani w tej historii coś, czego wcześniej nie zauważyła?

Tak, zdecydowanie. Od chwili, kiedy ten film obejrzałam po raz pierwszy, upłynęło wiele lat. Ja przez ten czas również się zmieniłam. Byłam już kompletnie inna, w innym miejscu. Moje życie, moje doświadczenia – wszystko to wpłynęło na odbiór filmu. Uderzyło mnie, jak bardzo jest on nasycony emocjami, jak delikatnie, ostrożnie i z ogromnym wyczuciem opowiada o bardzo pięknym uczuciu między dwiema osobami.

Między dwiema kobietami.

Tak jest.

Dziś – z tej innej perspektywy - można się zastanawiać, ile w tej miłości było wzajemności, a ile natręctwa tej młodej kobiety – Evy, którą pani grała.

Rzeczywiście, jest w tym filmie coś, co pokazuje, że jedna z bohaterek nie chce ustąpić, nie chce odstąpić od swojego pragnienia realizacji tej miłości. Z dzisiejszej perspektywy, kiedy mamy większą świadomość, łatwiej byłoby postawić granicę i powiedzieć „stop”. Dzisiaj takie zachowania określamy jako natrętne, jako stalking. Internet, media społecznościowe – to wszystko sprawia, że granice są bardziej widoczne, a ich przekraczanie może prowadzić do poważnych konsekwencji prawnych. Jednak w tamtych czasach, w tamtej rzeczywistości, nie było takiej świadomości ani możliwości obrony.

To napięcie między bohaterkami jest wyczuwalne w filmie, ale czy to znaczy, że rosyjskie lesbijki, które zaprosiły panie na festiwal, potraktowały was jako parę?

Ależ oczywiście!

Czytaj więcej

Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka

I tak oto fikcja przeszła do rzeczywistości!

Rzeczywiście. One tak silnie utożsamiły nasze role z naszymi osobowościami, że po prostu uznały, iż skoro wiarygodnie zagrałyśmy, to musimy być lesbijkami. Kiedy film miał swoją premierę w Cannes na początku lat 80., pewne informacje rozeszły się po Europie i powstał swego rodzaju klub wielbicieli tego filmu i jego postaci. Miałam więc różne ciekawe przygody. Na przykład pewna Japonka pofatygowała się do Polski, odszukała mnie i zapukała do moich drzwi. Mieszkałam wtedy w ogromnym blokowisku w dzielnicy Służew nad Dolinką. Tam mnie znalazła i nie chciała opuścić.

Zakochała się?

Tak, absolutnie. Była w tym bardzo zaangażowana. Musiałam jej dać do zrozumienia, że niestety nic z tego nie będzie.

Jak pani to traktowała? Było to dla pani uciążliwe?

To była zdecydowanie niekomfortowa sytuacja. Aktorstwo to jest zawód, który wykonujemy, ale w momencie kiedy opada kurtyna, odcinamy się od tego, co graliśmy. A tu nagle okazało się, że to, co zagraliśmy, żyje własnym życiem i niesie ze sobą konsekwencje, na które trudno jest odpowiednio zareagować. To był bardzo bolesny moment.

Czy jest coś, czego jeszcze nie powiedziała pani o swojej roli w tym filmie, o kulisach jego powstania?

Nie, myślę, że już sporo zostało ze mnie wyciągnięte podczas nielicznych co prawda, ale jednak wywiadów. Szczerze mówiąc, nie bardzo mam ochotę wracać do tych spraw, odgrzebywać przeszłość. To już jest zamknięty rozdział, nad którym lepiej spuścić zasłonę milczenia.

Dobrze, ale jednak ten film wciąż żyje. Pamięta pani jeszcze moment, kiedy pierwszy raz przeczytała scenariusz?

Tak, pamiętam to doskonale. Byłam pod ogromnym wrażeniem, wręcz zachwycona. Miałam wtedy ogromną ochotę zagrać tę rolę, walczyć o nią. To był scenariusz inny niż wszystkie. Od początku było jasne, że wątek kobiecej miłości był tam marginalny, ledwie zarysowany. Głównym tematem była zupełnie inna kwestia, która mnie zafascynowała – etos zawodu dziennikarza.

