Sylwia Gregorczyk-Abram, Warszawianka Roku 2024: Pracuję na rzecz tych, którzy często nie mają głosu

Zrozumiałam, że jeśli mam narzędzia, żeby pomagać, to powinnam z nich korzystać - mówi zwyciężczyni plebiscytu Warszawianka Roku 2024 Sylwia Gregorczyk-Abram, prawniczka wyróżniona za działania na rzecz praworządności i ochrony praw człowieka.

Publikacja: 27.11.2024 15:24

Sylwia Gregorczyk-Abram: Ten plebiscyt wyciąga te niezwykłe kobiety na światło dzienne, docenia ich

Sylwia Gregorczyk-Abram: Ten plebiscyt wyciąga te niezwykłe kobiety na światło dzienne, docenia ich pracę i pokazuje, jak wielką wartość wnoszą. To naprawdę piękne i potrzebne przedsięwzięcie.

Foto: Adam Burakowski/EastNews

Podczas gali w auli Politechniki Warszawskiej we wtorek 26.11 ogłoszono laureatkę plebiscytu Warszawianka Roku 2024. Tytuł otrzymała prawniczka Sylwia Gregorczyk-Abram, wyróżniona za działania na rzecz praworządności i ochrony praw człowieka. Plebiscyt, organizowany przez Miasto Stołeczne Warszawę, honoruje kobiety wspierające rozwój stolicy poprzez działalność społeczną, zawodową i obywatelską. O tym, kto zwycięży decydowali warszawiacy w głosowaniu, wybierając spośród 15 finalistek. W tym roku po raz pierwszy przyznano także tytuł Warszawianki Młodego Pokolenia. Została nią Dominika Lasota, aktywistka, założycielka inicjatywy Wschód, członkini ruchu klimatycznego Fridays for Future.

Warszawianka Roku – co dla pani znaczy ten tytuł? Ma pani w dorobku wiele nagród, w tym tytuł Prawnika Pro Bono dziennika „Rzeczpospolita” w 2016 roku.

To prawda. Tytuł Warszawianki Roku jest dla mnie szczególnie ważny, bo jest przyznawany przez społeczeństwo – zarówno warszawianki i warszawiaków, jak i obywatelki i obywateli z całego kraju. Formuła głosowania pozwalała oddawać głosy z każdego miejsca w Polsce. Takie nagrody są dla mnie najcenniejsze, bo wszystko, co robię, robię właśnie z myślą o obywatelach – o ich prawach i wolnościach, o tym, by standard tych praw był wysoki i aby były one gwarantowane. Chcę, by ludzie mogli żyć w demokratycznym, praworządnym państwie. Dlatego nagrody przyznawane w plebiscytach, gdzie decydują obywatele, mają dla mnie szczególną wartość.

Jak odbiera pani to, za co została pani doceniona?

Myślę, że doceniono mnie za działania na rzecz praworządności i ochrony praw człowieka, za obronę niezależności sądownictwa w ostatnich latach, a także za stawanie w obronie wartości demokratycznych. Pracuję na rzecz tych, którzy często nie mają głosu – słabszych, mniejszości – i jestem wdzięczna, że ktoś to zauważył.

Do tytułu Warszawianka Roku nominowanych było dziesięć kobiet. Z kim pani konkurowała?

Na scenie wspomniałam już, że dziewczyny, które były nominowane razem ze mną to niesamowite siłaczki i aktywistki. Wiele z nich wykonuje bardzo ważną, choć często niewidoczną pracę – pomagają osobom z niepełnosprawnościami, wspierają potrzebujących w kryzysie bezdomności. Są niezwykłe, pełne energii, codziennie, przez kilkanaście godzin zmieniają świat na lepsze. Może nie zawsze w widowiskowy sposób, ale realnie – swoją pracą i sercem. Jestem wzruszona i zaszczycona, że mogłam być nominowana w takim gronie.

Czytaj więcej

Adwokat działająca na rzecz zwierząt: To one mnie znalazły. Bronię ich, gdy dzieje im się krzywda

Warszawa to dla mnie miasto-symbol wolności. Jest takie miejsce w stolicy, które szczególnie panią porusza?

Tak, jest nim siedziba Sądu Najwyższego. Na gali opowiadałam, jak widzę Warszawę oczami aktywistki i osoby zaangażowanej w społeczeństwo obywatelskie. Gdy wspominałam o Sądzie Najwyższym, przypomniałam sobie moment, kiedy obywatele, trzymając się za ręce, otoczyli budynek Sądu, jakby chcieli go ochronić przed bezprawiem swoim własnym ciałem, swoją obecnością. Był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów w życiu. Sąd Najwyższy, jako ostatnia instancja sprawiedliwości, zawsze był dla mnie ważny, ale w tamtym momencie nabrał szczególnego znaczenia. To instytucja, która – przynajmniej w teorii – stoi na straży praw i wolności obywateli. Przez lata był ostatnim bastionem, dającym nadzieję, że można ochronić wartości demokratyczne.

Bycie prawniczką to dla pani coś więcej niż zawód. Były momenty, kiedy zastanawiała się pani, czy walczyć dalej? I co dawało pani siłę w trudnych chwilach?

Oczywiście, że w życiu każdego prawnika-aktywisty pojawiają się trudne momenty. Aktywizm wiąże się z ogromnym zmęczeniem, a czasem także z poczuciem bezsilności. Naturalne jest to, że próbując powstrzymać mechanizmy godzące w prawa człowieka, często nie widzi się natychmiastowych efektów. To długa, systematyczna i wymagająca cierpliwości praca – owoce dojrzewają powoli. Miałam więc chwile zwątpienia, zmęczenia, zniecierpliwienia. W takich momentach ogromnym wsparciem byli dla mnie moi przyjaciele z inicjatywy Wolne Sądy – to oni podnosili mnie na duchu. Najważniejsze były jednak słowa od obywateli. Gdy ktoś pisał: „Świetnie, że to robicie. Dziękuję, że pani walczy”, czułam, że ludzie dostrzegają w nas sprawczość, która daje im nadzieję. I to właśnie z tej nadziei czerpałam siłę do dalszego działania.

