Stwierdzenie nieważności małżeństwa to nie to samo co rozwód. Adwokat kościelny wyjaśnia

Wbrew opiniom niektórych, stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest przywilejem dla bogatych. Ale nie każdy może je uzyskać, jak przy rozwodzie cywilnym. Proces jest długi, wymaga dowodów i świadków, a sądy kościelne orzekają zgodnie z prawdą – mówi adwokat kościelny Michał Pełka.

Publikacja: 29.10.2024 16:43

Mec. Michał Pełka: W przeciwieństwie do rozwodów cywilnych, gdzie wyrok rozwodowy zazwyczaj następuj

Mec. Michał Pełka: W przeciwieństwie do rozwodów cywilnych, gdzie wyrok rozwodowy zazwyczaj następuje prędzej czy później, w sądach kościelnych proces może trwać kilka lat i ostatecznie zakończyć się decyzją o ważności małżeństwa.

Foto: Adobe Stock

Rośnie czy maleje liczba tzw. „rozwodów kościelnych” w Polsce, jak potocznie nazywa się stwierdzenie nieważności małżeństwa?

Z mojego doświadczenia wynika, że w latach 2020–2021, czyli podczas pandemii, faktycznie obserwowaliśmy wzrost liczby tych spraw. Jednak apogeum miało miejsce kilka lat wcześniej, w latach 2016–2018, zaraz po reformie papieża Franciszka, który uprościł procedury. To zwiększyło dostępność tych postępowań. Obecnie mam wrażenie, że liczba spraw spada.

Dlaczego?

Coraz mniej ludzi przywiązuje wagę do wiary. Coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Coraz mniej jest zainteresowanych uczestnictwem we wspólnocie, a wielu woli żyć w nieformalnych związkach – niekoniecznie zawierać małżeństwa sakramentalne, a nawet cywilne. W zamian wybierają różne formy prawnego współżycia, jak np. konkubinat. Wydaje mi się, że spadek liczby spraw wynosi około 20–30 procent.
Z drugiej strony, temat stwierdzeń nieważności małżeństwa jest coraz bardziej nagłaśniany w mediach, głównie dzięki przypadkom celebrytów. To sprawia, że osoby, którym zależy na życiu sakramentalnym, rozważają wniesienie sprawy do sądu kościelnego. Warto jednak pamiętać, że nie każda sprawa kończy się pozytywnie. W przeciwieństwie do rozwodów cywilnych, gdzie wyrok rozwodowy zazwyczaj następuje prędzej czy później, w sądach kościelnych proces może trwać kilka lat i ostatecznie zakończyć się decyzją o ważności małżeństwa.

Adwokat kościelny Michał Pełka

Adwokat kościelny Michał Pełka

Archiwum prywatne

Czym właściwie jest stwierdzenie nieważności małżeństwa? Kościół podkreśla, że rozwodów nie udziela, więc na czym polega różnica?

Dla prawników różnica jest oczywista, ale dla osób niezaznajomionych z prawem to kwestia, która często budzi kontrowersje. Wiele osób uważa, że stwierdzenie nieważności to rodzaj rozwodu kościelnego, co jest założeniem błędnym. Trzeba rozumieć, że cywilny proces rozwodowy rozwiązuje umowę prawną. Może to zabrzmi trywialnie, ale często porównuję małżeństwo cywilne do umowy najmu, bo to pomaga zrozumieć, czym ono jest w sensie prawnym. W małżeństwie cywilnym de facto rozwiązujemy umowę – oczywiście społeczna ranga małżeństwa jest znacznie poważniejsza niż najmu mieszkania, więc nie możemy tego zrobić tak po prostu, na podstawie jakiegoś świstka podpisanego z żoną i stwierdzenia: „Jesteśmy rozwiedzeni.” Chociaż w niektórych krajach Europy Zachodniej dochodzi do tego, że rozwody są przeprowadzane online, procedura jest upraszczana. U nas jednak wciąż traktujemy to poważnie – trzeba iść do sądu, złożyć pozew, uzasadnić, dlaczego chcemy się rozwieść, a choć nie ma orzekania o winie, podziału majątku ani sporów o opiekę nad dziećmi, to sprawa rozwodowa trwa 15 minut i mamy rozwód.