Trzeba podkreślić, że film powstawał w bardzo szczególnym czasie. W Polsce panował stan wojenny, a my rozpoczęliśmy zdjęcia, zanim jeszcze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co nadchodzi. Trwały solidarnościowe strajki generalne, robotnicy się buntowali, a władza groziła palcem, zapowiadając rozliczenie. W takich okolicznościach dostać scenariusz, który mówi o tym, że dziennikarz musi kierować się etosem, że nie może kłamać, że musi walić prawdę prosto między oczy – to było niesamowicie podniecające dla młodej, pełnej pasji aktorki.

Dlaczego ten film tak rezonuje w dzisiejszych czasach?

To fascynujące, jak te kwestie pozostają aktualne. Dziś nasze życie zdominowane jest przez media społecznościowe – Facebook, Twitter, TikTok, Instagram – to wszystko stało się nową formą komunikacji. Kiedyś sięgało się po gazetę, włączało radio czy telewizor i to było źródłem informacji. Teraz jesteśmy bombardowani z każdej strony informacjami – prawdziwymi, nieprawdziwymi, zmanipulowanymi. Odpowiedzialność dziennikarzy za słowo, odpowiedzialność mediów za to, co przekazują, jest dziś minimalna. Coraz częściej zadajemy sobie pytanie: czy to, co czytamy, jest prawdą, czy to manipulacja, czy może nawet dzieło sztucznej inteligencji? I ten film, choć powstał dawno temu, podskórnie dotyka tych tematów.

Jak zmieniłaby się historia filmu, gdyby został nakręcony w dzisiejszych czasach?

Nie chcę się nad tym zastanawiać. Wydaje mi się, że to, co już zostało dokonane, wystarczy. Nie mam ochoty grzebać w tych sprawach, zwłaszcza że teraz czuję silną niechęć do całego tego świata mediów społecznościowych.

Nie korzysta pani z mediów społecznościowych?

Owszem, mam konto, ale rzadko tam zaglądam. Trzymam je głównie na wszelki wypadek – czasem chcę sprawdzić, co słychać u moich dzieci. Wystarczy, że otworzę Facebooka, zobaczę, co się u nich dzieje i to tyle.

Nie mieszkają w Polsce?

Mieszkają, ale nie zawsze mamy czas bez przerwy się widywać i ze sobą rozmawiać.

Károly Makk, reżyser filmu „Inne spojrzenie” już nie żyje, ale czy na przykładzie jego pracy może pani powiedzieć, jakie cechy ceni najbardziej u reżyserów, z którymi współpracowała i współpracuje? Co wyjątkowego było w tym węgierskim reżyserze?

Przede wszystkim było w nim wyczulenie na drugiego człowieka, a zwłaszcza na aktora. Miał niezwykłą umiejętność skupienia się na potrzebach aktora, a to jest niezwykle ważne. To samo mogę powiedzieć o Andrzeju Wajdzie; oni obaj bardzo polegali na tym, co aktor wnosi do roli, na jego propozycjach. Makk, podobnie jak Wajda, stawiał na budowanie dobrego kontaktu z aktorem, zarówno na poziomie artystycznym, jak i osobistym. Nie znoszę, gdy reżyser upiera się przy swojej koncepcji i usiłuje narzucić ją aktorowi za wszelką cenę, niemal przemocą. Uważam, że proces twórczy to współpraca – połowa sukcesu zależy od aktora, a połowa od intencji reżyserskich. Sztuka polega na tym, aby umiejętnie połączyć te dwa elementy i stworzyć przekonujący efekt końcowy.

Czytaj więcej

Marieta Żukowska: Dojrzałość to doświadczenie, które uwalnia od systemu ocen

Pewnie wielokrotnie już o to panią pytano, ale nie mogę się powstrzymać – jest pani pierwszą Polką, która otrzymała w Cannes Złotą Palmę dla najlepszej aktorki. Dlaczego ta nagroda była wtedy w Polsce tak okrutnie przemilczana?

