Organizowanie zawodów sportowych czy kursów tańca w miejscach przeznaczonych na inne aktywności nie jest novum. W ubiegłym roku, w związku ze zbliżającymi się letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w Paryżu, największe muzea i galerie w mieście udostępniały swoje przestrzenie, zachęcając do podjęcia aktywności fizycznej. W ramach kampanii promującej zdrowy tryb życia można było między innymi wziąć udział w treningach przypominających popularną tabatę lub cross-fit, a także zatańczyć w rytm przebojów Michaela Jacksona w jednej z ponad 400 sal Muzeum Luwr. Choć zajęcia rozpoczynały się w bardzo wczesnych godzinach porannych, bilety na te wyjątkowe atrakcje zostały wyprzedane w ciągu godziny od pojawienia się oferty. Oprócz możliwości odbycia treningu w wyjątkowej scenerii, uczestnicy zajęć mieli też okazję podziwiać dzieła sztuki bez konieczności ustawiania się w długich kolejkach do poszczególnych eksponatów.
Na oryginalny sposób uatrakcyjnienia odwiedzającym pobytu w jednej z największych bibliotek świata, wpadli też nowojorscy artyści: choreografka i performerka, Monica Bill Barnes oraz scenarzysta i reżyser sztuk teatralnych Robbie Saenz de Viteri. – Biblioteka z pewnością nie jest miejscem przeznaczonym do tego typu występów. Tutaj nie można włączać muzyki, tańczyć, ani robić tych rzeczy, których wymaga wielkie show – zauważa ten ostatni w rozmowie z „The Observer”. Jak zatem udało się zrealizować nietuzinkowy pomysł, by w ciągu godzinnego przedstawienia tanecznego nie zakłócać obowiązującej w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej ciszy i nie odrywać od stołów tych, którzy w skupieniu przyszli skorzystać z pokaźnych zasobów bibliotecznych, zanurzając się w lekturze?
Lunch Dances w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej: historia miejsca opowiedziana tańcem
Gdy dwoje artystów otrzymało zlecenie zorganizowania spektakli tanecznych w miejscu, które z muzyką i spektakularnymi pokazami choreograficznymi niewiele ma wspólnego, podeszli do zadania w twórczy sposób. Robbie Saenz de Viteri, zainspirowany poezją Franka O’Hary, postanowił wykorzystać motywy przewijające się w dziełach amerykańskiego autora. Monica Bill Barnes natomiast w skupieniu zwiedzała pomieszczenia nowojorskiej biblioteki, pragnąc poczuć ich atmosferę i znajdując pojedyncze, najbardziej charakterystyczne cechy danego miejsca, które posłużą do zbudowania tanecznej opowieści. Wspólne obserwacje choreografki i scenarzysty znalazły odzwierciedlenie w spektaklu, który – nie bez przyczyny – został zatytułowany „Lunch Dances”. – Tytuł bezpośrednio nawiązuje do jednej z najsłynniejszych książek Franka O’Hary, „Lunch Poems”. Jednak nie trzeba znać twórczości O’Hary, by zrozumieć przekaz naszego spektaklu – zapewnia Saenz de Viteri.
Choć twórczy duet już w przeszłości miał okazję opracowywać choreografię występów w miejscach innych niż teatry muzyczne, jak choćby w Metropolitan Museum of Art czy w centrach handlowych, tym razem zadanie wyznaczone przez dyrektora Nowojorskiej Biblioteki Publicznej, Brenta Reidy’ego, stanowiło dla nich nie lada wyzwanie. Zamysłem zleceniodawcy było atrakcyjne przedstawienie historii tego wyjątkowego miejsca. – Zachęcił nas przy tym do czerpania inspiracji z kolekcji dostępnych w zasobach biblioteki, co początkowo wydało się zadaniem przytłaczającym, biorąc pod uwagę zawartość zbiorów sięgającą ponad 50 milionów egzemplarzy dzieł z całego świata. To mniej więcej tak, jakby powiedzieć, że twoją inspiracją może być cały świat – żartował Robbie Saenz de Viteri w cytowanej rozmowie.