Czytaj więcej

Adwokatka Joanna Affre: Dla szefa nie ma nic gorszego niż poczucie samotności decyzyjnej

Jest jakieś konkretne wydarzenie, które ukształtowało pani poczucie misji w obronie praw człowieka i demokracji?

Tak – moja pierwsza sprawa pro bono, którą wygrałam przed Sądem Najwyższym. Wspominałam o niej już kilka razy. Reprezentowałam wtedy dziewczynkę, która była ofiarą molestowania seksualnego. Przeszłam przez bardzo trudny proces, ale udało mi się nie dopuścić do powtórnego słuchania dziecka przez sąd i prokuratora. Doprowadziłam do skazania sprawcy. Pamiętam, że myślałam wtedy o tej dziewczynce, która miała zaledwie siedem lat. Wyobraziłam sobie, że kiedyś, jako dojrzewająca dziewczyna, będzie wiedziała, że jakaś adwokatka, razem z jej rodzicami, postanowiła, że ta sprawiedliwość do niej przyjdzie i że być może – miałam taką nadzieję - jej życie, mimo tak traumatycznych doświadczeń, będzie po prostu łatwiejsze. Wtedy zrozumiałam, że jeśli mam narzędzia, żeby pomagać, to powinnam z nich korzystać. To poczucie sprawczości stało się dla mnie ważnym elementem działania. Świadomość, że mogę chronić dziecko, wobec którego są jakiekolwiek nadużycia, była dla mnie bardzo ważną sprawą, która odmieniła mój sposób patrzenie na świat.

Renata Kaznowska, wiceprezydentka m.st. Warszawy, wręczając pani nagrodę, powiedziała: „To świetna prawniczka, której praca stała się także społeczną misją. Staje w obronie osób słabszych i wartości demokratycznych. Angażuje się w działania organizacji pozarządowych i wspiera rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Nieugięta, zdecydowana, ale i pełna dobroci i ciepła. Może być wzorem do naśladowania dla wielu.” Jak pani odebrała te słowa i czy coś by pani do tego portretu od siebie dodała?

To było niezwykle wzruszające – usłyszeć takie słowa o sobie. Zapamiętam je do końca życia. Niczego bym do tego opisu nie dodała, bo już samo wysłuchanie czegoś tak pięknego jest krępujące i poruszające. To ogromnie miłe, ale jednocześnie człowiek, słysząc takie słowa, ma moment niedowierzania – że naprawdę znalazł się w tym miejscu i został tak uhonorowany. Ta chwila dała mi ogromną siłę do dalszego działania.

Jeśli jednak mogłabym coś dodać, to skierowałabym kilka słów do innych kobiet: nie jestem żadną superbohaterką. Mam swoje słabsze dni, chwile zwątpienia i zmęczenia. Zdarza mi się nie wyrabiać z obowiązkami domowymi, brakuje mi czasu dla siebie, a czasem mam ochotę po prostu schować się pod kocem z bezsilności. To jest naturalne. Nie chcę kreować wizerunku „supermenki”, bo nikt taki nie jest – ja też. Myślę, że ważne jest, aby mówić o swoich słabościach, bo każdy z nas je ma. Ale te chwile można przezwyciężyć i iść dalej.

Jak w ogóle ocenia pani plebiscyt, który honoruje kobiety zmieniające Warszawę?

Uważam, że to plebiscyt wyjątkowy, bo pozwala pokazać pracę aktywistek, działaczek społecznych, które na co dzień pracują w Warszawie, ale nie tylko – wiele z tych kobiet działa również na skalę ogólnokrajową. Ten plebiscyt pokazuje, że kobiety mają moc, sprawczość, są silne, kreatywne, pełne empatii i energii, i że potrafią realizować niezwykle trudne i skomplikowane projekty. To także ważny sygnał dla młodszego pokolenia. Dziewczyny mogą spojrzeć na takie postaci i pomyśleć: „Ja też mogę się zaangażować”. Uważam, że pokazywanie siły kobiet – tej realnej, codziennej – jest bardzo potrzebne. Kobiety często mają tendencję, i ja też ją miałam, do stawania trochę na uboczu, pracowania w tle, ciężko, po cichu, z pełnym zaangażowaniem, godząc tę pracę z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Są urobione po łokcie, zmęczone, ale mimo to działają na rzecz dobra wspólnego. Czasem się chowają, bo są skromne. Ten plebiscyt wyciąga te niezwykłe kobiety na światło dzienne, docenia ich pracę i pokazuje, jak wielką wartość wnoszą. To naprawdę piękne i potrzebne przedsięwzięcie.

Wywiad
Helena Englert: Nie ma co ubolewać nad byciem dzieckiem znanych rodziców
Wywiad
Prof. Magdalena Król z ważną nagrodą. „Mamy szansę zrewolucjonizować leczenie glejaka”
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Chile: Przy łóżku zawsze warto trzymać buty i latarkę
Wywiad
Twórczyni "Matki Pingwinów": Świat, o którym opowiadam w serialu to poniekąd mój świat
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
CUDZOZIEMKA W RP
Koreanka w Polsce: Doceniajcie swoje urlopy! U nas wolne dni są jak jednorożce - nikt ich nie widział
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska