Książkowy cykl o Klarze ma już dwa tomy, doczekał się serialowej ekranizacji. Jak się zaczęło u pani pisanie?
Iza Kuna: Zawsze lubiłam pisać, w szkole wypracowania były moją specjalnością. Gdy ktoś miał problem z wypracowaniem, zawsze chętnie mu je pisałam. Pisałam też wiersze, na szczęście zaprzestałam tego procederu. Lubiłam czytać. Kiedy czytanie połączy się z pisaniem, można próbować zacząć coś robić na własny rachunek. Mając 19-20 lat, pisałam pierwsze scenariusze. Potem byłam współautorką scenariuszy w szkole filmowej w Łodzi. Napisałam też scenariusz filmu „Ja ciebie też” i pojechałam do Stanów Zjednoczonych, żeby się douczyć, jak zrobić film. Mój producent niestety zachorował i odpuściłam sprawę. Ale byłam bardzo, bardzo blisko. Potem minęło dużo czasu, aż w końcu zaczęłam pisać „Klarę”. Zaproponowano mi pisanie bloga dla Wirtualnej Polski. Magdzie Szałaj będę wdzięczna do końca życia. Ponieważ pisanie o sobie w pierwszej osobie i relacjonowanie swojego życia „tu i teraz” średnio mnie interesowało, postanowiłam schować się za swoimi bohaterami. Pod szyldem bloga zaczęłam pisać krótkie opowiadania. Tak powstała Klara i jej świat. A po roku dostałam propozycję z wydawnictwa, żeby opublikować opowiadania w formie książki. Spotkał się ze mną ówczesny szef Świata Książki, nieżyjący już Paweł Szwed. Bardzo mnie namawiał na wydanie książki, a ja byłam bardzo oporna. Trochę się przestraszyłam, że książka to jednak poważna sprawa, do której będę musiała się przyłożyć. Byłam zaszczycona, ale onieśmielona. Dałam sobie jeszcze rok, a potem Monika Mileke wraz z Pawłem Szwedem zaczęli na mnie naciskać w sprawie premiery. Wtedy byłam już mniej asertywna i zgodziłam się. Oczywiście nie przeniosłam opowiadań z bloga wprost do książki. Bardzo starannie je przeglądałam, poprawiałam. Tak powstała „Klara”, a sukces książki mnie zaskoczył.