Szczególną sławą cieszą się breloki z postacią Labubu, które obowiązkowo należy przyczepić do torebki, najlepiej markowej. Noszą je tak Rihanna, Dua Lipa, w Polsce choćby Joanna Przetakiewicz, oraz influencerzy z całego świata. Szczególnie przypadły do gustu przedstawicielom pokolenia Z. Wyszczerzone w złośliwym uśmiechu lalki Labubu sprzedawane są w formie tzw. „blind boxów”, czyli kupujący nie wie, na którą z nich trafi. Ich cena zaczyna się od około 250 zł, ale figury z edycji limitowanych i te odsprzedawane na rynku wtórnym są znacznie droższe.
Jak wylicza gazeta „Washington Post”, w 2024 roku Labubu przyniosła firmie ponad 419 milionów dolarów przychodu, a niedawno Wang Ning, 38-letni prezes chińskiej firmy Pop Mart, zarobił na niej 1,6 miliarda dolarów w ciągu doby. Jego majątek szacowany jest już na 18,3 miliarda dolarów.
Czytaj więcej
Wyglądać jak bohaterowie „Dynastii”, „Pretty Woman” (oczywiście po metamorfozie) czy „American Ps...
Gorączka kolekcjonerska osiągnęła taki poziom, że we Francji i Anglii zawieszono stacjonarną sprzedaż breloków z Labubu na kilka tygodni, przeznaczając ten czas na opracowanie bezpiecznej metody dystrybucji laleczek. Pop Mart dysponuje niewielkimi butikami, choćby w centrum handlowym Carroussel w podziemiach Luwru, gdzie bardzo trudno było zapanować nad tłumem walczącym o upiorne maskotki.
„W ostatnich tygodniach zauważyliśmy niesamowity entuzjazm ze strony fanów – niektórzy stali w kolejkach przez wiele godzin, a nawet od poprzedniego wieczora. Choć jesteśmy głęboko wdzięczni za miłość do naszej marki, to nie jest doświadczenie, które chcemy oferować klientom. Naszym celem jest zapewnienie bezpiecznego, komfortowego i sprawiedliwego środowiska zakupowego dla wszystkich – zarówno dla naszych klientów, jak i naszych zespołów. Obecnie pracujemy nad nowym podejściem do dystrybucji, które da każdemu bardziej sprawiedliwą szansę na zakup” – czytamy w oświadczeniu francuskiego oddziału firmy.