W Kościele katolickim mówimy o czymś zupełnie innym. Małżeństwo sakramentalne ma przymiot nierozerwalności. Raz zawarty związek małżeński nie może być rozwiązany (poza sporadycznie występującymi wyjątkami). Kiedy sąd kościelny bada małżeństwo, to nie rozwiązuje związku, ale sprawdza, czy w momencie składania przysięgi małżonkowie byli zdolni ją złożyć. To nie jest furtka, która zaprzecza słowom Ewangelii: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.” Sprawdza się jedynie, czy ci ludzie mogli rzeczywiście zawrzeć ważne małżeństwo.

Czytaj więcej

Przekładali termin kilka razy. Grecka księżniczka Theodora wzięła ślub

Kościół nie ma narzędzi, by kompleksowo zweryfikować narzeczonych przed ślubem. Załóżmy, że idę do proboszcza i mówię, że chcę się pobrać – on sprawdzi, czy jestem w odpowiednim wieku, czy nie jestem związany z żadnym innym węzłem sakramentalnym, co wynika z dokumentów kościelnych, takich jak akt chrztu. Zapyta, czy nie jestem księdzem, czy nie ma innych przeszkód. Ale nie jest w stanie zweryfikować wszystkiego. Na przykład, jeśli jestem impotentem, proboszcz nie ma żadnych narzędzi, by to sprawdzić – nie poprosi o wyniki badań. Mogę skłamać, tak samo jak moja narzeczona może ukryć jakąś chorobę psychiczną. I po przeprowadzeniu badania kanonicznego proboszcz najczęściej wydaje zgodę na ślub.

Weźmy przykład 15-latki, która chce wziąć ślub. Prawo kanoniczne pozwala zawrzeć związek małżeński w tym wieku, ale w Polsce dostosowano to do prawa państwowego, które ustala minimalny wiek dla kobiet na 18 lat, a w wyjątkowych przypadkach, gdy dziewczyna jest w ciąży, można zawrzeć małżeństwo za zgodą sądu już od 16 roku życia. Ale wyobraźmy sobie, że 15-latka spreparowała dokumenty, ksiądz błogosławi małżeństwo, a za 5, 10 czy 15 lat małżonkowie przychodzą do sądu kościelnego i mówią: „To małżeństwo było nieważne, bo żona skłamała co do swojego wieku – powiedziała, że ma 18 lat, a miała 15, więc nie mogła prawnie wyrazić swojej woli.” Wówczas sąd kościelny stoi przed zapytaniem, czy faktycznie Bóg złączył to małżeństwo.

Impotencja męża, zbyt młody wiek żony — z jakich jeszcze powodów sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa?

Kodeks prawa kanonicznego przewiduje 12 tzw. przeszkód zrywających, które mogą skutkować nieważnością małżeństwa. Do takich przeszkód należą np. przeszkoda węzła małżeńskiego (gdy ktoś już jest związany małżeństwem), przeszkoda święceń kapłańskich, czy przeszkoda ślubów zakonnych. Są to przeszkody, które zazwyczaj można zweryfikować jeszcze przed zawarciem związku i są bardzo rzadkie. Kolejna grupa przeszkód dotyczy formy zawarcia związku — na przykład jeśli ceremonia została odprawiona przez osobę, która nie była uprawniona do jej celebrowania. Taka sytuacja, choć skrajnie rzadka, mogłaby oznaczać, że małżeństwo formalnie nie zostało zawarte, mimo że może figurować w dokumentach kościelnych.

Największą grupę, bo aż 99 procent, stanowią sprawy związane z weryfikacją zdolności do wyrażenia oświadczenia woli przez narzeczonych. Wiem, że to może brzmieć skomplikowanie.

Na czym to dokładnie polega?