To było przede wszystkim związane z okresem stanu wojennego. W tamtych czasach nie funkcjonowały normalnie media, nie było przekaźników informacji. O tym, że otrzymałam nagrodę, dowiedziała się prywatnie moja koleżanka i to ona przekazała tę informację dalej, do różnych gazet i Telewizji Polskiej. Wcześniej nikt się tym nie zainteresował, nikt nie miał zamiaru podać tego do publicznej wiadomości. Były to naprawdę specyficzne czasy, a dodatkowo film sam w sobie był niewygodny dla ówczesnej władzy. Dotykał w końcu trudnych tematów – krytyki socjalistycznego ustroju i miłości dwóch kobiet, to nie wpisywało się w ówczesny główny nurt. Po przyznaniu tej nagrody był w Polsce tylko jeden jedyny pokaz filmu i przeszedł zupełnie niezauważony. Nawet nie wiem, gdzie ten pokaz się odbył, bo nikt mnie o nim nie poinformował. Dowiedziałam się o nim już po fakcie.

Dzisiaj, po latach, co ta nagroda dla pani znaczy?

Jest to dla mnie ogromny zaszczyt i wielka chwała, również dla naszego kraju. W końcu my Polacy nie wypadliśmy sroce spod ogona, więc dlaczego by nie takie wyróżnienie? Bardzo jestem z tego powodu dumna i bardzo szczęśliwa.

Którą z ról, jakie pani zagrała, uważa za najtrudniejszą w swojej karierze?

Zdecydowanie była to ta rola. Temat miłości osób tej samej płci był mi kompletnie nieznany, zupełnie obcy. Lubię mieć przynajmniej pewne wyobrażenie o tym, co mam do zaproponowania na planie filmowym, a w tym przypadku czułam się zupełnie zagubiona. Kolokwialnie mówiąc - byłam ciemna, jak tabaka w rogu.

To skąd pani wiedziała, jak to zagrać? Jak pokazać ten lesbijski wątek i to w tak śmiały, jak na lata 80. sposób?

Intuicja i improwizacja. Improwizacja i intuicja. Te dwie rzeczy były dla mnie kluczowe.

Czy kiedykolwiek miała pani ochotę porzucić aktorstwo i zająć się czymś innym?

Szczerze mówiąc, chyba nie. Owszem, zdarzają się chwile zwątpienia, ale one nigdy nie prowadziły mnie do myśli o porzuceniu zawodu. Uważam, że aktorstwo to fantastyczna profesja, która daje mi ogromne ilości satysfakcji. Nawet jeśli przynosi rozczarowania i przykrości, to bilans zawsze przechyla się na korzyść.

A co jest pani największą radością poza aktorstwem?

Książki.

Przy okazji - nie czytałam Pani biografii. Autobiograficzna książka też nie powstała.

Taka książka mnie nie interesuje. Natomiast książki same w sobie są moją pasją. Nie rozstaję się z nimi od zarania dziejów. Od chwili, gdy nauczyłam się czytać.

Jeśli chodzi o życie zawodowe, to czego jeszcze chciałaby pani doświadczyć?

Chciałabym dalej uprawiać ten zawód i to mi w zupełności wystarczy. Nic więcej, tylko tyle.

Istnieje artysta, z którym marzy pani o współpracy, niezależnie od rodzaju sztuki?

Wszyscy, absolutnie! Każde spotkanie z artystą jest dla mnie fascynujące. Nie mam konkretnego nazwiska na myśli – każda propozycja współpracy, każde spotkanie z innymi ludźmi to dla mnie święto. To, co najbardziej cenię w tym zawodzie, to właśnie możliwość spotykania się z różnorodnymi osobowościami, wymienianie się z nimi energią i inspiracjami. To są krótkie, ale niezwykle wartościowe momenty w naszym życiu, które pozostają na długo w pamięci.

