Niedawno Melinda Gates wydała książkę „The Next Day” (pol. kolejny dzień), w której opowiada o tym, jak uwolniła się od dawnych ograniczeń i odkryła na nowo pojęcie szczęścia. Opowiada w niej o sprawach rodzinnych, dzieciach, rozwodzie, ale i o swoich wzorcach i planach. Wspomina w niej, że identyfikuje się między innymi z Mary Ashworth Phillips, matematyczką z NASA, z którą spotykała się jako dziecko dzięki swojemu ojcu – inżynierowi tej agencji kosmicznej. Dzięki niemu jest przekonana, że obecność kobiet w zespołach znacznie wpływa na ich skuteczność. Wierzy, że jej misją jest inspirowanie innych kobiet, by nie bały się zajmować swojego miejsca w dziedzinach zdominowanych przez mężczyzn. „Zobowiązuję się zwrócić większość moich zasobów społeczeństwu” – deklaruje.
Melinda Gates jako wystarczająco dobra kobieta i matka
Czytaj więcej
Melinda French Gates odchodzi z fundacji Bill & Melinda Gates Foundation. Jak argumentuje ogłoszo...
W ekskluzywnym wywiadzie dla francuskiego magazynu „Madame Figaro”, bizneswoman, której majątek w maju 2025 roku szacowano na 30,4 mld dolarów podkreśliła, że kobiety zbyt rzadko dzielą się swoimi sukcesami. Zbyt często też społeczeństwo wymaga od nich, jak mają się zachowywać, aby nim nie epatować. Żeby radzić sobie z taką presją, jej zdaniem trzeba mieć oddane grono bliskich osób. „Moje przyjaciółki są niezbędne dla mojego dobrego samopoczucia i rozwoju. Mam nadzieję, że daję im to samo. Rozmawiamy na różne tematy: o naszej pracy, o obszarach, w których musimy się poprawić, o tym, co budzi nasze wątpliwości, ale także o tym, w czym jesteśmy dobre. Kobiety niewystarczająco dużo opowiadają o swoich sukcesach” - przekonuje.
Za inną z pułapek współczesności Melinda Gates uważa też fakt, że Internet – zwłaszcza w mediach społecznościowych – zbyt często promuje fałszywą „perfekcyjną” codzienność, co zwiększa presję wśród matek. Cieszy ją jednak powstawanie przestrzeni, w której pokazywana jest prawdziwa rzeczywistość, a w niej „domy w chaosie” i „dzieci umazane czekoladą”. Ona sama w którymś momencie życia uświadomiła sobie, że dzieci nie potrzebują idealnych, lecz kochających rodziców. Od presji perfekcji uwolniła ją koncepcja „wystarczająco dobrego” rodzica Donalda Winnicotta, w myśl której opiekunowie nie muszą być idealni, bo dla zdrowego rozwoju dziecka wystarczy, że są adekwatnie reaktywni, czyli potrafią się odpowiednio dostosować do zapewnienia jego potrzeb w danym momencie.