Katarzyna Nicewicz, prezeska Fundacji Daj Herbatę: Kobiety w kryzysie bezdomności są nieuchwytne

Wśród ludzi w kryzysie bezdomności wiele jest kobiet silnie uzależnionych, chorych, w kryzysie psychicznym ze stanami psychotycznymi oraz kobiet, które uciekają przed domową przemocą. Jak można im pomóc, nie tylko w Dzień Kobiet?

Publikacja: 08.03.2024 12:17

Katarzyna Nicewicz: Jest dużo osób w kryzysie bezdomności, które wyglądają tak samo jak my i nikt si

Katarzyna Nicewicz: Jest dużo osób w kryzysie bezdomności, które wyglądają tak samo jak my i nikt się nawet nie domyśla, że mierzą się z poważnym problemem.

Foto: Adobe Stock

Zanim zajęła się pani w życiu pomaganiem ludziom w kryzysie bezdomności, kojarzyli się pani oni głównie z marginesem społecznym, który nie dba o siebie, nadużywa alkoholu i prosi innych o pieniądze….

Katarzyna Nicewicz: Wszystko się zmieniło, kiedy zimą wyszłam ze sklepu na papierosa. Mowa o sklepie z biżuterią i galanterią, w którym pracowałam jako ekspedientka, zarabiając na opłatę studiów. Sklep mieścił się w podziemiach Dworca Centralnego i któregoś dnia wpadł na mnie człowiek, który ewidentnie czegoś ode mnie chciał. Poczęstowałam go więc papierosem, a on powiedział, że chciałby jedynie coś ciepłego do picia, herbatę. To mnie zszokowało. Pomyślałam sobie, że w taki mróz nie ma znaczenia, kto kim jest, że każdy – niezależnie od tego, czy jest dobrym, czy złym człowiekiem — powinien móc napić się czegoś rozgrzewającego. Że ochrona życia jest najważniejsza. Stworzyłam na FB akcję „Daj herbatę”, która miała zapewnić potrzebującym ciepłe napoje w zimne dni. Nie napisałam, że chodzi o pomoc bezdomnym, bo wtedy nikt by się nie zgłosił.

Dlaczego?

Pokutował stereotyp o bezdomnym, który jest pijakiem, kimś niebezpiecznym, „psychicznym” i obawiałam się, że takiemu człowiekowi akurat nikt nie zechce dawać gorącej herbaty.

Sama nie miałam pojęcia, że jest również dużo osób w kryzysie bezdomności, które wyglądają tak samo jak my i nikt się nawet nie domyśla, że mierzą się z poważnym problemem. Część z nich nocuje w noclegowni, inni mają „swoje” klatki schodowe, albo kryjówki, których nie chcą zdradzić. Jeszcze inni zatrzymują się kątem u znajomych. Żadnej z takich osób nie rozpoznalibyśmy, jadąc obok niej w autobusie. Rozpoznawalna jest jedynie być może 1/5 osób bezdomnych.

Katarzyna Nicewicz, prezeska Fundacji Daj Herbatę

Katarzyna Nicewicz, prezeska Fundacji Daj Herbatę

Wojciech Ciszkiewicz

Co jest najczęstszą przyczyną bezdomności?

Wszystko zaczyna się w dzieciństwie, w rodzinie. Wydawałoby się, że wychodząc z domu, umiemy coś ugotować, obsłużyć pralkę, zwrócić towar w sklepie, i mamy od rodziców ogólną wiedzę, jak pokonywać życiowe trudności. Tymczasem jest spora grupa osób, którzy nie radzą sobie z podstawowymi czynnościami, jak mycie zębów. Znałam takiego mężczyznę. Mama myła go tylko wtedy, kiedy trzeźwiała, jadł również rzadko, bo pieniądze w domy szły głównie na alkohol. Można więc powiedzieć, że najwięcej ludzi w kryzysie bezdomności pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych, ale to nie jest reguła. Znajdą się wśród nich również osoby z tzw. dobrych domów, w których zwyczajnie zabrakło miłości, uwagi.

Zdarza się, że też bardzo często, że ktoś ląduje na ulicy wskutek utraty bliskiej osoby albo rozstania. Nie każdy umie sobie z taką tragedią poradzić. Kryzys psychiczny może skutkować utratą pracy, a co za tym idzie - dachu nad głową, popadnięciem w uzależnienie. Kiedyś też pomoc psychologiczna nie była tak rozwinięta, popularna jak dzisiaj. Mężczyźni około 50, z małych miejscowości czy wsi, kiedy proponuję im leczenie psychiatryczne, łapią się za głowę i mówią, że nie dadzą z siebie zrobić wariata. Bo w ich pojęciu ktoś, kto bierze leki na depresję, to wariat. W takim stereotypie wyrośli i ciężko to myślenie zmienić.

Czytaj więcej

Dzień Walki z Depresją. Oto zawody, w których najłatwiej nabawić się problemów z emocjami

Wśród osób, którym pomaga stworzona przez panią fundacja, są też osoby, które mają dach nad głową…

Tak, ale żyją na granicy ubóstwa, m.in. dlatego, że zupełnie nie potrafią gospodarować pieniędzmi. Kiedy pracowałam jako kurator społeczny, znałam rodziny, które dostawały przykładowo bon na święta i kupowały za niego słodycze albo telewizor. Nie ma nic w tym złego o ile wcześniej zaspokoi się podstawowe potrzeby.

Fundacja działa od 2015 roku, ale pomagacie od 2012 roku. Skąd osoby w kryzysie bezdomności wiedzą, że mogą się do was zgłosić?

Skutecznie działa poczta pantoflowa. Od 12 lat w poniedziałki wydajemy potrzebującym posiłki na Dworcu Centralnym. We Włochach prowadzimy też punkt integracji, który czynny jest przez 5 dni w tygodniu. Można się tam wykąpać, zrobić pranie, skorzystać z suszarki, komputera, telefonu, dwa razy w tygodniu robimy zdjęcia do dokumentów. Zapewniamy też pomoc psychologiczną i prawną. Czasami opłacamy komuś wizytę u psychiatry, stałym beneficjentom wykupujemy leki, czy pokrywamy koszty biletów PKP, jeśli mają coś ważnego do załatwienia w innym mieście - na przykład muszą stawić się na sprawę w sądzie.

Czy wiele osób, które przychodzą do waszego punktu na Dworcu Centralnym w poniedziałkowy wieczór posiłek, który wtedy otrzymują, jest jedynym ciepłym daniem, które jedzą w tygodniu?

Nie wiem. Nie chcę, żeby zabrzmiało to ostro, ale pomimo tego, że niektórzy tak twierdzą, nie mam pewności, czy zawsze mówią prawdę. Ludzie w kryzysie bezdomności to nie są słodkie szczeniaczki. Ich trudna sytuacja sprawia, że potrafią manipulować, bywają irytujący i agresywni.

Wydawanie posiłków bezdomnym na Dworcu Centralnym w Warszawie

Wydawanie posiłków bezdomnym na Dworcu Centralnym w Warszawie

Wojciech Ciszkiewicz

W ubiegły poniedziałek pobiliśmy rekord. Wydaliśmy 520 posiłków, to bardzo dużo. Przed pandemią i wzrostem inflacji przychodziło maksymalnie 200 osób.

Według badań z 2019 roku wśród osób w kryzysie bezdomności było znacznie więcej mężczyzn niż kobiet (bo prawie 85 proc.). Czy te dane są nadal aktualne? Podobno też inne są powody, dla których kobiety trafiają na ulice….

Bazując na własnym doświadczeniu, mogę powiedzieć, że kobiety często balansują na granicy domności i bezdomności, trudno je policzyć, są w pewnym sensie „nieuchwytne”. Wiele jest wśród nich kobiet silnie uzależnionych, chorych, w kryzysie psychicznym ze stanami psychotycznymi, cudzoziemek, które przyjechały do Polski po lepsze życie, ale im się nie powiodło oraz kobiet, które uciekają przed domową przemocą. Wolą żyć na ulicy, niż wrócić do swojej wsi i narażać się na ciągłe upokorzenie i cierpienie. Wiele historii jest trudnych do zweryfikowania. Można też wyodrębnić grupę kobiet, które poświęciły całe życie na opiekowanie się swoimi rodzicami, a gdy ci umarli, zostały bez jakiegokolwiek wykształcenia, doświadczenia zawodowego, znajomych i pomysłu na siebie. Nie mają umiejętności, które pozwoliłyby im samodzielnie ogarniać rzeczywistość, choć zdarza się, że znają nawet kilka języków obcych. Nie wszystkie chcą nam opowiadać swoje historie. Boją się rozsypać. Wciąż pokutuje przekonanie, że łzy to dowód słabości. Nie rozumieją, że właśnie otworzenie się przed drugim człowiekiem jest przejawem wewnętrznej siły.

Co roku pani fundacja organizuje dla kobiet w kryzysie bezdomności Dzień Kobiet. Na czym polegają jego obchody?

Najważniejsze jest to, żeby się uśmiechnęły. W tym roku przez dwa dni będziemy robić wszystko, by poczuły się ważne. By przypomniały sobie, że są piękne, by z radością spojrzały w lustro. Zorganizowałyśmy im metamorfozy. Te, które zechcą, będą mogły zostać pomalowane przez makijażystkę, uczesane przez fryzjera. Dostaną upominki, biżuterię. Wiem, że w dobie trendu bodypositivity pojawiło się wiele głosów krytycznych, że makijaż nie jest potrzebny, ale sama po sobie wiem, że kiedy umaluję rzęsy i nałożę odrobinę fluidu, dodaje mi to mocy, poprawia humor. Nasze panie nie mają do tego dostępu na co dzień, więc jest to dla nich przyjemność. Te, które wyrażą zgodę, wezmą też udział w sesji zdjęciowej organizowanej na potrzeby w kampanii „Kobiecość też bywa bezdomna”.

Jak wielu osobom udaje się wyjść z bezdomności? Zna pani dużo takich przypadków?

Bardzo ciężko prowadzić tu statystyki, ale też wiele osób, tak jak wspomniałam, bywa nieuchwytnych. Wychodzenie z bezdomności to długi proces. Moje doświadczenie pokazuje, że trwa około dwóch lat. Samemu trudno to zrobić, dlatego istotne jest wsparcie. Jeśli chodzi o wyjście z kryzysu bezdomności, to dla nas najważniejsze są zasoby. Zawsze zastanawiamy się, jakie cechy i umiejętności posiada dana osoba, które mogłoby sprawić, że będzie jej łatwiej wrócić do „normalnego” życia i je utrzymać. Ale bywa różnie. Czasami osoba zażywająca i spożywająca, dodatkowo po latach spędzonych w zakładach karnych, nagle robi obrót o 180 stopni, podejmuje decyzję i trwa w niej.

Czytaj więcej

"Rozmowa to podstawa". Katarzyna Szczerbowska o tym, jak rozpoznać problemy psychiczne i z nimi żyć

Ile osób pracuje w fundacji?

Nie licząc siebie, mam trzy osoby zatrudnione na etat, niebawem dołączą jeszcze dwie, współpracują też z nami dodatkowo specjaliści: psychoterapeuci. Na stałe możemy liczyć na pomoc około 20 wolontariuszy.

Czego nauczyła panią praca przez 12 lat z ludźmi w kryzysie bezdomności?

Tego, żeby niczego nie oczekiwać. To najważniejsza lekcja. Czasami dopada mnie bezsilność, ale nie poddaję się jej. Nauczyłam się też ufać swojej intuicji. Nabrałam np.: odwagi by dzwonić na 112. I patrzeć na ludzi przez pryzmat ich zalet, a nie wad. Skupiać się na pozytywach. Przekonałam się też, że trzeba im ufać, pomimo wszystko. Nie ryzykując, nic nie zyskamy. Zakładając, że ktoś nas oszuka, nikomu nie pomożemy.

Wydawanie posiłków bezdomnym na Dworcu Centralnym w Warszawie

Wydawanie posiłków bezdomnym na Dworcu Centralnym w Warszawie

Wojciech Ciszkiewicz

A czego dowiedziała się pani o sobie dzięki tej pracy?

Wzmocniłam poczucie własnej wartości. Wyzbyłam się ciśnienia, że wciąż muszę jeszcze więcej wiedzieć i umieć, żeby być dobra w tym co robię. Oczywiście, nadal chcę się rozwijać, ale nabrałam przekonania, że to, co wiem i umiem jest wystarczające, by czuć się dobrze. Niczego już nie muszę sobie udowadniać.

Co można zrobić, by zmniejszyć problem bezdomności w Polsce?

Niezwykle istotny jest dom rodzinny. Rodzice powinni robić wszystko, żeby nauczyć swoje dzieci samodzielności. I dawać im miłość, wsparcie. Rodzice, zacznijcie kochać swoje dzieci i brać za nie odpowiedzialność. Jeśli w domu znajdą miłość, nie będą musiały z niego uciekać, kiedy napotkają w życiu problemy.

Zanim zajęła się pani w życiu pomaganiem ludziom w kryzysie bezdomności, kojarzyli się pani oni głównie z marginesem społecznym, który nie dba o siebie, nadużywa alkoholu i prosi innych o pieniądze….

Katarzyna Nicewicz: Wszystko się zmieniło, kiedy zimą wyszłam ze sklepu na papierosa. Mowa o sklepie z biżuterią i galanterią, w którym pracowałam jako ekspedientka, zarabiając na opłatę studiów. Sklep mieścił się w podziemiach Dworca Centralnego i któregoś dnia wpadł na mnie człowiek, który ewidentnie czegoś ode mnie chciał. Poczęstowałam go więc papierosem, a on powiedział, że chciałby jedynie coś ciepłego do picia, herbatę. To mnie zszokowało. Pomyślałam sobie, że w taki mróz nie ma znaczenia, kto kim jest, że każdy – niezależnie od tego, czy jest dobrym, czy złym człowiekiem — powinien móc napić się czegoś rozgrzewającego. Że ochrona życia jest najważniejsza. Stworzyłam na FB akcję „Daj herbatę”, która miała zapewnić potrzebującym ciepłe napoje w zimne dni. Nie napisałam, że chodzi o pomoc bezdomnym, bo wtedy nikt by się nie zgłosił.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Iza Kuna: Romans może trwać i 30 lat
Wywiad
Dr n. med. Justyna Dąbrowska-Bień: Mężczyźni nie chcą przekazywać swojej wiedzy kobietom chirurgom
Wywiad
Maria Deskur: Społeczeństwo, które czyta, jest bardziej stabilne emocjonalnie i psychicznie
Wywiad
Karolina Pilarczyk: Panowie mają problem z przegrywaniem z kobietą w motosportach
Wywiad
Losy kobiety zesłanej na Syberię w książce "Ludzie z kości" Pauli Lichtarowicz