Chodzi o sprawdzenie, czy oświadczenie woli składane przed ołtarzem było prawidłowe. Najczęściej mówimy tu o kanonie 1095 Kodeksu Prawa Kanonicznego, który określa, kto jest niezdolny do zawarcia małżeństwa. Pierwsza grupa obejmuje osoby z poważnym brakiem używania rozumu, czyli osoby np. z upośledzeniem intelektualnym. Taka osoba nie jest w stanie w pełni pojąć, czym jest związek małżeński, a więc nie może go ważnie zawrzeć. Druga kategoria to osoby z poważnym brakiem rozeznania. Tu wchodzimy na trudniejszy grunt, bo chodzi o osoby, które mogą nie mieć pełnej zdolności do podejmowania świadomych decyzji, na przykład ze względu na różne zaburzenia psychiczne, jak psychozy czy nerwice. W takich przypadkach ktoś może czuć wewnętrzny przymus zawarcia małżeństwa, co zaburza jego wolność w podejmowaniu decyzji.

Trzecią grupą, w ramach tego samego kanonu, są osoby niezdolne do wypełniania obowiązków wynikających z małżeństwa. Małżonkowie powinni działać wspólnie dla dobra swojego związku. Jeśli jednak jedno z nich traktuje drugą osobę wyłącznie instrumentalnie, np. mąż żonę jako służącą, nałożnicę czy sponsorkę, to można uznać, że nie jest zdolny do wypełniania obowiązków małżeńskich. Przykładem może być też sytuacja, gdy mąż nie angażuje się w rolę ojca, dystansuje się od odpowiedzialności za wychowanie dzieci, albo gdy brak jest relacji intymnej między małżonkami z powodu jakiejś traumy jednego z nich.

Czytaj więcej

Norweska księżniczka Marta Ludwika wychodzi za szamana. Przy nim odkryła własne moce

W takich przypadkach sąd bada, czy problem tkwi w sferze psychicznej. Nie zawsze mówimy tu o chorobach psychicznych — to mogą być różnego rodzaju zaburzenia osobowości lub syndromy, takie jak syndrom DDA, czyli dorosłe dzieci alkoholików. Osoby z DDA mogą być bardziej uległe, wybuchowe lub mają trudności w budowaniu zdrowych relacji, co może rzutować na małżeństwo.

Jakie jeszcze sytuacje muszą się zdarzyć, by orzec nieważność małżeństwa?

Istnieje jeszcze kwestia tzw. symulacji. To sytuacja, w której ktoś decyduje się na małżeństwo, ale nie zamierza w pełni realizować jego istoty, tak jak widzi to Kościół. Na przykład jedna z moich klientek przyznała, że przed ślubem nie była pewna, czy powinna wychodzić za mąż, a nawet rozważała zerwanie zaręczyn, bo zadurzyła się w innym mężczyźnie. Jednak plany ślubne były tak zaawansowane, że czuła presję — zarezerwowana sala, zaproszeni goście, orkiestra. Ostatecznie zdecydowała się na ślub, mimo że wewnętrznie wiedziała, że tego nie chce. To jest przykład częściowej symulacji — żona mówi przysięgę, ale nie ma intencji jej dotrzymać. Inny przykład to sytuacja, w której ktoś planuje, że będzie pozostawał w relacji z inną osobą równolegle do małżeństwa. Tu mamy wykluczenie przymiotu jedności małżeńskiej – w małżeństwie katolickim niedopuszczalne jest posiadanie drugiej, równoległej relacji czyli tak zwanego kochanka czy kochanki. W tym momencie to oświadczenie woli składane przed ołtarzem: „Ślubuję ci miłość wierność i uczciwość małżeńską” jest oświadczeniem wadliwym. W związku z tym nie zachodzi zawarcie związku małżeńskiego pomimo tego że słyszmy „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”, że małżonkowie są przewiązani stułą, cały kościół to słyszy i wszyscy klaszczą, a potem bawią się na weselu. W świetle prawa kanonicznego ta sytuacja choć na zewnątrz wyglądająca jak zawarcie małżeństwa – zawarciem małżeństwa nie była.

