„Double bind”. Pułapka, z której kobiety muszą się uwolnić, aby budować pewność siebie

Pod koniec 2024 roku Socjolożki.pl w ramach akcji Power Talks przeprowadziły badanie na temat pewności siebie. Wynika z niego, że zaledwie 1/3 badanych kobiet wierzy we własne możliwości. Problemem wielu pań jest też poczucie bycia niewystarczającą. Rozmawiamy o tym z coachem Sylwią Petryną.

Publikacja: 07.03.2025 08:43

Sylwia Petryna: Kobiety wychowane w kulturze wysokich oczekiwań i surowej oceny (np. „bądź grzeczna”

Sylwia Petryna: Kobiety wychowane w kulturze wysokich oczekiwań i surowej oceny (np. „bądź grzeczna”, „dziewczynki nie powinny się złościć”, „trzeba na wszystko zapracować”) częściej odczuwają, że nigdy nie są „dość dobre”.

Foto: Krysia Lemańska

Będę adwokatem diabła i zapytam: co właściwie takiego złego jest w chęci bycia perfekcyjną i dążeniu do rozwoju? Tak można by przecież rozumieć poczucie „bycia niewystarczającą” w kobiecym wydaniu.

Sylwia Petryna: Dążenie do rozwoju samo w sobie nie jest złe – przeciwnie, to motor napędowy zmiany i samodoskonalenia. Problem pojawia się wtedy, gdy rozwój nie wynika z wewnętrznej potrzeby, lecz z poczucia „muszę, bo inaczej nie będę dość dobra”. Perfekcjonizm bywa pułapką, bo zamiast cieszyć się procesem, skupiamy się na ciągłym poprawianiu siebie – często w sposób, który nigdy nie daje satysfakcji. W kontekście kobiecego poczucia „niewystarczalności” oznacza to życie pod presją powinności, „gorsetów” i społecznych oczekiwań, które są niemożliwe do spełnienia w 100 procentach.

To odczucie, o którym mowa, to syndrom naszych czasów, czy wcześniej też było obecne, a tylko nieszczególnie dostrzegane przez media i słabiej funkcjonujące jako temat do rozmów?

To nie jest nowy problem, ale dziś mamy więcej narzędzi do jego analizy i nazywania go. Kobiety od pokoleń czuły presję dopasowania się do ról narzucanych przez społeczeństwo – kiedyś oczekiwano od nich, że będą „dobrymi żonami i matkami”, dziś mają być jednocześnie świetnymi liderkami, empatycznymi partnerkami, zadbanymi kobietami i doskonałymi matkami. Różnica polega na tym, że obecnie o tych oczekiwaniach mówimy głośno, a media i social media dodatkowo potęgują porównywanie się i presję na „bycie najlepszą wersją siebie” ale również porównywanie się do innych. Bo przecież widzimy w internecie doskonałość w każdym obszarze, ale czy to jest prawda? To właśnie może wpływać na poczucie „bycia niewystarczającą”.

Czy można wskazać jakiś profil psychologiczny kobiety, która jest szczególnie predysponowana do tego, by czuć się niewystarczającą?

Nie ma jednego profilu, ale można zauważyć pewne schematy. Kobiety wychowane w kulturze wysokich oczekiwań i surowej oceny (np. „bądź grzeczna”, „dziewczynki nie powinny się złościć”, „trzeba na wszystko zapracować”) częściej odczuwają, że nigdy nie są „dość dobre”. Perfekcjonistki, osoby o wysokiej wrażliwości czy te, które dorastały w otoczeniu wymagającym ciągłego udowadniania swojej wartości, mogą być bardziej narażone na to poczucie. Czasami widzę też schemat pokoleń – bo właśnie w nich utrwalały się wzorce „sieć cicho w kącie a znajdą Cię”, „pokorne ciele dwie matki ssie”. Obie maksymy to wyraz tego, że Ty i Twoje potrzeby są mniej ważne od potrzeb i oczekiwań innych osób.

Bycie wystarczającą jednoznacznie kojarzy mi się z chęcią wpasowania się w koleiny dyktowane przez szeroko pojęte normy społeczne – na każdym polu, na którym się działa. Obiektywnie rzecz biorąc: czy takie funkcjonowanie jest w ogóle możliwe? Prosty przykład: łączenie życia zawodowego i roli matki – tu zawsze coś odbywa się kosztem czegoś. Jak uczyć się z tym żyć…?

Nie da się być w 100 procentach dopasowaną do wszystkich norm – bo one często się wzajemnie wykluczają. Społeczeństwo mówi: „Bądź niezależna, ale nie zapominaj o rodzinie”. „Dbaj o siebie, ale nie bądź egoistką”. Kluczem jest zaakceptowanie faktu, że nie da się spełnić wszystkich oczekiwań naraz – i wybranie tych, które są zgodne z naszymi wartościami. W kontekście łączenia pracy i macierzyństwa oznacza to świadome decyzje i rezygnację z poczucia winy za to, że nie da się być wszędzie jednocześnie. I odniosę się do kwestii wartości – żyjmy zgodnie z własnymi wartościami, a nie narzuconymi przez innych. Tego od lat uczę.

Czytaj więcej

Morning anxiety - napięcie, które może być niebezpieczne dla zdrowia. Jak mu zaradzić?

Myśli pani, że w ogóle nie warto się z nikim porównywać? Jako dziecko, np. gdy próbowałam argumentować jakieś swoje niepowodzenie i mówiłam, że komuś coś nie udało się jeszcze bardziej niż mnie, dość często słyszałam, że „ze gorszymi nie warto się równać – z lepszymi – owszem”. Co pani na to?

Porównywanie się jest naturalne, ale może działać destrukcyjnie. Inspiracja to jedno – jeśli patrzymy na kogoś lepszego od nas i myślimy „super, mogę się od niej nauczyć”, to może to być motywujące. Ale jeśli porównujemy się po to, żeby dowieść własnej „gorszości”, wtedy robimy sobie krzywdę. Zdrowe porównywanie to takie, które motywuje, a nie podkopuje poczucie własnej wartości. Ze mną bardzo rezonuje powiedzenie „porównuj się do siebie z wczoraj” – to pokazuje progres i prawdziwą przemianę, a przede wszystkim nie jest ocenne.

Czy w dzisiejszym świecie jest w ogóle możliwe życie bez porównywanie się do innych – w kontekście przepływu informacji, dostępności do różnych wiadomości, ekshibicjonizmu medialnego?

Nie da się tego uniknąć, ale można nauczyć się filtrować bodźce. Social media to świat idealnie wykadrowanych obrazów – często oderwanych od rzeczywistości. Warto zadawać sobie pytanie: czy to, co widzę, jest prawdą, czy kreacją? I przede wszystkim: czy to porównanie wnosi coś dobrego do mojego życia? Warto uruchomić w sobie krytyczne myślenie – to kompetencja, która od wielu lat jest w TOP10 kompetencji na świecie.

Najprostszy skuteczny sposób na budowanie pewności siebie to…?

Działanie. Każde małe zwycięstwo buduje pewność siebie bardziej niż czytanie poradników czy afirmacje. Czasami wystarczy zrobić coś, co wydaje się trudne – i nagle okazuje się, że jesteśmy na to gotowe. Ja rekomenduję tutaj niezmiennie metodę małych kroków zgodnie z filozofią Kaizen. Jedna z 10 zasad tej filozofii mówi: Rób coś, nawet jeśli możesz osiągnąć 50 procent rezultatu. Małymi krokami możemy wiele rzeczy zrealizować.

A może pewności siebie w ogóle nie da się nauczyć, bo to cecha charakteru? Czasami zdarza mi się tak myśleć…

Pewność siebie to bardziej umiejętność niż wrodzona cecha. Oczywiście, niektóre osoby mają do tego większe predyspozycje, ale pewność siebie można rozwijać, tak jak każdą inną kompetencję. Kluczowe jest świadome budowanie swoich sukcesów i zmiana narracji w głowie – np. zamiast „Nie dam rady” powiedzenie sobie „Spróbuję i zobaczę, co się stanie”.

Czy część niepewności kobiet nie bierze się przypadkiem z tego, że panie, które ją mają, bywają negatywnie oceniane przez społeczeństwo – jako niekobiece, niegrzeczne?

Tak, to zjawisko jest bardzo realne i ma głębokie korzenie społeczne, kulturowe i historyczne. Kobiety, które wykazują się dużą pewnością siebie, asertywnością czy stanowczością, często spotykają się z etykietami typu „zbyt ambitna”, „zbyt agresywna” czy „arogancka”. W przeciwieństwie do tego, te same cechy u mężczyzn są zazwyczaj odbierane jako naturalna ekspresja przywództwa i siły.

To zjawisko można tłumaczyć mechanizmem społecznym, który przez dekady utrwalał określone role płciowe – kobieta miała być ciepła, ugodowa, empatyczna, skromna i dbająca o harmonię. Kiedy wykracza poza ten schemat, może napotykać opór – zarówno ze strony mężczyzn, jak i innych kobiet, które same internalizowały te normy.

Czytaj więcej

Pada mit o emocjonalnym stylu zarządzania kobiet. Zaskakujące wyniki badania

Niepewność kobiet często bierze się właśnie z tego rozdźwięku – z jednej strony mówi im się, że mają być pewne siebie, samodzielne i ambitne, a z drugiej, kiedy faktycznie tak się zachowują, są oceniane bardziej surowo niż mężczyźni. Jest to tzw. „double bind”, czyli pułapka sprzecznych oczekiwań.

To zjawisko może prowadzić do tzw. samosabotowania się – kobiety zaczynają umniejszać swoje sukcesy, obawiają się zabierać głos na spotkaniach, wstrzymują się przed aplikowaniem na wyższe stanowiska lub unikają eksponowania swoich kompetencji, aby nie zostać uznanymi za „zbyt dominujące”.

Rozwiązaniem tego problemu jest zmiana narracji i redefiniowanie pojęcia pewności siebie u kobiet. Niezbędna jest także edukacja społeczeństwa, aby przestać postrzegać asertywne kobiety jako zagrożenie i zacząć traktować ich pewność siebie jako wartość.

Co to w ogóle znaczy: być pewnym siebie?

Pewność siebie to nie jest cecha wrodzona – to umiejętność, która rozwija się w procesie zdobywania doświadczeń, pokonywania wyzwań i budowania samoświadomości.

Bycie pewnym siebie nie oznacza braku wątpliwości czy nieomylności. To raczej stan wewnętrznej stabilności i przekonania, że nawet jeśli coś się nie uda, to poradzę sobie z konsekwencjami. To zdolność do podejmowania decyzji, wyrażania swojego zdania i działania zgodnie z własnymi wartościami – niezależnie od tego, co powiedzą inni.

Pewność siebie to także umiejętność przyjmowania krytyki bez automatycznego poczucia porażki. Osoba pewna siebie nie musi być idealna, ale umie akceptować swoje niedoskonałości i nadal działać.

Składa się na nią kilka kluczowych elementów:

1. Samoświadomość – znajomość swoich mocnych i słabych stron oraz świadomość swoich wartości.

2. Asertywność – umiejętność mówienia „tak” i „nie” bez poczucia winy.

3. Odporność psychiczna – radzenie sobie z porażkami i traktowanie ich jako lekcji, a nie dowodów na własną niekompetencję.

4. Samodzielność myślenia – niepodążanie ślepo za opiniami innych, ale umiejętność podejmowania własnych decyzji.

5. Akceptacja siebie – umiejętność czerpania satysfakcji z bycia sobą, zamiast prób spełniania oczekiwań innych.

Pewność siebie nie jest stanem stałym, ale czymś, co może się zmieniać w zależności od sytuacji, doświadczeń i etapu życia. Dlatego kluczowe jest ciągłe wzmacnianie jej – poprzez działanie, wychodzenie ze strefy komfortu i budowanie własnej wartości na wewnętrznych, a nie zewnętrznych fundamentach.

Sylwia Petryna

Certyfikowany coach, mentor i praktyk Kaizen. Autorka Akademii Certyfikowanych Mentorów i Trenerów (zrealizowała 20 edycji). Współautorka książki „My name is woman… Bizneswoman”. Współprowadzi treningi interpersonalne i programy mentoringowe dla kobiet. Specjalizuje się w tematyce wielopokoleniowych zespołów, leadership’u, zarządzania sobą w czasie, planowania i określania celów. 

Będę adwokatem diabła i zapytam: co właściwie takiego złego jest w chęci bycia perfekcyjną i dążeniu do rozwoju? Tak można by przecież rozumieć poczucie „bycia niewystarczającą” w kobiecym wydaniu.

Sylwia Petryna: Dążenie do rozwoju samo w sobie nie jest złe – przeciwnie, to motor napędowy zmiany i samodoskonalenia. Problem pojawia się wtedy, gdy rozwój nie wynika z wewnętrznej potrzeby, lecz z poczucia „muszę, bo inaczej nie będę dość dobra”. Perfekcjonizm bywa pułapką, bo zamiast cieszyć się procesem, skupiamy się na ciągłym poprawianiu siebie – często w sposób, który nigdy nie daje satysfakcji. W kontekście kobiecego poczucia „niewystarczalności” oznacza to życie pod presją powinności, „gorsetów” i społecznych oczekiwań, które są niemożliwe do spełnienia w 100 procentach.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Psychologia
Informacje o zmianach klimatycznych mogą zrujnować psychikę. „Realne zagrożenie”
Psychologia
Ariana Grande: Terapia dla młodych artystów powinna być zapisana w kontrakcie
Psychologia
Uwaga na psychoterapie w sieci. "Równie dobrze mogę leczyć sokiem z jarzębiny"
Psychologia
Morning anxiety - napięcie, które może być niebezpieczne dla zdrowia. Jak mu zaradzić?
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
PODCAST "POWIEDZ TO KOBIECIE"
Psycholożka o życiowej zmianie: Odwagi można się nauczyć