Atrakcyjna lekcja różnorodności. Janina Piwowarczyk o sposobie działania Żywych Bibliotek

Janina Piwowarczyk, jedna z koordynatorek sieci Żywa Biblioteka Polska, opowiada o pracy z żywymi książkami, czyli osobami reprezentującymi wykluczane grupy społeczne, z którymi można porozmawiać na każdy temat.

Publikacja: 11.12.2023 15:47

Żywymi książkami stają są ludzie, którzy w społeczeństwie są wykluczani, traktuje się ich z uprzedze

Żywymi książkami stają są ludzie, którzy w społeczeństwie są wykluczani, traktuje się ich z uprzedzeniem lub stereotypowo.

Foto: Adobe Stock

Jakie są założenia Żywej Biblioteki? 

Janina Piwowarczyk: To projekt, który ma podważyć wszelkie uprzedzenia wobec osób, które mierzą się ze stereotypizacją, czy wykluczeniem. Żywa Biblioteka niesie ideę akceptacji, a zarazem pokazuje różnorodność naszego społeczeństwa. Nie podczas ogólnego spotkania, ale poprzez indywidualną rozmowę twarzą w twarz. Człowiek ma z tyłu głowy jakieś stereotypy, wyobrażenia, a po rozmowie z osobą, która dzieli się swoim doświadczeniem, może zmienić zdanie na dany temat. To swego rodzaju konfrontacja z własnym spojrzeniem na konkretną Żywą Książkę.

W Żywej Bibliotece najważniejsze są żywe książki. Kto może nimi zostać?

Nie każdy może być żywą książką. Żywymi książkami stają są ludzie, którzy w społeczeństwie są wykluczani, traktuje się ich z uprzedzeniem lub stereotypowo. Różnych narodowości, różnych wyznań, z różnymi niepełnosprawnościami, pochodzeniem społecznym, statusem, z uzależnieniami, osoby ze społeczności LGBT+. Kiedy zgłasza się do mnie osoba, która chce zostać żywą książką, muszę najpierw z nią porozmawiać, upewnić się, czy ma na tyle przepracowane emocje i traktuje swoją historię na tyle z dystansem, żeby mogła w spokoju dzielić się z innymi doświadczeniem. Jeśli dojdę do wniosku, że się nadaje i ona to akceptuje, zapraszam ją na spotkanie.

Ile żywych książek przychodzi do jednej Żywej Biblioteki?

To zależy od warunków lokalowych. Podczas spotkania musi być zapewniony komfort dla wszystkich uczestników i względna intymność. Żeby wydarzenie mogło się odbyć, potrzebnych jest minimum pięć Żywych Książek, ale bywają i takie, gdzie jest ich nawet 25. Wszystko zależy od organizatorów.

Jak często Żywe Biblioteki organizowane są w Polsce?

W tym roku odbyły się  44 spotkania, w różnych miejscowościach - i większych, i mniejszych.

Jest jeszcze potencjał na więcej?

Oczywiście, ale to też jest zadowalający wynik. W tym roku pojawiło się sześć zupełnie nowych. A najbardziej cieszą mnie te, które organizowane są przez takie instytucje, jak na przykład urzędy miasta. W Pszczynie jedno z liceów organizuje Żywą Bibliotekę ze starostwem powiatowym. To dobrze, że tego typu instytucje dostrzegają wagę projektu.

Kto przychodzi do Żywej Biblioteki?

 Kilka lat temu gremialnie przychodziła młodzież szkół średnich, teraz mam wrażenie, że nauczyciele boją się ją przyprowadzać. Najczęściej obecnie pojawiają się osoby dojrzałe, w wieku nawet 60+, co jest dowodem wielkiej świadomości naszego społeczeństwa, znakiem, że jesteśmy gotowi, by się konfrontować ze stereotypami. Wszystko zależy od społeczności, w jakiej wydarzenie się odbywa. Dobór żywych książek powinien odpowiadać oczekiwaniom lokalnej społeczności. Stereotyp, który istnieje w moim środowisku, może w ogóle nie występować w Warszawie.

Żywa Biblioteka

Żywa Biblioteka

Materiały prasowe

Jak zacząć rozmowę z żywą książką?

Na spotkaniach przygotowawczych proszę żywe książki, żeby to one zaczynały rozmowę. Niejednokrotnie czytelnicy przychodzą, żeby porozmawiać, ale czują się tak bardzo zawstydzeni i onieśmieleni, że proponuję, żeby to druga strona inicjowała konwersację. Widzę, że książki wzięły to sobie bardzo do serca. Najpierw się przedstawiają, mówią, jaką grupę społeczną reprezentują, a jeśli nie pada pytanie, one pytają, co chciałby ktoś wiedzieć na początek. Potem już idzie. Pamiętam osobę niebinarną, kiedy miałam pierwszy raz z nią kontakt. Bardzo się przejęłam, kiedy usłyszałam, z czym ona się mierzy w życiu codziennym. Stresowałam się, jak sobie poradzę z zaimkami, którymi trzeba się do niej zwracać, a ona mnie uspokoiła i wyjaśniła mi, że mam pytać, jak się zwracać, bo to nie jest takie oczywiste.

