Kilka lat temu wspominała pani we wspólnym wywiadzie z ojcem, że zabierał panią na plan zdjęciowy, stąd też pani miłość do czytania scenariuszy. A jednocześnie nie chciał, żeby została pani aktorką. Jak wyglądało pani dzieciństwo?
Anna Klara Majewska: Moje dzieciństwo wyglądało oczywiście nietypowo, choć ten fakt uświadomiła mi dopiero szkoła, w której szeptano o moich podobno znanych rodzicach, rzekomo pałacowym życiu w willi, która była jedynie połową klockowatego bliźniaka i o pojawiających się pod domem luksusowych samochodach – a były to auta klientek, np. biały mercedes Violetty Villas. Mama jeździła maluchem. Może teraz, w świecie masowego ekshibicjonizmu oraz wyścigu po sławę i materialne dobra, dzieci z nieprzeciętnych domów znoszą to lepiej, wtedy była to jednak tortura. Każda inność była i wciąż bywa trudna. Ja wtedy marzyłam o małym mieszkaniu w bloku, niepracującej matce i ojcu idącym z dziećmi na rower. No i o tym, żeby nikt o nas nie szeptał.
Napisała pani książkę i o późnym małżeństwie, i o Majorce, o kobietach – jaki wpływ na panią miał ojciec? Co odziedziczyła pani po ojcu? To dzięki niemu zdecydowała się pani taką, a nie inną pracę?
Pewnie odziedziczyłam po nim ostrość obserwacji świata, sarkastyczny humor i łatwość pisemnej wypowiedzi, i oczywiście potrzebę, by czasem swoje myśli przelać na papier. Ojciec wciąż coś notował, zapisywał swoje sny, rozmowy, pomysły na filmy, a pod koniec życia pisał książki. Miał bardzo specyficzny, staroświecko-nowoczesny obraz świata i zagmatwany stosunek do kobiet; z jednej strony konserwatywny, protekcjonalny, czasem wręcz szowinistyczny, z drugiej liberalny, artystyczny, poluzowany moralnie. I wedle tej reguły postrzegał kobiety. Żeby zyskać jego uznanie, należało być zarazem kobietą młodą, ale bez przesady, piękną, ale nie nachalnie, mądrą, ale udającą głupszą i silną, ale usuwającą się w cień. Niełatwe zadanie, niewielu się to udawało, ale mojej mamie na pewno tak.
Trudno było zasłużyć na jego pochwałę – zachwycił się dopiero moją ostatnią książką "Bachur", która niestety przez pandemię i brak marketingu przeszła bez większego echa. Powiedział, że chciałby ją zekranizować, gdyż jest bardzo filmowa. To polsko-niemiecka mazurska saga, gotowy scenariusz dla Netflixa.