Czy to prawda, że do założenia fundacji zmotywowało panią spotkanie z pewną niepełnosprawną dziewczynką?
Zgadza się. Czternaście lat temu, podczas wizyty na Pomorzu moja przyjaciółka przedstawiła mi swoją koleżankę Elizę - mamę Ali, czyli dziewczynki, która stała się później moją inspiracją do założenia fundacji. Początkowo nie wiedziałam, że ta młoda kobieta ma chore dziecko, po prostu poszłyśmy razem na kawę i rozmawiałyśmy na luzie. Po godzinie czy dwóch wyznała, że samodzielnie wychowuje bardzo chorą córkę z porażeniem mózgowym, która nie mówi, nie chodzi, nie utrzymuje samodzielnie głowy. Przeżyłam wtedy ogromny szok. Trzeba pamiętać, że o ile dzisiaj chore dzieci widać, bo w mediach społecznościowych organizuje się zbiórki na ich leczenie, a rodzice wychodzą z nimi na ulice, przystosowują do życia społecznego, o tyle kilkanaście lat temu nie było to oczywiste. Ja nie zdawałam sobie sprawy, co kryje się pod pojęciem „nieuleczalnie chore dziecko”, a takiego sformułowania użyła wówczas Eliza. Bardzo się polubiłyśmy, więc podczas mojej kolejnej wizyty w okolicy odwiedziłam ją w domu. Mieszkała z Alą w suszarni przerobionej na mieszkanie na 11 piętrze, a winda w bloku dojeżdżała tylko do dziesiątego. Żeby wyjść na spacer musiała znosić wózek i dziecko, które miało już wtedy 11 lat. Ona sama była drobną kobietą, już po rozwodzie, nie miała bliskich, którzy na stałe by jej pomagali. Było to dla mnie niewyobrażalne zwłaszcza, że sama byłam już matką. Eliza ujęła mnie, bo mimo tych wszystkich trudności radziła sobie bardzo dobrze.
Kiedy minął czas walki z chorobą Ali i dotarło do niej, że jej dziecko najprawdopodobniej przez całe życie będzie już tak chore, zdecydowała, że nie wpadnie w depresję, tylko wróci do pracy, a prawie wszystkie zarabiane pieniądze przeznaczała na opłacanie opiekunek, które zmieniały się przy Ali co kilka godzin. Bardzo potrzebowała kontaktu z ludźmi i „ładowania” baterii. Postanowiłam pomóc dziewczynom – skrzyknęłam znajomych prawników i kupiliśmy razem wózek dla Ali. Później znajomym z Trójmiasta udało się w urzędzie miasta w Sopocie załatwić dla nich lepsze mieszkanie. W jego remont zaangażowało się ponad 100 osób – jedna pomalowała ściany, druga położyła podłogi, trzecia kupiła meble. Kiedy zobaczyłam, jak ludzie potrafią jednoczyć się we wspólnej sprawie, wpadłam na pomysł założenia fundacji. Eliza wyjaśniła mi, jakie są najbardziej palące potrzeby osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin, a ja przygotowywałam dokumenty prawne, zarejestrowałam organizację i w maju 2011 r. zaczęła ona działać. Niestety Ala zmarła kilka lat temu, ale dzięki niej fundacja nadal pomaga potrzebującym.
Czytaj więcej
Katarzyna Szczerbowska, była dziennikarka z diagnozą schizofrenii, aktualnie rzeczniczka Biura do spraw pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego i asystentka zdrowienia dla pacjentów psychiatrycznych, mówi jak rozpoznać objawy kryzysu i gdzie szukać pomocy, gdy się jej potrzebuje.
Początkowo zgłaszały się do was rodziny, które nigdy wcześniej nie prosiły o pomoc, czy też takie, które pukały już do wielu drzwi?