A jednak jest coś w opowieściach o patriarchalnym dyrektorze…
Nie chcę publicznie o tym rozmawiać, jestem bardzo wdzięczna za to, że mogłam się tam wiele nauczyć, ale nie była to droga, którą chciałam podążać. Rezygnacja z etatu i z rodzaju teatru, który proponował właśnie pan Słobodzianek, a który nie do końca był mój sprawiła, że obserwowałam potem przemianę Dramatycznego. Ostatnio zaś podział zespołu… Niestety, takie są efekty, kiedy przychodzi ktoś nowy i chce zmienić od środka wszystko. To nie jest łatwy proces i rozumiem racje obu stron konfliktu, bo znam ten zespół.
Sytuacje, kiedy ktoś jest z dnia na dzień zwolniony, a pracował w teatrze przez wiele lat, są straszne. Myślę też, że teatr pana Słobodzianka dla wielu ludzi był ważnym teatralnym miejscem w Warszawie.
Miałem okazję wyrażać podobne opinię, choć profil Dramatycznego mnie nie zachwycał. Co jednak z Moniką Strzępką? Wiele osób zaufało jej feministycznej wizji. Jaka jest prawda?
Wszystko stało się kontrowersyjne i burza, która szaleje wokół Dramatycznego, mnie przeraża. Zamiast integracji zespołu, widzę rozpad Dramatycznego.
Na początku dyrekcji Moniki Strzępki miałam inne odczucia. Premiera spektaklu „Mój rok odpoczynku i relaksu” Kasi Minkowskiej była bardzo udana. Gram teraz zresztą w spektaklu Kasi Minkowskiej „Stream” w TR Warszawa. Uwielbiam jej twórczość. Również dlatego pierwsza premiera dyrekcji Moniki Strzępki naprawdę była dla mnie zjawiskowa. Mnie ten spektakl uwiódł kompletnie. Potem jednak wszystkie wypowiedzi dyrektor Strzępki, m. in. mówienie o warszawskiej szkole, którą zresztą skończyłam, wszystkie te uprzedzenia… to jest coś, co dawno już nie ma związku z bieżącą sytuacją. Skończmy ze stereotypami na temat warszawskiej szkoły teatralnej. Skończmy generalnie ze stereotypami i mówieniem, Warszawa taka, Kraków taki, a Wrocław jeszcze inny. Naprawdę odpuśćmy sobie ten rodzaj dialogu. W każdej szkole pracują żywi ludzie i każdy jest inny. Wiadomo, że mamy różnych profesorów, którzy nas na swój sposób uczą, ale nie można generalizować.
Pójdziesz na premierę Strzępki „Heksy?” 15 grudnia?
Chciałabym pójść. Nie wiem, czy uda mi się pójść na samą premierę, ale postaram się „Heksy” zobaczyć.
Czyli dajesz jeszcze kredyt zaufania?
Nie wiem, czy nazwałabym to kredytem zaufania. Lubię mieć własne zdanie. Podejrzewam, że ludzie będą się na temat tego spektaklu wypowiadać, więc chciałabym móc też dołączyć do takiej rozmowy, a nie wypowiadać się, tak jak w „Rejsie” – zaocznie.
Musimy koniecznie wspomnieć o spektaklu Teatroteki w reżyserii Darii Kopiec według scenariusza Joli Janiczak Joli, czyli „Sprawie Rity G”, za udział w którym dostałaś rektorską nagrodę „za dojrzały debiut”. To spektakl ciekawy formalnie, z godną uwagi kwestią twojej zamordowanej bohaterki Lusi: „Chcę, żeby mnie szukali i nigdy nie znaleźli sprawcy”.
Z Darią Kopiec pracowałam też przy kilku innych projektach, z ,,Córkami Leara” przejeździłam pół świata, więc jest to dla mnie bardzo ważna osoba, której wiele zawdzięczam. Zaś pokazana z nowej perspektywy sprawa Gorgonowej dotyka kwestii, która zaczęła się bodaj w Ameryce, a mam na myśli podziw i ciekawość skierowaną w stronę morderców, morderstw, kryminałów i thrillerów. My w Polsce też już to strasznie lubimy.
Strasznie! Dobre słowo.
Kryminały mają przecież największą oglądalność. Uwielbiamy oglądać straszne rzeczy w ciepłych, wygodnych łóżkach. Wiele jednak filmów, czy seriali gloryfikuje morderców tworząc z nich ikoniczne postaci, a przecież nie powinniśmy poświęcać tyle uwagi ludziom, którzy czynią zło. Pośrednio bowiem zachęcamy do zła osoby narcystyczne, z ogromnym ego, które chcą zwrócić na siebie uwagę świata popełniając zbrodnie, właśnie dlatego, żeby zrobiły się popularne, ciekawe i intrygujące jak postaci z filmów, którymi się inspirują. Przecież życie i rzeczywistość to nie jest thriller, tymczasem, mam wrażenie, że czasami granica dla takich ludzi zaczyna się zacierać.
Czy ruch #metoo, ujawnianie aktów mobbingu wywołał zmianę na lepsze w środowisku aktorskim, w Akademii Teatralnej, w relacjach między aktorkami i aktorami, a także profesorami, reżyserami, producentami?
Skończyłam szkołę 5 lat temu, więc to, co się tam teraz dzieje znam z opowieści, od moich przyjaciół, ale słyszę od jednej z przyjaciółek, która teraz studiuje, że zmiana jest faktem. Ja, niestety, byłam jeszcze czasami świadkiem dziwnych zachowań profesorów i profesorek, najczęściej brało się to z kompleksów, tak myślę. Oczywiście byli też tacy, którzy przekazali mi wiele cennych wartości. Teraz, jak słyszę, ten balans jest bardziej wyrównany, jest większy szacunek i hierarchiczność trochę zanika, choć oczywiście możemy mieć swoje autorytety. Szacunek do profesora jest bardzo ważny, jednocześnie ważne jest to, żeby profesor miał szacunek do swoich uczniów. Liczę na złoty środek, bo gdyby profesorowie zaczęli się bać studentów, gdyby uczniowie przejęli władzę - sytuacja odwróciłaby się w dziwny sposób. Według mnie to byłoby niebezpieczne. Spore niebezpieczeństwo widzę też w Internecie, gdzie co rusz pojawiają się posty na temat mobbingu. Zastanawiam się, czy istnieją osoby, organizacje, które mogłyby to profesjonalnie weryfikować.
Bardzo ciekawe pytanie. Zadałem je na łamach „Rzeczpospolitej”, przypominając sądy koleżeńskie ZASP. Teraz wszystko kończy się na medialnych aferach, publicznej zemście, której faktycznych powodów możemy nie znać.
Tak właśnie jest i o to się martwię, by w całym tym szumie nie kończyło się na zwracaniu uwagi na siebie, na tych medialnych monodramach, gdy dużo ofiar siedzi cicho i niekoniecznie ma odwagę wypowiadać się publicznie. Wszystkim nam powinno zależeć na tym, żeby oddzielić się od hałasu w mediach, który przypomina mi „Sprawę Rity G.”: bo nie jest ważna sensacja w mediach, jej przetwarzanie, odgrzewanie – tylko to, co rzeczywiście z łamaniem zasad robimy. Mam nadzieję, że pojawią się wkrótce osoby na tyle skromne i odważne, żeby nie gadać w mediach, tylko faktycznie działać dla wyjaśnienia konfliktowych sytuacji.
Czy aktorzy powinni się zrzeszać w ZASP, żeby te sprawy wyjaśniać, czy to już jest dla twojego pokolenia anachroniczne?
Oczywiście, że związki są nam potrzebne. W grupie siła. Na przykład we Francji czy w Hiszpanii, z tego co wiem, związki działają bardzo dobrze. Im bardziej będą sprawniej działać zrzeszenie aktorów, reżyserów, twórców - tym lepsze będziemy mieli warunki pracy, według mnie.
Należysz do ZASP?
Należę do ZZAP, czyli Związku Zawodowego Aktorów Polskich.