Czy jest taka rola, której dzisiaj pani żałuje, że ją zagrała?

Staram się wykasować takie rzeczy z pamięci. Człowiek ma wystarczająco dużo zmartwień na co dzień, żeby jeszcze roztrząsać mniej udane role. Zdecydowanie były takie, ale musiałabym się głęboko zastanowić, a szczerze mówiąc, nie mam na to ochoty.

Może jest jakaś postać historyczna, którą zawsze chciała pani zagrać, ale nie było ku temu okazji?

Jest kilka postaci z literatury dramatycznej, które bardzo chciałam zagrać, ale się nie udało. Na przykład Raniewska z „Wiśniowego sadu”. Było kilka wystawień, ale nie dostałam propozycji zagrania tej roli. Bardzo tego żałuję. Ale widocznie nie było mi to pisane i tyle.

Co dzisiaj napędza panią do życia?

Samotność.

Naprawdę samotność może być tym motorem, dzięki któremu chce się wstać z łóżka?

Tak, to przezwyciężanie wewnętrznego bólu. Jestem osobą samotną i to wymaga ogromnego wysiłku, żeby codziennie rano zmusić się do wstania z łóżka. Oczywiście, trochę żartuję, ale coś jest na rzeczy. To właśnie samotność jest tym motorem, który uruchamia wszelkie moje siły życiowe.

Zarzuca sobie pani to, że jest samotna?

Nie, tak się po prostu potoczyło moje życie. Jestem już w takim wieku, że nie czuję potrzeby zdobywania nowych znajomości za wszelką cenę. Oczywiście, zdarza się, że nawiązuję nowe relacje, ale nie dzieje się to dlatego, że aktywnie tego szukam. Raczej to życie przynosi mi te spotkania. I to jest przyjemne.

Co dzisiaj w pani życiu liczy się najbardziej?

Rodzina.

Rodzina to już nie samotność - to bliskość.

Tak, ale można być samotnym również w rodzinie. A mimo to, rodzina jest dla mnie niezwykle ważna. To jest moja największa radość.

Ma pani swoją listę marzeń? Jest na niej marzenie, które chciałaby pani spełnić?

Jest parę takich rzeczy, ale najważniejsze z nich w tej chwili to żeby jak najwięcej podróżować po świecie. Nawet samej. Dawać sobie radę w przeróżnych okolicznościach, poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, nowe obyczaje.

Czytaj więcej

Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością

Nie boi się pani podróżować sama?

Podróżowanie w pojedynkę mi nie przeszkadza. Ale ostatnio moje zdrowie zaczęło się pogarszać, więc nie mogę ryzykować, muszę to brać pod uwagę. Z tego powodu na razie muszę wstrzymać się z planami podróżniczymi i zastanowić się nad tym, co dalej.

Jaki kierunek podróży by pani wybrała?

Każdy kierunek jest dobry. Może nie wschód – tam mnie nie ciągnie. Ale północ, południe, zachód – proszę bardzo, daleko czy blisko, każde miejsce ma swój urok i jest warte odkrycia.

Czym dla pani jest miłość?

Mój Boże, gdybym tylko potrafiła to zdefiniować... Nie potrafię. Wiem, kiedy ona się zdarza, wiem, kiedy – mówiąc obrazowo – występuje w przyrodzie. Ale jak to nazwać? Nie umiem. I nawet nie podejmuję się tego wysiłku.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Gabriela Muskała: Hartowanie poprzez krytykę nie ma dla mnie racji bytu
Wywiad
Polka na Tajwanie: Tutaj dzieci w szkole uczą się o Szymborskiej i Kieślowskim
Wywiad
Małgorzata Stadnicka: Nie ma jednej definicji sukcesu - każda może być równie wartościowa
Wywiad
Katarzyna Warnke: Nie lubię feminizmu, który wyklucza
Wywiad
Fotki dzieci nie muszą być w sieci. Ekspertka NASK o ciemnej stronie sharentingu
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne