Rzeźbiarka Monika Osiecka: Dla mnie kamień jest żywy

- Praca w kamieniu jest ciężka fizycznie, wymaga skupienia i dużej koncentracji. Umysł się oczyszcza, uspokaja, sprawy codzienne prostują, powraca równowaga - mówi Monika Osiecka, rzeźbiarka i autorka książki "Fragmenty lustra".

Publikacja: 19.08.2024 13:19

Monika Osiecka jest autorką pomnika Kobietom Powstania Warszawskiego na placu Krasińskich w Warszawi

Monika Osiecka jest autorką pomnika Kobietom Powstania Warszawskiego na placu Krasińskich w Warszawie.

Foto: PAP

Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej „Rozmowa z Kamieniem”. Ktoś usilnie puka do drzwi kamienia, prosi by zostać. Wyobraża sobie tajemnicze wnętrze pełne pięknych niewiadomych. Wiersz kończy się tak: „Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.- Nie mam drzwi - mówi kamień”. Czy pani te drzwi znalazła?

Bardzo poetyckie. Nie wiem, czy są jakieś drzwi do kamienia. Dla mnie jest on od razu otwarty. Jadę do Volterry, do kamieniołomu, widzę blok kamienia i go rozumiem. Patrzę na jego urodę i wiem jak ją można jeszcze podbić, czuję, co może dać z siebie. Znam jego możliwości estetyczno-techniczne, a co za tym idzie, w jaki dialog można z nim wejść. Rozumiem też jego skazy.

Jeśli chcemy trzymać się metafory Noblistki, dla mnie kamień otwierał się już od dzieciństwa. Działo się to olśnieniami, lub z powodu jego częstej obecności jako tła w moim życiu. Moi rodzice byli dyplomatami, sporo podróżowaliśmy. W Teheranie, gdy miałam mniej niż czternaście lat, odkryłam, że kamień jest przyjazny, ciepły a nawet gorący. Teheran jest położony na pustynnym kamienistym płaskowyżu – w takiej scenerii spędzałam wiele weekendów. Wcześniej, we Włoszech, mając dwa, trzy latka, jeździłam z mamą nad jezioro Como: organicznie wpisywał się we mnie materiał, z którego zbudowane były całe średniowieczne miasteczka nad jeziorem, ich kręte kamienne uliczki, trochę „krzywe” domy, cały ten przyjazny świat. Pamiętam też, gdy jako młoda dziewczyna stałam na pustyni przy grobie Cyrusa Wielkiego w Iranie – około 1 km na południowy zachód od pałacu w Pasargadach – ta kilkustopniowa piramida z żółtego kamienia, w czterdziestostopniowym upale ujęła mnie swoją antyczną ascetyczną formą, i poprzez materiał właśnie, idealnym wpasowaniem się, harmonijnym współistnieniem z otoczeniem.

W swojej książce: „Fragmenty Lustra” pisze pani: „Moje życie to fragmenty lustra, w każdym kawałku inny świat. Łączą się w całość tylko moim spojrzeniem”. Jak się wędruje spojrzeniem przez świat?

Czytaj więcej

Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością

Fascynująco! Ale to zdanie napisałam już dawno, kiedy te fragmenty pojawiały się w mojej głowie, jak flashbacki z poprzednich wcieleń; bardzo od siebie odległe. Wszystkie te zmiany adresów, krajów, środowisk, ciągłe porzucanie miejsc już oswojonych za sprawą przeprowadzek moich rodziców i przenosiny w nieznane mają znaczenie. Za każdym razem przechodziłam proces wewnętrznego rozpadania się i zbierania z powrotem w całość. To było wymagające. Mogę dziś porównać ten proces do mojej pracy z rzeźbą: kiedy przychodzę do pracowni, „witam się” z kamieniem, i najpierw dokładnie przyglądam się, co już zostało zrobione. Widzę te wszystkie linie, które wycięłam w poszukiwaniu formy i - jednego dnia są one dla mnie wciąż rozsypane, chaotyczne, a gdy przychodzę w to samo miejsce następnego dnia… co widzę? Te same linie, nacięcia, które składają się magicznie w jakąś całość, biegną w dobrym kierunku, zmierzają do konkretnego celu i czuję, że ostateczny kształt rzeźby jest blisko! To wszystko jest w głowie, bo często w samej rzeźbie niewiele się zmienia od dnia poprzedniego.