Co to oznacza dla małżonków, kiedy okazuje się, że ich małżeństwo było nieważne?

Często ludzie mówią o „rozwodzie kościelnym” właśnie ze względu na konsekwencje, które wydają się podobne do rozwodu cywilnego. Po rozwodzie cywilnym mężczyzna staje się kawalerem, a kobieta — panną. Oboje mogą ponownie zawrzeć związek małżeński. W przypadku nieważności małżeństwa również jest to możliwe. Osoba, której małżeństwo zostało uznane za nieważne, zostaje uznana za wolną — w związku z tym może zawrzeć związek sakramentalny w kościele (wydawałoby się kolejny, w rzeczywistości czyni to prawnie po raz pierwszy). To uproszczenie powoduje, że niektórzy widzą w tym analogię do rozwodu, mimo że stwierdzenie nieważności małżeństwa to zupełnie inny proces.

Ludzie chcą uzyskania stwierdzenia nieważności małżeństwa dlatego, że zamierzają ponownie zawrzeć związek małżeński?

Tak, w większości przypadków, myślę, że w około 80 procentach, chodzi właśnie o to. Do naszej kancelarii przychodzi mężczyzna, który mówi, że zależy mu na stwierdzeniu nieważności. Robimy analizę, czy jego przypadek się do tego kwalifikuje. Często pytam o motywację, a odpowiedź bywa prosta: „Proszę pana, ja nie chodzę do kościoła, generalnie ten związek małżeński mnie nie interesuje, ale jestem teraz z fantastyczną kobietą, ona ma 25 lat a jej marzeniem, a już w ogóle marzeniem jej babci było to, żeby ona w białej sukni stanęła przed ołtarzem. Małżeństwo sakramentalne jest głęboko zakorzenione w naszej kulturze, często bardziej jako tradycja niż akt wiary. Do małżeństwa kościelnego podchodzi się jak do folkloru. Tak samo jest z chrztem — bo tak się przyjęło, bo tak wypada. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy ktoś chce uporządkować swoje życie sakramentalne i wnosi proces do sądu kościelnego.

Spotkałam się z przekonaniem, że stwierdzenie nieważności małżeństwa to przywilej bogatych. Pieniądze mają tu znaczenie?

Moim zdaniem nie. Oczywiście kancelarie prowadzą działalność komercyjną, to jest nasza praca, za którą pobieramy wynagrodzenie. Natomiast często zdarzają się osoby, których nie stać na taki proces. W jednym z sądów kościelnych udzielam darmowych porad. Każdy, niezależnie od statusu finansowego, może przyjść i dowiedzieć się, czy ma szansę na stwierdzenie nieważności małżeństwa. W takich przypadkach pomagam tak samo jak w kancelarii komercyjnej — oceniam, czy są podstawy prawne i jeśli są, wyjaśniam, jak napisać pozew, jakie argumenty zawrzeć. Taka osoba może potem samodzielnie złożyć sprawę do sądu i co więcej - jeżeli jest jakiś problem w trakcie procesu, to nieraz się zdarzało, że taka osoba dzwoniła do mnie i pytała co w takiej sytuacji ma zrobić. Zawsze udzielam porady. Uważam że na tym polega etyka zawodu adwokata kościelnego, który powinien pomagać wszystkim, niezależnie od tego czy mają pieniądze, czy ich nie mają.

Ale też trafiają do nas osoby, które są zapracowane i nie mają czasu, by samodzielnie zajmować się procesem, więc zlecają to nam, zostawiając wynagrodzenie. Nie zgadzam się jednak z tezą, że pieniądze otwierają wszystkie drzwi. Jako kancelaria działamy od 15 lat, współpracujemy z 10 adwokatami kościelnymi i nigdy nie spotkaliśmy się z sytuacją, w której ktoś próbowałby nas przekupić, by „załatwić” coś za pieniądze. Takie sugestie to nieporozumienie.

Głośno było, gdy Jacek Kurski uzyskał unieważnienie małżeństwa i ponownie wziął ślub kościelny. Stąd wzięły się sugestie, że łatwiej o to osobom zamożnym, czy wpływowym.

To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Pani Kurska również miała możliwość przedstawienia swojego stanowiska w tej sprawie. Nie jest tak, że decyzja zależy tylko od jednej strony, w tym przypadku od pana Kurskiego. Jego pierwsza, sakramentalna żona, gdy stwierdzono nieważność małżeństwa, mogła przyjść do sądu i powiedzieć: „To są bzdury, nie zgadzam się z tym.” Mogła złożyć apelację. Od orzeczenia Trybunału Gdańskiego przysługiwało odwołanie do innego sądu kościelnego w Polsce, a w ostateczności także bezpośrednio do Rzymu, do tzw. Roty Rzymskiej.

Zdarza się, że klienci po prostu kłamią, żeby uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa?

Oczywiście, że tak. Ale tutaj wchodzi etyka adwokata, a przynajmniej adwokata kościelnego. Bazujemy na prawdzie i musimy się jej trzymać, choć przyznaję, że granica bywa czasami śliska. W procesie o stwierdzenie nieważności małżeństwa nie wystarczy jedynie oświadczenie jednej czy drugiej strony. Dlatego też te procesy trwają długo i wymagają dowodów oraz  świadków, którzy potwierdzają przedstawione fakty. Jeśli ktoś kłamie, to musiałby przekonać do tego kilku świadków, którzy również będą musieli kłamać, by zachować spójność swoich zeznań. Proces jest pisemny, wszystkie zeznania są spisywane, a sędziowie oceniają ich zgodność i wiarygodność. Jeśli sędzia ma wątpliwości, prawo nakazuje orzec za ważnością małżeństwa. Dlatego też procesy te są bardziej skomplikowane niż rozwody cywilne, gdzie decyzje są podejmowane szybciej.

Drugi ślub kościelny Jacka Kurskiego wzbudził wiele kontrowersji. Zna pan inne sprawy, które wywołały poruszenie?

Przypomina mi się sprawa, którą prowadziłem jako pełnomocnik. Było to małżeństwo, które trwało blisko 25 lat, mieli czworo dzieci. Gdy kobieta przyszła do mnie na darmową poradę, od razu wiedziałem, że jej małżeństwo było nieważne. Przez te 25 lat żyła w prawdziwym piekle – była ofiarą przemocy ekonomicznej i psychicznej. W pełni zależna od męża, nie miała dokąd pójść, nie mogła po prostu odejść, bo bała się o swoje życie. Mąż był psychopatą, który groził, że ją znajdzie i zabije, jeśli spróbuje uciec. Ostatecznie zdecydowała się na rozwód, gdy mężczyzna trafił do więzienia za znęcanie się nad nią i dziećmi.

Z pomocą psychologów i policji udało się jej złożyć zarówno pozew o rozwód cywilny, jak i wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Związek nie miał szans na przetrwanie, a ten człowiek nigdy nie powinien był zawrzeć małżeństwa. Kiedy wspominam tę sprawę, myślę, że choć żyli ze sobą 25 lat i mieli czworo dzieci, byli małżeństwem tylko z nazwy.

Pytanie jak czuje się żona, gdy okazuje się, że trwała w związku, które nie było małżeństwem? i jak czują się dzieci – formalnie są dziećmi pozamałżeńskimi?

Zasadne pytanie: jak ta kobieta ma się teraz czuć, skoro prawnie nigdy nie była mężatką, a przez wiele lat żyła w przekonaniu, że małżeństwo było ważne? Można to porównać do sytuacji, w której ktoś kupuje mieszkanie, ale po latach okazuje się, że odbyło się to niezgodnie z prawem i nagle komornik nakazuje opuszczenie lokalu. Podobnie mogą się czuć dzieci, gdy dowiadują się, że ich rodzice nigdy nie byli formalnie małżeństwem. Kodeks prawa kanonicznego przewiduje odpowiednie rozwiązania w takich przypadkach. Mówi, że dzieci ze związków, które zostały uznane za nieważne, są uważane za zrodzone z ważnego małżeństwa, tak jakby było ono rzeczywiste i prawomocne. To echo dawnych czasów, kiedy dzieci z nieprawego łoża nazywano bękartami, a ich status społeczny był inny. Dziś takie rozróżnienia już nie istnieją, godność ludzka jest ponad tymi dawnymi kategoriami.

