Przewodnicząca RJP PAN komentuje wypowiedź Jerzego Bralczyka o śmierci zwierząt

- Ja osobiście mówię, że pies, szczególnie ten ukochany, umarł, a nie zdechł. Ludzie jednak mają różną wrażliwość, w związku z czym używają nie zawsze tych samych słów - mówi profesor Katarzyna Kłosińska, przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy prezydium PAN.

Publikacja: 18.07.2024 17:58

Jerzy Bralczyk: Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies "umarł", będzie dla mnie obce.

Jerzy Bralczyk: Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies "umarł", będzie dla mnie obce.

Foto: PAP

Kilka dni temu profesor Jerzy Bralczyk, będąc gościem w programie „100 pytań do” w TVP Info, wygłosił opinię, którą naraził się licznemu gronu Polaków – przede wszystkim miłośnikom zwierząt, ale nie tylko. Zapytany przez dziennikarkę Justynę Dżbik-Kluge o to, czy w mówieniu o zwierzętach właściwe jest używanie form tradycyjnie zarezerwowanych dla ludzi, językoznawca odpowiedział, że nie pasuje mu to.

„Pies niestety zdechł”

„Tak samo, jak nie pasuje mi na przykład „adoptowanie zwierząt”. Też mi nie pasuje. Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i te tradycyjne formuły i tradycyjny sposób myślenia... Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies „umarł”, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety „zdechł”. Bardzo lubię zwierzęta, naprawdę" - mówił Jerzy Bralczyk. 

Uzasadniając swoje stanowisko w sprawie, dodał, odpowiadając na kolejne pytanie, które padło z ust uczestnika programu – „Dlaczego zdechł, a nie umarł?” – że istnieje wiele innych kontekstów, w których wskazujemy na odrębność bytu zwierzęcego i ludzkiego. Człowiek ma twarz, a zwierzę pysk lub mordę. Podobnie wygląda kwestia włosów i sierści. O człowieku nie mówi się też raczej, że żre, a użyty w odniesieniu do zwierzęcia czasownik żreć nie jest rażący.

To – należy przyznać: konserwatywne, szczególnie w dobie językowej inkluzywności i wrażliwości – stanowisko – spotkało się z reakcją wielu ludzi, którzy mieli okazję je usłyszeć lub o nim przeczytać w sieci. Fala hejtu, która spłynęła na profesora, ze strony internautów komentujących sprawę, jest ogromna. Miłośnicy zwierząt wyrażają swoje niezadowolenie i krytykę przede wszystkim w mediach społecznościowych. Nie przebierają w inwektywach i nie hamują negatywnych emocji. Czy mają do tego merytoryczne podstawy?

Kilkoro językoznawców, których poprosiliśmy o opinię w sprawie, zgodziło się wyrazić swoje zdanie wyłącznie anonimowo. To znak, że kwestia, o której mowa, jest drażliwa. W głosach, które udało się usłyszeć, wyraźnie daje o sobie znać dualistyczne podejście do sprawy. Eksperci ds. języka mówią, że rozumieją jedną i drugą stronę sporu. Zwracają uwagę, że w sytuacji, o której mowa, w pierwszej kolejności należałoby zastanowić się, czy opinia zaprezentowana przez profesora to wyraz jego podejścia do języka, czy do zwierząt. Odpowiedź na to pytanie powinna być punktem wyjścia do dokonywania ewentualnych ocen jego wypowiedzi. Profesor, jak sam zaznaczył w wypowiedzi, reprezentuje tradycyjne podejście do języka i jest członkiem pokolenia, w którym istoty zwierzęce wyraźnie odróżniało się od ludzkich za pomocą używanych w odniesieniu do nich konstruktów językowych.

Inżynieria językowa

W myśleniu o kontrowersji, z którą mamy do czynienia, nie mniej ważne są różne konteksty językoznawcze. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że osoby wyjątkowo krytycznie odnoszące się do wypowiedzi profesora, raczej nie uwzględniają ich w swoim myśleniu.

Po pierwsze: język polski nie jest jedynym, w którym funkcjonują odmienne sposoby mówienia o ludziach i zwierzętach. W negatywnych komentarzach odnośnie do sprawy internauci chętnie posługują się przykładem języka angielskiego, w którym czasownik używany do opisu śmierci człowieka i zwierzęcia jest taki sam – to die. Jeśliby iść tym tropem, można by uznać, że skoro w przywołanej angielszczyźnie to wash oznacza zarówno mycie, jak i pranie, to może również w polszczyźnie należałoby mówić o praniu siebie albo praniu naczyń

Czytaj więcej

Ministra czy ministerka? Językoznawca Grażyna Majkowska o tym, jak feminatywy dzielą społeczeństwo

Po drugie: niewykluczone, że w tym, jakie stanowisko zaprezentował profesor, pierwszoplanową rolę odegrało odwołanie się do konkretnego ujęcia językoznawcze. W każdym języku istnieje grupa utrwalonych połączeń wyrazowych – tzw. kolokacji, czyli związków frazeologicznych o znacznej łączliwości, które różnią się od idiomu tym, że sens całości wynika ze znaczeń poszczególnych wyrazów; na przykład: tylko o koniu powiemy, że jest kary. Użycie tego przymiotnika w odniesieniu do człowieka będzie miało wyraźny rys stylizacyjny. Spoglądając na kontrowersyjną kwestię w odniesieniu do działu językoznawstwa zajmującego się badaniem tych zjawisk: kolokacja pies zdechł jest z pewnością bardziej utrwalona w polszczyźnie niż kolokacja pies umarł. Oczywiście: możliwe, że za jakiś czas ten fakt językowy ulegnie zmianie, ale trzeba na to jeszcze chwilę poczekać.

Po trzecie: większość krytyków stanowiska profesora odwołuje się w swoich ocenach do osobistych doświadczeń ze zwierzętami. Przywołują historie swoich pupili. Mówią o zwierzętach obecnych w ich domach. Czy na pewno o każdym innym zwierzęciu, którego życie z różnych powodów zostało zakończone, powiedzieliby, że umarło? Czy owad to zwierzę, które umiera? Czy szczur – przez wielu jednak nielubiany – umiera? Idąc jeszcze dalej: czy stado bydła dotknięte chorobą umiera, czy jednak pada?

Jeden z ekspertów, z którym rozmawialiśmy na ten temat, nazwał próby zmiany języka w omawianym zakresie inżynierią językową – zdecydowanie w negatywnym tego słowa znaczeniu.

„Nie wszyscy używają tych samych słów”

W związku z tym, że profesor Jerzy Bralczyk jest członkiem Rady Języka Polskiego przy prezydium PAN, o komentarz w sprawie poprosiliśmy jej przewodniczącą profesor Katarzynę Kłosińską.

- Stanowisko wyrażone przez profesora Bralczyka to jego osobisty pogląd, nie zaś opinia Rady Języka Polskiego – powiedziała profesor Kłosińska. – Rada nie zawsze jest jednomyślna w różnych kwestiach językowych. Aby jakaś opinia stała się oficjalnym stanowiskiem Rady Języka Polskiego, konieczne jest przeprowadzenie określonych procedur - przede wszystkim dyskusji, a na końcu głosowania. Jeśli chodzi o słownictwo opisujące zwierzęta, to do tej pory się tym nie zajmowaliśmy. Profesor Bralczyk, jak każdy, ma prawo mieć i wyrażać własne zdanie, a jeśli ktoś się z nim nie zgadza, to jednak nie upoważnia go to do hejtu. Ja osobiście mówię, że pies, szczególnie ten ukochany, umarł, a nie zdechł. Ludzie jednak mają różną wrażliwość, w związku z czym używają nie zawsze tych samych słów - podsumowuje.

Kilka dni temu profesor Jerzy Bralczyk, będąc gościem w programie „100 pytań do” w TVP Info, wygłosił opinię, którą naraził się licznemu gronu Polaków – przede wszystkim miłośnikom zwierząt, ale nie tylko. Zapytany przez dziennikarkę Justynę Dżbik-Kluge o to, czy w mówieniu o zwierzętach właściwe jest używanie form tradycyjnie zarezerwowanych dla ludzi, językoznawca odpowiedział, że nie pasuje mu to.

„Pies niestety zdechł”

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Styl życia
Solo dining - moda na jedzenie w pojedynkę opanowuje świat. Kto i jak na tym korzysta?
Styl życia
Brak przepisów sprawia, że szkoły nie radzą sobie z upałami? Rodzice muszą kupować wiatraki
Styl życia
Jak mądrze wspierać dziecko w nauce? "Rodzic nie może być środkiem zastępczym"
Styl życia
Instruktorka tańca księżnej Diany wydaje swoje wspomnienia. Będzie o nich głośno
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Styl życia
Polityka „zero ekranów” dla dzieci poniżej 2 roku życia. Nowe rekomendacje ekspertów
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki