Reklama

Dorota Roqueplo o kreacjach na Bal Debiutantów: Prostota zawsze wygrywa

Na balu w Warszawie wszystkie suknie są niemal identyczne. To nasza wizytówka, nasz polski sznyt elegancji – mówi Dorota Roqueplo, kostiumografka filmowa i teatralna, projektantka sukien na Bal Debiutantów.

Publikacja: 15.09.2025 21:01

Dorota Roqueplo: Nie zajmuję się ocenianiem, czy ktoś jest elegancki czy nie. Interesuje mnie raczej

Dorota Roqueplo: Nie zajmuję się ocenianiem, czy ktoś jest elegancki czy nie. Interesuje mnie raczej człowiek, jego historia, to, dlaczego i po co nosi daną rzecz.

Foto: PAP

Niedawno po raz dwunasty odbył się w Warszawie Bal Debiutantów. Jak przełożyła pani tę tradycję, projektując suknie, na język współczesnej mody?

Modą jako taką zbytnio się nie zajmuję. Bardziej interesuje mnie historia i człowiek, który tę modę nosi. Zawsze podchodzę do projektowania właśnie od strony osoby, a nie aktualnych trendów. Zaczęło się od tego, że jakiś czas temu moja ciotka, Jolanta Mycielska, poprosiła mnie, jak i innych projektantów, aby zaprojektować suknie na Bal Debiutantów. Zaprojektowałam dwie suknie. Moje kreacje pojawiały się też na kolejnych balach, ale w pewnym momencie zrodził się pomysł – uważam, że świetny i unikatowy – aby wszystkie suknie powstały spod ręki jednej osoby. I tak rozpoczęła się moja przygoda. Był rok 2012, drugi Bal w Krakowie i zarazem ostatni w tym mieście, bo od tej pory wydarzenie przeniosło się na stałe do Warszawy. Zatem od 2012 roku odpowiadam za wszystkie suknie. Kolejne edycje balów odbywały się w latach 2015, 2017, 2019, 2023, i ostatni, teraz w 2025 roku. To już ponad dekada mojej współpracy z Balem Debiutantów.

Dlaczego debiutantki zawsze tańczą w białych sukniach? Jak pani interpretuje symbolikę tego koloru?

Biel to oczywiście czystość, świeżość, symboliczne wejście w dorosłość. Ale dla mnie ważne było coś jeszcze. Wiedziałam, że dziewczęta występują na scenie, tańczą, więc zaproponowałam cioci Joli Mycielskiej, by wprowadzić pewien porządek w krojach. Chodziło o to, żeby nie powstał wizualny chaos, kiedy jedna jest w sukni niczym księżniczka, inna w zupełnie innym stylu. Dlatego zaprojektowałam dół kreacji identyczny dla wszystkich; dzięki temu podczas tańca suknie układają się w harmonijny rytm. To daje ogromną przyjemność dla oka.

Natomiast każda góra jest inna i dopasowana indywidualnie. Zazwyczaj odbywa się to tak, że dziewczęta przychodzą do mnie i na wzorze z bawełny zaznaczamy dekolt, fason, szczegóły. Jeśli ktoś mieszka za granicą, pracuję ze zdjęciami, ale też rozmawiamy. Lubię dopytać wprost, czego nie lubią w swoim wyglądzie, by móc to sprytnie ukryć. Dzięki temu każda z nich ma suknię o podobnej konstrukcji, ale jednocześnie zupełnie inną w detalu, odpowiadającą jej charakterowi. Nie tworzę ekstrawaganckich kreacji, bo Bal Debiutantów to nie jest pokaz mody. To nie jest moment, by udowodnić, że jest się najmodniej ubraną, tylko by pokazać trochę siebie. Przez dwa tygodnie debiutanci intensywnie ćwiczą, ale w innych strojach. Suknia staje się taką wisienką na torcie – momentem finałowym. Sama próba i przygotowania to przede wszystkim czas, w którym młodzi ludzie poznają się i zaprzyjaźniają.

Czytaj więcej

Alexandra Konarska: Bal Debiutantów to tradycja kształtująca przyszłość

Czy debiutantki mają wpływ na ostateczny kształt swojej sukni?

Niewielki, choć zawsze staram się uwzględniać ich potrzeby. Jeśli ktoś nie chce pokazywać ramion, nie zaprojektuję mu sukni bez rękawów. Jeśli inna dziewczyna nie lubi eksponować pleców, nie dostanie głębokiego dekoltu z tyłu. Patrzę na ich sylwetki, słucham ich oczekiwań, ale jednocześnie staram się zachować spójność całości. Zazwyczaj są bardzo zadowolone z efektu końcowego.

Reklama
Reklama

Jak wyglądała pani praca nad tegorocznymi kreacjami? Od czego zaczyna się projektowanie sukni na tak wyjątkowy wieczór?

Szczerze mówiąc, w tym roku nie było to łatwe. Równolegle pracuję przy serialu „Lalka”, przy filmie o Jacku Kuroniu i przygotowuję projekty do opery „Tosca” w Krakowie, więc obowiązków mam naprawdę sporo. Ale po tylu latach współpracy z moją krawcową wypracowałyśmy system pracy, który działa coraz bardziej perfekcyjnie. Dzięki temu proces projektowania idzie sprawnie. Oczywiście pierwszym krokiem zawsze jest poznanie tematu przewodniego balu.

A jaki był temat tegorocznej edycji?

W tym roku hasłem przewodnim była „Gwiaździsta noc”. Co roku pojawia się inny motyw; na przykład w 2019 roku dominowały kolory biało-czerwone, w bardziej patriotycznym wydaniu. Temat zawsze bardzo pomaga przy projektowaniu. Tym razem zdecydowano, że dziewczęta będą miały szale we wzór gwiazdek, a dodatkowym kolorem przewodnim był granat, czyli barwa nocy.

Przygotowuję zwykle trzy, cztery projekty. Jolanta Mycielska i Alexandra Konarska wybierają ten, który najlepiej pasuje, a potem zaczyna się proces szycia: kupuje się materiał, wykonuje pierwsze próbne konstrukcje, spódnice kroi się od razu na wymiar, a góry zawsze odszywamy najpierw na płótnie, by precyzyjnie dopasować dekolt i krój. Potem rusza już właściwe szycie. Od początku robię to charytatywnie: dla rodziny, dla przyjaciół i z wielką radością. To dla mnie ogromna przyjemność, tym bardziej że wiele lat temu szyłam również suknie ślubne dla mam kilku debiutantek. Jest w tym pewna piękna ciągłość.

Jakie elementy, tkaniny, kroje, detale są charakterystyczne dla pani balowych kreacji?

Staram się, aby suknie były proste i eleganckie. Nie wszyscy mają możliwość kupowania luksusowych jedwabi, więc wybieram materiały, które dobrze się układają, pięknie wyglądają w tańcu, a jednocześnie nie są przesadnie drogie. To suknia na jeden wieczór; najważniejsze, by była lekka, efektowna i dawała swobodę ruchu. Od lat trzymam się podobnych rozwiązań, bo sprawdzają się w tańcu. Do tego dochodzą dodatki związane z tematem Balu. W tym roku, jak wspomniałam, były to szale w gwiazdki, dziewczęta mają też rękawiczki, które zawsze pięknie dopełniają całości. Ale nigdy nie ma tu przesady: żadnych drogich koronek czy modowych fajerwerków. Uważam, że walc debiutantów powinien być prosty, z klasą, skromny, bez zbędnego przepychu.

Kiedy spotyka się pani z młodymi debiutantkami, zna pani zapewne ich oczekiwania wobec stroju. Marzą o bajkowych, „księżniczkowych” kreacjach?

Mam wrażenie, że one doskonale wiedzą, w jakim kierunku to zmierza, i nie oczekują tiulowych halek ani sukien na krynolinach. Odchodzi się już od tego typu fasonów. Poza tym debiutantki nie tańczą wyłącznie walca; w programie pojawiają się także inne tańce, jak choćby fokstrot. Przy krynolinach czy ciężkich halkach byłoby to zwyczajnie niemożliwe. Dlatego prostota okazuje się najbardziej pożądana. A zresztą, prostota zawsze wygrywa. To ona niesie w sobie prawdziwy sznyt elegancji. Nie żyjemy w XIX wieku, nie nosimy na sobie pół firanki.

Czytaj więcej

Tradycja balu debiutantek wciąż żyje. Dlaczego dziewczyny marzą o udziale w tej imprezie?
Reklama
Reklama

Co było dla pani najtrudniejsze w przygotowaniach do tegorocznego balu?

Nie powiedziałabym, że to praca szczególnie trudna, ale zawsze towarzyszy mi pewna obawa o dziewczęta, które przyjeżdżają z zagranicy. Pojawiają się dopiero dwa tygodnie przed balem, aby rozpocząć próby, i nie zawsze mam szansę je zobaczyć wcześniej. W tym roku kilka z nich znałam osobiście, więc było łatwiej, ale kilka widziałam tylko na zdjęciach. Martwiłam się, czy dobrze dopasuję im dekolty, czy poczują się komfortowo. Na szczęście wszystkie były zadowolone, więc wiem, że się udało.

W Wiedniu czy w Paryżu również odbywają się bale debiutantów. Czym polskie kreacje różnią się od zagranicznych?

Przede wszystkim tym, że w Warszawie wszystkie suknie są niemal identyczne. To nasza wizytówka i element tradycji. Za granicą każda debiutantka kupuje lub wypożycza własną suknię według własnego gustu, a nie zawsze zachowana jest nawet biel. Ja w pracy teatralnej czy filmowej lubię eksperymentować i szaleć, ale Bal Debiutantów traktuję zupełnie inaczej. Tu cenię spójność, prostotę i tradycję. To właśnie nasz warszawski znak rozpoznawczy.

Jak pani zdaniem postrzegana jest polska elegancja na tle światowym?

Nie zajmuję się ocenianiem, czy ktoś jest elegancki czy nie. Interesuje mnie raczej człowiek, jego historia, to, dlaczego i po co nosi daną rzecz. Ale jedno wiem: Polki zawsze miały doskonały sznyt. Nawet w czasie wojny, kiedy szyły suknie z firanek, czy w latach 70., gdy barwiło się prześcieradła na modny wówczas fiolet. Zawsze potrafiły wykazać się pomysłowością i wyobraźnią. A jeśli chodzi o sam bal, to słyszałam wiele opinii, widziałam reakcje gości i wiem, że dziewczęta prezentowały się naprawdę pięknie. Oczywiście emocje rodziców są ogromne, ale także obiektywni obserwatorzy podkreślali, że całość wyglądała niezwykle elegancko.

Debiutantki zakładają również biżuterię rodową, po babciach czy prababciach. Jak pani to postrzega?

Zostawiam im w tej kwestii pełną swobodę. Nigdy nie zdarzyło się, by ktoś przesadził, dlatego nie widzę powodu, by ingerować. Czasem są to delikatne łańcuszki z perełką, czasem niewielkie kolczyki czy skromne perły. Nigdy jednak nie pojawiły się przesadne ilości biżuterii czy zbyt kosztowne ozdoby.

Czy suknie projektowane na bal to kreacje „na jeden raz”, czy dziewczęta mogą je później jeszcze wykorzystać?

Debiutantki zatrzymują suknie na własność. Oczywiście można by próbować je przefarbować, ale materiał nie przyjąłby barwnika równomiernie, więc nie uzyskałoby się pożądanego efektu. Można jednak znaleźć inne rozwiązania. Niedawno jedna z dawnych debiutantek zadzwoniła do mnie i poprosiła, abym przerobiła jej suknię: zostawiłyśmy dół, a górę zmieniłyśmy na nową. Ta kreacja, niegdyś balowa, posłuży jej teraz jako suknia ślubna. To też piękna ciągłość.

Czytaj więcej

Pokolenie Z wyznacza nowe trendy ślubne. Preferencje rodziców przestają się liczyć
Reklama
Reklama

Zdarza się pani szyć później suknie ślubne dla swoich dawnych debiutantek?

Tak, przyznam, że kilka razy miałam taką przyjemność. Byłam nawet na ślubie pary, która poznała się podczas przygotowań do balu, a po dwóch tygodniach spędzonych razem zaręczyła się. Można więc powiedzieć, że bal działa nie tylko symbolicznie, ale i życiowo.

Jakie emocje towarzyszą pani, kiedy po raz pierwszy widzi pani młode kobiety w swoich kreacjach na scenie Teatru Wielkiego?

Za każdym razem to dla mnie niezwykle wzruszający moment. Widzę ich radość, szczęście i to, jak dobrze się czują w tych sukniach. Dla mnie scena Teatru Wielkiego to miejsce szczególne. Pracowałam tam przy „Halce” w reżyserii Mariusza Trelińskiego i wiem, jak odmienne emocje towarzyszą operze czy spektaklowi. Bal Debiutantów to inny rodzaj przeżycia, krótszy, bardziej skoncentrowany, ale zawsze mam w sobie to poczucie: Wow, jak pięknie, że to się udało

Niedawno po raz dwunasty odbył się w Warszawie Bal Debiutantów. Jak przełożyła pani tę tradycję, projektując suknie, na język współczesnej mody?

Modą jako taką zbytnio się nie zajmuję. Bardziej interesuje mnie historia i człowiek, który tę modę nosi. Zawsze podchodzę do projektowania właśnie od strony osoby, a nie aktualnych trendów. Zaczęło się od tego, że jakiś czas temu moja ciotka, Jolanta Mycielska, poprosiła mnie, jak i innych projektantów, aby zaprojektować suknie na Bal Debiutantów. Zaprojektowałam dwie suknie. Moje kreacje pojawiały się też na kolejnych balach, ale w pewnym momencie zrodził się pomysł – uważam, że świetny i unikatowy – aby wszystkie suknie powstały spod ręki jednej osoby. I tak rozpoczęła się moja przygoda. Był rok 2012, drugi Bal w Krakowie i zarazem ostatni w tym mieście, bo od tej pory wydarzenie przeniosło się na stałe do Warszawy. Zatem od 2012 roku odpowiadam za wszystkie suknie. Kolejne edycje balów odbywały się w latach 2015, 2017, 2019, 2023, i ostatni, teraz w 2025 roku. To już ponad dekada mojej współpracy z Balem Debiutantów.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Styl życia
Zmieniają się powody, dla których ludzie czytają. Niepokojące wyniki badania
Styl życia
Badanie pokazało, na co naprawdę wydaje pieniądze polskie pokolenie Z. Stereotyp umiera
Styl życia
Miłośniczka zwierząt w nietypowych okolicznościach ocaliła prowadzone schronisko
Styl życia
Polscy rodzice wspierają dzieci w unikaniu jednej z lekcji. Alarmujące dane
Styl życia
The Bird’s Nest: jak domek na kółkach zapoczątkował kobiecą wspólnotę?
Reklama
Reklama