Faktycznie w lipcu, będąc na wakacjach w Polsce, odwiedziła nas krytyczka kulinarna Diana Henry. Powiedziała, że po latach obserwowania na instagramie, chciała mnie poznać. Niedawno w „The Observer” ukazał się artykuł wymieniający najlepsze dania, jakie dziennikarze kulinarni tej gazety jedli w 2023 roku — ona polecała w nim nasze jagodzianki. Cieszę się, że nie stało się to w sezonie na jagodzianki, bo pewnie spowodowałoby to jakieś szaleństwo w piekarni. Zawsze jednak bardzo miło jest utwierdzić się, że to, co robimy wyróżnia się i ma jakość, jak to się mówi, światową. Że bez względu na to, gdzie byśmy się nie pojawili, nasze produkty byłyby dobrze odebrane. Bo to są dobre produkty po prostu.
Dużo zabiegów pod kątem biznesowym wymagało ustawienie pracy w twoich lokalach, żebyś mogła zacząć wyjeżdżać?
Kiedy piekarnia się rozrastała, już nie miałam pod sobą trójki, a szóstkę ludzi. Wiedziałam, że ilość obowiązków „pozapiekarniczych” rośnie i staję się przedsiębiorcą. Chleb był super, ale była też masa czynności, które trzeba wykonać, spiąć je. Mogłabym być typem „YOLO” (You Only Live Once oznacza Żyje się tylko raz – red.), ale czuję na sobie dużą odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale także za innych, więc wszystko musi być odpowiednio prowadzone. Od początku miałam świadomość, że krokiem odpowiedzialności biznesowej jest delegowanie zadań, a firma nie polega tylko na mnie jednej, ale na całym zespole. Uparcie to realizowałam. Kiedy decydowałam się na dwa nowe miejsca – Tonkę i Foccę, też wiedziałam, że wszystkiego sama nie pociągnę, byłam gotowa zatrudnić nowe osoby i pozwolić im się wykazać. Będę liderem, mentorem, ale niekoniecznie koleżanką z zespołu. Dużo nauczyłam się o prowadzeniu biznesu, finansach, miałam wiele sytuacji związanych z ludźmi, stawałam się dojrzalsza, mądrzejsza. Wiedziałam też, czego oczekuję od pracowników, z kim chcę pracować. To była też dla mnie duża edukacja z przedsiębiorczości, ale jestem w tym co robię coraz lepsza — jeszcze nie wspaniała, bo wiem, że dużo nauki przede mną. Cieszę się z systemu, który wypracowaliśmy, z historii firmy, z osób, z którymi pracuję. Praca zespołowa jest świetna, a ja wzięłam na siebie trud zbudowania fundamentów firmy i jej rozbudowy. Ale każdy przedsiębiorca mierzy się z podobnymi zadaniami.
W jaki sposób budowałaś strukturę zespołu?
Pierwszymi skrzypcami w piekarni stała się moja prawa ręka, czyli osoba, która jest ze mną najdłużej. Potem przychodziły nowe, ekipy rotowały. Bywali ludzie, którzy przychodzili do nas sprawdzić czy piekarnictwo jest drogą dla nich, a z czasem okazywało się, że jednak nie. Awansowałam zawsze tych ludzi, z którymi już pracowałam. Są to osoby najbardziej doświadczone, nawet jeśli nie mają świetnych predyspozycji menedżerskich, pracujemy wspólnie nad tym, aby coraz lepiej czuły się w swojej roli. Wszyscy się uczymy.