Czy te fragmenty lustra tworzą mozaikę życia również w pani rzeźbach?

Nie wiem. Byłam przez rodziców wyrywana z kolejnych kontekstów i wkładana w następne; nikt mnie nie pytał, jak się z tym czuję, czy mi to odpowiada… Radziłam więc sobie tak, jak umiałam – intuicyjnie. Całkowicie zapominałam wszystkie poprzednie światy i życia. Pozostawał tylko ten jeden: bieżący. Ale z czasem, gdy dorosłam, zapomniane światy zaczęły do mnie powracać jak statki z innych galaktyk. Nazwałam je wtedy „fragmentami lustra”. W każdym kawałku istniała inna rzeczywistość. Jedynym spoiwem było moje spojrzenie. Tak było kiedyś. Teraz jestem na zupełnie innym etapie: dla mnie teraźniejszej te wszystkie światy stały się jednością. Są dość kolorowym, chronologicznym pasmem zdarzeń; nawiązałam też z powrotem kontakty z wieloma osobami z dawnych lat.

Stworzyła pani kiedyś akt dziewczyny cały wyłożony małymi prostokątnymi kawałkami lustra: „Odbijała wszystko, co było wokół niej, a jej samej jakby nie było (…) Mnie nie było. Teraz w tych lusterkach przeglądam się ja sama i zaczynam widzieć: siebie". Kogo pani widzi ?

Nie koncentruję się zbytnio na sobie. Wolę strumień uwagi kierować na zewnątrz, na swoje rzeźby. Pracując nad nimi wchodzę w stan odsunięcia od siebie wielu codziennych rzeczy i spraw; tak, jak to dzieje się podczas medytacji. Jestem wtedy całkowicie zanurzona w swoim procesie, szczęśliwa. Może nie każdy to wie, ale praca w kamieniu jest ciężka również fizycznie, wymaga skupienia i dużej koncentracji. Mentalnie natomiast - jak sama to nazywam – jest jak „mantrowanie”, umysł się oczyszcza, uspokaja, sprawy codzienne prostują, powraca równowaga.

Czytaj więcej

Marieta Żukowska: Dojrzałość to doświadczenie, które uwalnia od systemu ocen

Pani rzeźby są bardzo sensualne, o dużym ładunku emocjonalnym. Jak udaje się pani stworzyć nastrój tych postaci; kim dla pani one są?

Pracując nad rzeźbą na ogół czerpię z siebie. Moja twórczość dzieli się na dwa, formalnie od siebie odrębne nurty. To abstrakcja i figuracja. Abstrakcja to kamień, figuracja to najczęściej brąz. Rzeźby abstrakcyjne zdecydowanie są bardziej “ze mnie”. Oddają moje uczucia, odczucia, przemyślenia, każda rzeźba “rozpracowuje” jeden temat. W 99% robię je dla siebie, z własnej potrzeby. Figuratywne często pojawiają się z powodu różnych zamówień, rzadziej z prawdziwie twórczej potrzeby własnej, chociaż bywa i tak. Mogą to być akty w konwencji non finito; skulone lub też wtulone w siebie, postaci lub pełne figury. Figuracja to taki „diabeł”. Wciąga. Nie chce puścić. W praktyce wygląda to tak, że po skończeniu jednej rzeźby, często wynika z niej druga, i kolejna, i jeszcze następna. Pytam siebie: dlaczego? Za każdym razem odpowiedź jest taka sama: bo coś mnie w tym „diable” nadal intryguje i jeszcze mam coś do powiedzenia na jego temat.

Czy rzeźby w tych dwóch nurtach rodzą się inaczej?

Zupełnie inaczej powstają rzeźby z kamienia - poprzez zdejmowanie materiału, a zupełnie inaczej z brązu – na przykład poprzez dodawanie gliny. Z tego powodu tworząc rzeźbę w kamieniu, pracując dłutem i młotkiem, najczęściej pneumatycznym, coraz głębiej wchodzi się w kamień, szuka kształtu, “skóry” rzeźby. Trzeba być wtedy bardzo czujnym, mieć tę iskrę talentu, aby jej nie przebić. Przyznam , że do dziś jeszcze nie zdarzyło mi się przebić “skóry” rzeźby. Potrafię pracować w kamieniu na różne sposoby. Czasem trzymam się wymiarów i proporcji, a czasem poddaję się procesowi. Nie mam wówczas sprecyzowanej ostatecznej wersji rzeźby, nie mam planu – widzę bryłę, przyglądam się jej i sobie, i w którymś momencie już wiem, jaki wykonać ruch. Uważnie obserwuję, co się wydarzy: czy przeważy dzikość, czyli faktura naturalna z jaką kamień przybył do mnie z kamieniołomu, czy może gładka geometria . To jest proces, który zachodzi także we mnie: czy akcent padnie na to, co we mnie nieokiełznane, czy raczej na to, co już oswojone i zmierzone. A może przeciwieństwa się połączą i będą koegzystować w harmonii? Praca z kamieniem to czasem ciekawe mierzenie się z samym sobą, odkrywanie emocji, których nie jest się świadomym.

W 2021 r. została pani zaproszona do stworzenia pomnika Kobietom Powstania Warszawskiego, odsłoniętego w październiku 2021 r. na placu Krasińskich. Zaklęta w brązie siła kobiet…

To był dla mnie wielki zaszczyt ale też i wyzwanie, głównie z tego powodu, że to temat podniosły, ważny dla naszego miasta, ale też - gonił mnie czas – miałam dwa miesiące na oddanie do odlewni gotowej rzeźby, poza tym założenia inwestora były bardzo konkretne : realistyczna rzeźba figuratywna z brązu, na postumencie. Zależało mi na tym, by pokazać w nim kobiecą solidarność, siłę wzajemnego wsparcia bohaterek powstania, czyli wszystkich kobiet, które w jakiś sposób były zaangażowane w Powstanie, nie tylko żołnierek. W przypadku konkursu Office Départemental de la Culture de l’Orne i i realizacji monumentalnej rzeźby – „Alas Pacis” – na Maczudze, upamiętniającej zakończenie 70. rocznicy bitwy I Dywizji Pancernej generała Maczka pod Falaise, o Mont-Omel, było inaczej. Tu miałam wolną rękę jeśli chodzi o projekt- wybrałam abstrakcję- i cały potrzebny mi czas. Kwestia polegała na tym, że temat militarny był trochę „nie mój”. Jestem rzeźbiarką niezaangażowaną politycznie czy też społecznie w tego rodzaju tematykę. Zaczęłam jednak od… spojrzenia: ominąć to, co „monumentalne”- zobaczyć to wszystko jednostkowo. Pradziadek mojego syna Jana, kpt. Ignacy Witkowski, był bliskim, zaufanym oficerem generała Stanisława Maczka. Służył w jego dywizji, został odznaczony orderem Virtuti Militari. Pomyślałam więc, że spróbuję oswoić ten temat od strony historii rodzinnej. Wyobraziłam sobie losy pojedynczej osoby, wybrałam jasny marmur, po który pojechałam do Carrary, do kamieniołomu Cave Michelangelo i dalej już poszło gładko: trzy i pół metra kamienia „ożyło” w historii.

Jak ożywić kamień?

Dla mnie kamień jest już żywy. Taki, jaki jest.

Czy każda rzeźba jest dla pani jak pierwsza - jak nowe spotkanie?

Czytaj więcej

Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka

Najczęściej tak, ale mam cykl prac, od którego od 20 lat nie mogę się oderwać. W kolejnych wersjach powtarzam dokładnie ten sam abstrakcyjny, bardzo dopracowany w szczegółach, wymierzony wręcz co do kilku milimetrów kształt. To cykl „Wrzecion” – jak na razie cztery z nich mają około metr osiemdziesiąt, cztery pozostałe - przynajmniej o połowę mniej. Mogłabym i chciałabym tworzyć nieskończoną ich ilość. I wciąż nie wiadomo dokładnie, dlaczego. Ale nawet powtarzanie formy, choć w innym kamieniu, o innym kolorze, i trochę innych właściwościach, na koniec daje ten cudny moment przywitania się z czymś, co właśnie się urodziło.

Co sprawia, że rzeźba jest dla pani skończona?

To akurat czuję natychmiast. Wydaje mi się, że jest to pewien rodzaj daru i jestem za niego bardzo wdzięczna; to wiele ułatwia. Podczas pracy przychodzi taki moment, kiedy czuję „ani ruchu więcej!” Czasem jest i tak, że odchodząc wieczorem od rzeźby nie widzę jeszcze tego, że jest skończona. Zakrywam ją wtedy i idę do domu. Gdy następnego dnia wracam, odkrywam ją z prześcieradła i widzę - gotowe. Wszystko, co chciałam w niej zawrzeć- już tam jest. Wtedy ją polewam wodą i oglądam z wszystkich stron.

W indyjskiej tradycji tkania kilimów istotnym elementem było celowe pozostawienia jakiejś „skazy”. Tłumaczono to tym, że idealny może być tylko Stwórca. Czy zdarza się pani świadomie zostawić w kamieniu taki „znak”?

(uśmiech) Zawsze. Wychowując się w Iranie i będąc nieraz w tkalni perskich dywanów, wielokrotnie słyszałam tę historię. Nigdy nie chciałabym stworzyć czegoś perfekcyjnego, wykonanego idealnie, jakby „wyrzeźbił” to komputer. Anegdota z życia: przez wiele lat moim pomocnikiem w pracowni był pan Tomasz, który posiadał świetną technikę, wszystko jednak musiało być „na wymiar”: równo, jak przy cięciu kafelków. Pracując razem z nim przy kamiennych bryłach, pracowałam więc równocześnie nad panem Tomaszem, by nauczyć go, żeby nie było zbyt równo. To dopiero było „rzeźbienie w światopoglądzie warsztatowym”! (uśmiech). W końcu nauczył się pracować według narysowanych przeze mnie od ręki na kamieniu kształtów, ale przez długi czas bardzo mu się to nie podobało; próbował “wyrównywać”. Czasem musiałam wręcz zakradać się do pracowni i chować przed nim wszystkie miarki i linijki, bo prośby nie wystarczały.

Gdyby miała pani wyrzeźbić Monikę Osiecką, kogo wydobyłaby pani z bryły kamienia?

Mój rys narcystyczny nie jest jeszcze aż tak wybujały… (uśmiech)

Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej „Rozmowa z Kamieniem”. Ktoś usilnie puka do drzwi kamienia, prosi by zostać. Wyobraża sobie tajemnicze wnętrze pełne pięknych niewiadomych. Wiersz kończy się tak: „Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.- Nie mam drzwi - mówi kamień”. Czy pani te drzwi znalazła?

Bardzo poetyckie. Nie wiem, czy są jakieś drzwi do kamienia. Dla mnie jest on od razu otwarty. Jadę do Volterry, do kamieniołomu, widzę blok kamienia i go rozumiem. Patrzę na jego urodę i wiem jak ją można jeszcze podbić, czuję, co może dać z siebie. Znam jego możliwości estetyczno-techniczne, a co za tym idzie, w jaki dialog można z nim wejść. Rozumiem też jego skazy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Katarzyna Warnke: Nie lubię feminizmu, który wyklucza
Wywiad
Fotki dzieci nie muszą być w sieci. Ekspertka NASK o ciemnej stronie sharentingu
Wywiad
Jadwiga Jankowska-Cieślak: Samotność jest motorem, który uruchamia moje siły życiowe
Wywiad
Polka w Gruzji: Tutaj wciąż żywa jest krwawa zemsta
Wywiad
Polka z Okinawy: Ludzie żyją tu dłużej, bo stosują zasadę "nankurunaisa" czyli...
Wywiad
Hrabina Izabela z Potockich d’Ornano: Jest w mojej rodzinie jakaś iskra geniuszu