Zdarza się, że klienci, którzy przychodzą do nas, nie są blisko Kościoła i chcą stwierdzenia nieważności małżeństwa z powodów formalnych, dla nowego partnera, który chce wziąć ślub w kościele. Ale bywają też sytuacje, w których ktoś, kto nie zgadza się z wnioskiem o stwierdzenie nieważności, przychodzi i mówi: „Proszę pana, mój mąż po 20 latach wystąpił o unieważnienie naszego małżeństwa, a ja się z tym nie zgadzam. Nie kocham go już, nie chcę być z nim, ale przed Bogiem zawsze będziemy razem.” To pokazuje, że nie wszyscy dążą do stwierdzenia nieważności.

Czytaj więcej

Buddymoon: jak celebrować ślub dłużej niż jeden dzień?

Istnieją ograniczenia, które uniemożliwiają ponowne zawarcie małżeństwa sakramentalnego po wcześniejszym stwierdzeniu przez sąd kościelny nieważności małżeństwa? Jak Kościół podchodzi do takich osób? Może im zaufać, że tym razem będą zdolne do podjęcia odpowiedzialnych zobowiązań?

To bardzo zasadne pytanie, ale niełatwo na nie odpowiedzieć. Logika prawa kanonicznego jest taka, że jeśli w 2010 roku ktoś stanął przed ołtarzem i złożył przysięgę małżeńską, ale później stwierdzono, że z powodu np. zaburzeń psychicznych nie był zdolny do jej złożenia, to nie oznacza automatycznie, że teraz, 10 lat później, jest wolny od tych zaburzeń. Załóżmy, że chodzi o mężczyznę, który był impotentem. Jeśli po stwierdzeniu nieważności małżeństwa chce ponownie zawrzeć związek, musi udowodnić, że jego stan zdrowia uległ poprawie.

Taka osoba musi przekonać sąd, że jest zdolna do pełnienia obowiązków małżeńskich. W tym celu przechodzi badania lekarskie, a sąd może powołać biegłego, który oceni jego zdolność do zawarcia małżeństwa. To jest logiczne podejście, choć w praktyce bywa, że odstępuje się od tej logiki. W przypadkach dotyczących np. zaburzeń osobowości, takich jak syndrom DDA czy nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, często w wyroku jest klauzula zakazująca ponownego zawarcia małżeństwa bez uprzedniej zgody biskupa.

Najczęściej jednak jest to prosta formalność. Osoba taka idzie do proboszcza, pokazuje wyrok stwierdzający nieważność małżeństwa i prosi o zniesienie klauzuli. W niektórych diecezjach – znam taką praktykę – robią to od ręki.

Za pieniądze?

Nawet nie. Pytałem o to w jednym z sądów i usłyszałem, że nie pobierają za to opłat. Po prostu przychodzi ktoś, kto chce znieść klauzulę i ma szansę ponownie zawrzeć związek małżeński. W innych sądach wymaga się natomiast przejścia rozmowy z psychologiem lub psychiatrą – to formalność, ale może pomóc w ocenie, czy osoba jest gotowa na nowy związek. Nie zawsze jest to skuteczna weryfikacja, bo jak można dokładnie ocenić czyjąś zdolność do zawarcia małżeństwa po zaledwie 40-minutowej rozmowie?

Czy stwierdzenie nieważności małżeństwa to nie jest w istocie furtka dla Kościoła, żeby nadążał za współczesnością?

Myślę, że Kościół w pewnym sensie podąża za współczesnością. Oczywiście, konserwatyści w Kościele katolickim są oburzeni niektórymi decyzjami, ale pewne zasady pozostają niezmienne. W mojej ocenie zasada, że „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”, jest jedną z tych niezmiennych. Trzeba pamiętać, że stwierdzenie nieważności małżeństwa to nie jest wymysł XXI czy XX wieku. Już św. Augustyn w IV wieku oraz św. Tomasz z Akwinu w XIII wieku wypowiadali się na ten temat. Ich pisma kształtowały podejście Kościoła do małżeństwa przez wieki. To nie jest nowoczesna furtka, po prostu ludzie dzisiaj o tym więcej słyszą. Gdy zaczynałem studia z prawa kanonicznego w 2005 roku, mało kto wiedział, że istnieje możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa. Dziś, kiedy nawet pojawiają się na ten temat filmy na Netflixie, temat stał się bardziej powszechny.

W pana praktyce zdarzyło się, że ktoś zgłosił się do sądu kościelnego, bo szukał duchowej ulgi?

Oczywiście. Pamiętam, jak na początku mojej kariery, około 2010 czy 2012 roku, przyszło do mnie małżeństwo po siedemdziesiątce. Mężczyzna miał prawie 80 lat, kobieta była niewiele młodsza. Przez 40 lat żyli w związku cywilnym, ale przyszli do mnie z prośbą o pomoc, bo, jak to ujęli, „stoimy nad grobem i to nas boli.” Byli przekonani, że ich pierwsze małżeństwa nigdy nie powinny mieć miejsca – były zawarte pod przymusem, z braku innych możliwości. Rozwiedli się dawno temu i przez większość życia byli razem, mieli dzieci, wnuki. Teraz chcieli uporządkować swoje sprawy, zanim odejdą z tego świata. Powiedzieli: „Chcemy stanąć przed Bogiem z czystym sumieniem, naprawić to, co zrobiliśmy źle.” Pomogłem im, choć ich pierwsze małżeństwa zawarte były jeszcze w latach 60., więc szukaliśmy świadków po całej Polsce. To pokazuje, że są osoby, dla których stwierdzenie nieważności małżeństwa jest czymś więcej niż tylko formalnością przed nowym związkiem.

I na koniec - dlaczego te procesy trwają tak długo?

To zależy. W Polsce mamy 40 sądów kościelnych. Są takie, które potrafią zakończyć proces w ciągu pół roku, ale normą są około 2 lata. Zdarzają się sądy, w których postępowanie trwa dłużej. Papież Franciszek wprowadził reformy, mające na celu skrócenie czasu. Niestety, wiele sądów jest przeciążonych, a liczba księży, którzy mogliby pełnić te funkcje, jest coraz mniejsza. W niektórych przypadkach to działa bardzo sprawnie, ale brak odpowiedniej liczby pracowników powoduje opóźnienia. Prawdopodobnie liczba tych spraw w sądach kościelnych będzie maleć, ale zakładam, że wciąż będzie zapotrzebowanie na nasze usługi.

Rośnie czy maleje liczba tzw. „rozwodów kościelnych” w Polsce, jak potocznie nazywa się stwierdzenie nieważności małżeństwa?

Z mojego doświadczenia wynika, że w latach 2020–2021, czyli podczas pandemii, faktycznie obserwowaliśmy wzrost liczby tych spraw. Jednak apogeum miało miejsce kilka lat wcześniej, w latach 2016–2018, zaraz po reformie papieża Franciszka, który uprościł procedury. To zwiększyło dostępność tych postępowań. Obecnie mam wrażenie, że liczba spraw spada.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo
Kiedy pracodawca może powierzyć pracownikowi dodatkowe obowiązki bez podwyżki?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
WAŻNA (S)PRAWA
Adwokatka Joanna Affre: Dla szefa nie ma nic gorszego niż poczucie samotności decyzyjnej
Prawo
Jak przygotować się do wizyty w sądzie? Porady prawniczki
Prawo
Małe gwiazdy, wielkie pieniądze – jak chronić młodych influencerów? Nowe prawo w Kalifornii
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Prawo
Na czym polega ochrona kobiet w ciąży przed zwolnieniem? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni