Będę adwokatem diabła i zapytam: co właściwie takiego złego jest w chęci bycia perfekcyjną i dążeniu do rozwoju? Tak można by przecież rozumieć poczucie „bycia niewystarczającą” w kobiecym wydaniu.
Sylwia Petryna: Dążenie do rozwoju samo w sobie nie jest złe – przeciwnie, to motor napędowy zmiany i samodoskonalenia. Problem pojawia się wtedy, gdy rozwój nie wynika z wewnętrznej potrzeby, lecz z poczucia „muszę, bo inaczej nie będę dość dobra”. Perfekcjonizm bywa pułapką, bo zamiast cieszyć się procesem, skupiamy się na ciągłym poprawianiu siebie – często w sposób, który nigdy nie daje satysfakcji. W kontekście kobiecego poczucia „niewystarczalności” oznacza to życie pod presją powinności, „gorsetów” i społecznych oczekiwań, które są niemożliwe do spełnienia w 100 procentach.
To odczucie, o którym mowa, to syndrom naszych czasów, czy wcześniej też było obecne, a tylko nieszczególnie dostrzegane przez media i słabiej funkcjonujące jako temat do rozmów?
To nie jest nowy problem, ale dziś mamy więcej narzędzi do jego analizy i nazywania go. Kobiety od pokoleń czuły presję dopasowania się do ról narzucanych przez społeczeństwo – kiedyś oczekiwano od nich, że będą „dobrymi żonami i matkami”, dziś mają być jednocześnie świetnymi liderkami, empatycznymi partnerkami, zadbanymi kobietami i doskonałymi matkami. Różnica polega na tym, że obecnie o tych oczekiwaniach mówimy głośno, a media i social media dodatkowo potęgują porównywanie się i presję na „bycie najlepszą wersją siebie” ale również porównywanie się do innych. Bo przecież widzimy w internecie doskonałość w każdym obszarze, ale czy to jest prawda? To właśnie może wpływać na poczucie „bycia niewystarczającą”.
Czy można wskazać jakiś profil psychologiczny kobiety, która jest szczególnie predysponowana do tego, by czuć się niewystarczającą?
Nie ma jednego profilu, ale można zauważyć pewne schematy. Kobiety wychowane w kulturze wysokich oczekiwań i surowej oceny (np. „bądź grzeczna”, „dziewczynki nie powinny się złościć”, „trzeba na wszystko zapracować”) częściej odczuwają, że nigdy nie są „dość dobre”. Perfekcjonistki, osoby o wysokiej wrażliwości czy te, które dorastały w otoczeniu wymagającym ciągłego udowadniania swojej wartości, mogą być bardziej narażone na to poczucie. Czasami widzę też schemat pokoleń – bo właśnie w nich utrwalały się wzorce „sieć cicho w kącie a znajdą Cię”, „pokorne ciele dwie matki ssie”. Obie maksymy to wyraz tego, że Ty i Twoje potrzeby są mniej ważne od potrzeb i oczekiwań innych osób.
Bycie wystarczającą jednoznacznie kojarzy mi się z chęcią wpasowania się w koleiny dyktowane przez szeroko pojęte normy społeczne – na każdym polu, na którym się działa. Obiektywnie rzecz biorąc: czy takie funkcjonowanie jest w ogóle możliwe? Prosty przykład: łączenie życia zawodowego i roli matki – tu zawsze coś odbywa się kosztem czegoś. Jak uczyć się z tym żyć…?
Nie da się być w 100 procentach dopasowaną do wszystkich norm – bo one często się wzajemnie wykluczają. Społeczeństwo mówi: „Bądź niezależna, ale nie zapominaj o rodzinie”. „Dbaj o siebie, ale nie bądź egoistką”. Kluczem jest zaakceptowanie faktu, że nie da się spełnić wszystkich oczekiwań naraz – i wybranie tych, które są zgodne z naszymi wartościami. W kontekście łączenia pracy i macierzyństwa oznacza to świadome decyzje i rezygnację z poczucia winy za to, że nie da się być wszędzie jednocześnie. I odniosę się do kwestii wartości – żyjmy zgodnie z własnymi wartościami, a nie narzuconymi przez innych. Tego od lat uczę.
Czytaj więcej
Jeśli zadania zaplanowane na najbliższy dzień negatywnie wpływają na samopoczucie o poranku i sprawiają, że trudno wstać z łóżka, może być to objaw zjawiska zwanego mornig anxiety. Jak sobie z nim poradzić? Wskazówek udziela psycholog.