Co pani myśli o języku inkluzywnym?

Jestem bardzo za! Zresztą w Żywych Bibliotekach uczulamy, żeby stosować ten język, chociaż niejednokrotnie spotykamy się z wielkim sprzeciwem. Ale tak jak na wszystko, na to też potrzeba czasu. Podziwiam osoby, które przyjeżdżają do mnie, niejednokrotnie biorąc w tym celu urlop, żeby przybliżać ludziom swoją grupę społeczną i problemy, z którymi się boryka. Ja też bywam żywą książką. Kiedy zaczęłam nią być, zorientowałam się, jaka to jest ciężka praca. I czasami pojawiają się pytania nieuprzejme, z czym też trzeba sobie radzić. Kiedy zaproszono mnie jako aktywną seniorkę, pomyślałam: "kogo to może interesować?". Przychodziła do mnie młodzież. Pytałam, czy wybierali mnie, bo poczuli najbezpieczniejszy temat, a okazało się, że polecali sobie mnie wzajemnie do rozmowy. Może to zasługa tego, że mam swój autorski projekt, w ramach którego spotykam się z młodzieżą i opowiadam o starości. Dzięki niemu nabyłam umiejętność rozmowy z młodymi ludźmi. Sprawdza się ona również na polu bycia żywą książką.

Czytaj więcej

Nie martwi się pani, że rozmowa zanika?

 Żywa Biblioteka daje przestrzeń do dialogu, który może nie zanika, ale po prostu posługujemy się różnymi mediami. Czasami kiedy przychodzą do mnie młodzi ludzie, mówią takimi skrótami, że ich nie rozumiem i proszę o wyjaśnienie. Rozmowy mają być promowaniem pewnych postaw, szacunku do drugiego człowieka, ale też dialogu.

Jak to się stało, że zajęła się pani Żywymi Bibliotekami?

Dzięki mojemu synowi, który będąc studentem został zaproszony do sąsiedniego miasta jako wolontariusz przy pomocy w organizacji Żywej Biblioteki. Opowiadał mi jaka to świetna inicjatywa. Na początku to zbyłam, ale później w wolnym czasie zaczęłam o niej czytać. Mieszkam w porobotniczej dzielnicy Katowic i pomyślałam, że u nas przydałby się taki projekt, który pozwoliłby ludziom zobaczyć różnorodność wokół. Bardzo się bałam swojej pierwszej Żywej Biblioteki. Ale o dziwo mieliśmy tak wielką frekwencję, że od razu nas dopingowano do zrobienia kolejnej edycji. I tak organizuję je u nas co roku. Przyjeżdżają do nas osoby z różnych miejscowości. Szczególnie jestem wrażliwa na osoby ze społeczności LGBT+. Ludzie nie mogą zrozumieć, jaką katorgę przechodzą osoby niebinarne, transpłciowe, czy ich rodziny. Przyjmując zaproszenia do Żywej Biblioteki torują drogę do bycia zrozumianymi przez społeczeństwo. To najlepsza metoda, żeby inni poznali, z czym oni się mierzą i żeby zrozumieli wreszcie, że są takimi samymi ludźmi jak my. Że to nie jest żadna ideologia, tylko człowiek.

Czuję, że Żywe Biblioteki to pani misja. Gdyby pani miała określić jej cel, to jakby go pani nazwała?

Kiedy ktoś z mojego pokolenia pyta mnie, dlaczego organizuję Żywe Biblioteki, przywołuję słowa księdza Jana Kaczkowskiego. Powiedział kiedyś tak: żaden katolik nie może być antygejem, antyżydem, antykimkolwiek, pogardzanie jakimkolwiek człowiekiem, w tym samym sobą - jak to się ma do katolicyzmu? Szczególnie my, katolicy, powinniśmy być wrażliwi na drugiego człowieka, obojętnie jakimi ludźmi są ci, który odbieramy jako innych. Jeśli ktoś nie chce zweryfikować swoich poglądów, to niech nie przychodzi. Ale też nie wie, co traci i z czym musiałby się zmierzyć. Niedawno byłam na wyjazdowej Żywej Bibliotece, na którą przyszły dwie starsze panie. Przeglądały tytuły Żywych Książek i ciągle mówiły: "to nie dla mnie", "to nie dla mnie...”. Zapytałam "dlaczego", kiedy zatrzymały się na rodzicu dziecka transpłciowego. Zawahały się i jedna powiedziała do drugiej: "chodź, pójdziemy". Proszę sobie wyobrazić, że wychodząc bardzo dziękowały za spotkanie. Przyznały, że otwiera ono głowę, że to potrzebna inicjatywa, że powinna być częściej organizowana. Ja się pod tymi słowami podpisuję!

Gdybym chciała zorganizować Żywą Bibliotekę, od czego powinnam zacząć?

Przejść szkolenie u nas w sieci Żywa Biblioteka Polska, na którym dowie się pani krok po kroku, jak wszystko zorganizować. O standardach, które podczas tych wydarzeń obowiązują, między innymi o tym, że udział w Żywej Bibliotece jest bezpłatny, że żywą książką może być osoba powyżej 16. roku życia, że Żywa Biblioteka nie realizuje celów politycznych, religijnych, komercyjnych czy niezgodnych z prawem.

Które żywe książki wspomina pani najlepiej?

Moje żywe książki to rzeczywiście osoby z misją. Przykładowo mam na myśli pana, który ma za sobą doświadczenie choroby alkoholowej. Krążąc między stolikami przysłuchuję się, jak młodym ludziom kładzie do głowy, na co mają uważać, na co powinni być wyczuleni i podziwiam, z jaką determinacją stara się uchronić młodzież przed uzależnieniem. Utkwił mi też w pamięci chłopak, który był bezdomny. To jest już za nim, bo w odpowiednim momencie ktoś wyciągnął do niego rękę. W tej chwili tak się pięknie rozwinął, robi fantastyczne rzeczy i swoim doświadczeniem pokazuje innym, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych. Mam też młodą kobietę, która mierzyła się z anoreksją i do niej przychodzą dziewczyny ze szkół średnich - tłumnie, bo zaburzenia odżywiania to temat na czasie. Był też gej, wspaniały chłopak, student Akademii Sztuk Pięknych, bardzo wrażliwy człowiek, który pisał pracę magisterską o wykluczeniu. Zaprosił mnie na swoją wystawę dyplomową. Kiedy weszłam na wernisaż i zaczęłam oglądać jego prace, popłakałam się - ja, stara kobieta. Umieścił na nich hasła, z którymi musiał się mierzyć z powodu swojej orientacji. Bardzo bolesne, dotykające. Kiedy opublikowałam u siebie na Facebooku informację o tej wystawie, dostałam bardzo nieprzyjemne komentarze. Dlatego uważam, że Żywa Biblioteka jest w miarę łagodnym sposobem, żeby ludzie oswajali się z innością. Może nie od razu się do wszystkich przekonają, ale jest szansa, że dostrzegą drugiego człowieka i złagodnieją w swoich poglądach. Będą nie tylko tolerowali, ale i akceptowali.

***

W Polsce na straży metody, jaką jest Żywa Biblioteka stoją cztery kobiety, koordynatorki sieci Żywa Biblioteka Polska: Janina Piwowarczyk z Katowic, Magdalena Młynarczyk-Wezgraj z Koszalina, Mila Kowal - Warmia i Mazury i Aneta Szarfenberg z Warszawy. Dbają o to, aby każda Żywa Biblioteka była organizowana zgodnie ze standardami i usilnie dążą, aby powstawało ich coraz więcej. Nie tylko w wielkich miastach, ale i w mniejszych miejscowościach.

Jakie są założenia Żywej Biblioteki? 

Janina Piwowarczyk: To projekt, który ma podważyć wszelkie uprzedzenia wobec osób, które mierzą się ze stereotypizacją, czy wykluczeniem. Żywa Biblioteka niesie ideę akceptacji, a zarazem pokazuje różnorodność naszego społeczeństwa. Nie podczas ogólnego spotkania, ale poprzez indywidualną rozmowę twarzą w twarz. Człowiek ma z tyłu głowy jakieś stereotypy, wyobrażenia, a po rozmowie z osobą, która dzieli się swoim doświadczeniem, może zmienić zdanie na dany temat. To swego rodzaju konfrontacja z własnym spojrzeniem na konkretną Żywą Książkę.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dr n. med. Justyna Dąbrowska-Bień: Mężczyźni nie chcą przekazywać swojej wiedzy kobietom chirurgom
Wywiad
Maria Deskur: Społeczeństwo, które czyta, jest bardziej stabilne emocjonalnie i psychicznie
Wywiad
Karolina Pilarczyk: Panowie mają problem z przegrywaniem z kobietą w motosportach
Wywiad
Losy kobiety zesłanej na Syberię w książce "Ludzie z kości" Pauli Lichtarowicz
Wywiad
Jak rozmawiać z dziećmi o raku? Psychoonkolog o sytuacji księżnej Kate
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił