Z modelingu do psychologii – Karolina Malinowska o nowym życiu po zmianie zawodu

Znajomi często mówią, że jestem jedną z niewielu osób, które pytają: „Co u ciebie słychać?” i naprawdę chcą usłyszeć odpowiedź – mówi Karolina Malinowska, była modelka, która zdecydowała się porzucić świat mody na rzecz bycia psychologiem.

Publikacja: 08.10.2024 17:56

Karolina Malinowska: Dzięki psychologii umiem stawiać granice. Wiem, że to jest zdrowe i potrzebne.

Karolina Malinowska: Dzięki psychologii umiem stawiać granice. Wiem, że to jest zdrowe i potrzebne.

Foto: FOTON/PAP

Moda i psychologia wydają się zupełnie różnymi światami. A może nie? Może widzi pani między nimi jakieś podobieństwa?

Śmiało mogę powiedzieć, że może przez chwilę istniała moda na psychologię, bo rzeczywiście był to bardzo oblegany kierunek. Ale czy to są dwa różne światy? Nie do końca. To są światy, w których trudno się poruszać i w obu wymagana jest duża ostrożność. W modzie głównie chodzi o ocenianie, a w psychologii staramy się tej oceny unikać. Jeśli już musimy dokonać oceny, to mamy wyznaczone kryteria, na przykład diagnozy psychologiczne. W modzie ten „nawias oceny” ciągle się zmienia, bo i moda ciągle się zmienia. W świecie, który tak dynamicznie idzie do przodu, mamy coraz większą tolerancję na różnorodność – różne typy sylwetek, wiek – i granica oceny przesuwa się w dobrą stronę, staje się coraz szersza.

Pamięta pani moment, kiedy podjęła decyzję o porzuceniu modelingu? Co ostatecznie zaważyło na tej decyzji?

Mam 42 lata i zdałam sobie sprawę, że moje życie, które naprawdę było fantastyczne, zaczęło mnie wyczerpywać. Pracowałam odkąd skończyłam 14 lat. Kiedy myślę o moim synu, który ma teraz lat 15 i wyobrażam sobie, że rok temu musiałby wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za rodzinę, to jest to dla mnie nie do ogarnięcia. Dla niego także. Nadszedł też moment, w którym zdałam sobie sprawę, że pewne etapy mnie ominęły. Na przykład liceum – moi rówieśnicy chodzili do szkoły –  a ja nie mam z tego okresu żadnych wspomnień, bo mnie tam nie było. Żyłam wtedy głównie w samolocie. Maturę zdałam, przyjeżdżając tylko na egzamin. Uzyskałam jeden z najwyższych wyników w szkole, ale uczyłam się pod wieszakami z ubraniami, na pokazach mody, albo w podróży, lecąc z jednej sesji na drugą.

Kolejny etap, który także mnie ominął, to moment wkraczania w dorosłość - wybór ścieżki zawodowej, czyli studiów. Na początku studiowałam nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim – uwielbiałam te studia, ale zaszłam w ciążę, która wymagała ode mnie leżenia, dbania o siebie. Długo byłam hospitalizowana i musiałam przerwać naukę. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że czegoś mi w życiu brakuje, czegoś, co określiłoby mnie na nowo. Moda jest wspaniała, ale tylko na chwilę. Oczywiście mamy supermodelki, takie jak Naomi Campbell czy Cindy Crawford, które wracają na wybiegi, ale to są kariery wyjątkowe. Anja Rubik w podobnym wieku do mojego nadal pracuje, bardzo ją za to podziwiam. Ja zrealizowałam swoje marzenie o rodzinie. A potem przyszedł moment, w którym chciałam się zdefiniować na nowo. To, co zawsze lubiłam, to skupienie się na drugim człowieku. Znajomi często mówią, że jestem jedną z niewielu osób, które pytają „co u ciebie słychać?” i naprawdę chcą usłyszeć odpowiedź.

Można więc powiedzieć, że decyzja o zostaniu psychologiem dojrzewała w pani stopniowo?

Zdecydowanie. Tym bardziej, że mając trójkę dzieci, byłam świadoma ograniczeń – nie tylko wynikających z macierzyństwa i obowiązków z nim związanych, ale także z wieku. Powiedzmy sobie szczerze: nieużywany organ zanika (śmiech). Wybrałam trudniejszą drogę, bo postawiłam na studia dzienne. Siedziałam w ławce z ludźmi, którzy na dobrą sprawę mogliby być moimi dziećmi. Ale tak zdecydowałam, bo zawód, który chciałam wykonywać, wymaga wysokich kompetencji. Chciałam mieć pewność, że będę dobrze przygotowana do pracy, która nie polega na dopasowywaniu ubrań do sylwetki, ale czasem na ratowaniu życia.

Czy pani zdaniem psychologia może pomóc w karierze modelki? Czego panią nauczyła?

Nauczyła mnie przede wszystkim tego, jak dbać o swój dobrostan – to takie modne słowo, ale też prawdziwa podstawa w psychologii. Dzięki psychologii umiem stawiać granice. Wiem, że to jest zdrowe i potrzebne. Kiedy jest się 14-letnim dzieckiem, wrzuconym w świat mody i ocenianym jedynie przez pryzmat wyglądu, to jest to bardzo odczłowieczające. Proszę pamiętać, że kiedyś modelki nie miały szansy pokazać, kim są, co je interesuje. To się zmieniło dzięki mediom społecznościowym.

Wspomniała pani o sobie – 14-letniej dziewczynce w dorosłym świecie. Jaką teraz miałaby pani dla niej radę, której ona wtedy potrzebowała, ale nikt jej nie dał?

Powiedziałabym jej: „Nie martw się, dasz radę”. Zawsze miałam z tyłu głowy obawę, czy sobie poradzę. Proszę sobie wyobrazić 14-letnią dziewczynę, która nigdy nie miała w szkole angielskiego – uczyłam się rosyjskiego, jestem rocznik '82 – i nagle lecę samolotem do Tokio, nie mówiąc ani słowa po angielsku. Kosmos, prawda? Leciałam bez opieki rodzica, tylko z opiekunką z agencji, a finalnie okazało się, że to ja bardziej opiekowałam się nią niż ona mną. Miałam kontrakt na miesiąc, a zostałam dwa i pół. Spotkałam ludzi, przez których czułam się czasem niekomfortowo, ale także takich, dzięki którym poczułam się wyjątkowo. Gdy ma się 14 lat i składa się głównie z kompleksów, to komplementy i niesamowite wydarzenia, wydają się wręcz niewiarygodne. Byłam pierwszą modelką, którą Karl Lagerfeld fotografował do swojej kampanii, kiedy otworzył linię Lagerfeld Gallery. Wybrał mnie, choć mógł wybrać każdą inną. W tamtym czasie nie umiałam jeszcze docenić siebie, nie umiałam powiedzieć: „Hej, dziewczynko, dałaś radę.”

Czytaj więcej

"Boję się, ale idę dalej". Renata Gabryjelska o lękach przy podejmowaniu decyzji i pracy w nowym zawodzie

Wykazała się pani wielką dojrzałością.

Myślę, że tak. Miałam ogromne wsparcie emocjonalne ze strony mojej mamy. Mama dokładnie wiedziała, na kogo mnie wychowała. Mimo że była to trudna sytuacja – ja w Tokio, a moja rodzina w Łodzi – jakoś dawałyśmy radę. Telefony były bardzo drogie, nie było WhatsAppa czy innego komunikatora, żeby rozmawiać bez ograniczeń.

Co pomagało pani radzić sobie z presją i tym oszałamiającym tempem życia?

To, że miałam rodzinę, do której mogłam wracać. Miałam dom stworzony przez mamę i babcię, które zawsze czekały na mnie z ciepłym obiadem. Czułam ogromną potrzebę wracania do Łodzi. Pamiętam każdy powrót, kiedy lądowałam na lotnisku w Warszawie, wsiadałam w Polski Ekspres i przez dwie godziny jechałam na Dworzec Fabryczny w Łodzi. Miałam też ogromne szczęście – od 24 lat mam przyjaciółkę, Kamilę Szczawińską. Przeżywałyśmy razem miłości, rozstania – nie tylko z chłopakami, ale też zmiany agencji, rozczarowania, gdy ktoś nie dostał pracy przy danej kampanii. To wsparcie drugiej osoby było niezbędne. Dawało namiastkę domu i normalności. Miałyśmy bardzo podobne dzieciństwo i życie – zresztą do dziś wiele nas łączy.

Jakie było pani dzieciństwo?

Trudne. Pochodzę z bardzo biednej rodziny z Łodzi. To też miało wpływ na moją decyzję o rozpoczęciu pracy w modelingu. Pamiętam moment, kiedy dostałam wizytówkę agencji...

Ktoś z agencji modelek zauważył panią na ulicy?

Tak, dokładnie. Składałam się wtedy głównie z kompleksów, więc wydawało mi się, że ta historia nie dotyczy mnie. Pamiętam, jak powiedziałam Darkowi Kumosie z Model Plus, że jestem gotowa spróbować – skoro on coś we mnie widzi, to może warto. Kiedy powiedział „Super, przyjedź do Warszawy, podpiszemy kontrakt”, nie wiedziałam, jak mu powiedzieć, że kupno biletu z Łodzi do Warszawy jest dla mnie nieosiągalne. Pamiętam, jak z trudem przyznałam, że nie mamy pieniędzy na bilet. Darek był pierwszą osobą, która sprawiła, że nie czułam się gorsza z tego powodu. Powiedział: „Nie ma problemu, prześlę pieniądze”. A ja na to: „Nie mamy nawet jak ich odebrać”. Wysłał je więc przekazem pocztowym, do mojej sąsiadki. Wtedy pomyślałam: „Skoro mam do czynienia z takimi ludźmi, to chyba będzie dobrze”. I niecałe dwa tygodnie później siedziałam już w samolocie do Tokio.

Który z momentów w karierze modelki wspomina pani dziś z  uśmiechem?

Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które po zarobieniu pierwszych pieniędzy od razu kupowały sobie torebki czy ubrania. Ja te pieniądze przywoziłam i oddawałam mamie na czynsz, jedzenie, na podstawowe potrzeby. Byłam głową rodziny, dosłownie – mając 14 lat. Jeśli coś musiałam sobie kupić, to były to buty, spodnie. A ponieważ pochodzę z Łodzi, gdzie zakupy robiło się głównie na bazarach, to właśnie tam je kupowałam. Pamiętam, poleciałam do Mediolanu i weszłam do agencji, ubrana w ogromne dżinsowe ogrodniczki, biały golf i trapery. Na twarzy mojego bookera zobaczyłam przerażenie, bo miałam mieć casting, a wyglądałam jakbym była ubrana w rzeczy z darów. Nie miałam jeszcze świadomości, że na casting trzeba się odpowiednio ubrać, wystroić. Mój booker w szoku wsadził mnie do samochodu i pojechaliśmy na casting. Weszłam do pięknego, starego budynku w Mediolanie, do ogromnej sali, gdzie za biurkiem siedziała starsza kobieta, a obok niej mężczyzna. Ja w tych ogrodniczkach, miałam przy sobie jedno zdjęcie – polaroid. Kobieta spojrzała na mnie, potem na to jedno zdjęcie, kazała mi się przejść,  po krótkiej chwili podziękowali mi i wyszłam. Kiedy wróciłam do agencji, wszyscy zaczęli bić brawo. Okazało się, że tą kobietą siedzącą za biurkiem była Miuccia Prada. Dostałam kontrakt na ekskluzywną współpracę z Pradą na trzy miesiące. Mieszkałam w najdroższym hotelu w Mediolanie i pracowałam z nią codziennie.

Przebranżowienie się z modelki na psycholożkę to duży krok. Były momenty zwątpienia, że to może zbyt wielkie wyzwanie?

Oczywiście, przeżywałam zwątpienia nie raz, nie dwa. Bywało, że miałam dużo nauki, a jednocześnie pracę, dom, gotowanie, sprzątanie, odrabianie lekcji z dziećmi i odbieranie ich z przedszkola (mój najmłodszy syn wtedy jeszcze chodził do przedszkola). Zawsze też pojawiało się pytanie: „Czy ktoś będzie mnie brał poważnie?” Do tej pory funkcjonowałam jako modelka, celebrytka, małżonka Oliviera Janiaka. Zastanawiałam się, czy to w ogóle ma sens. Kiedy przyszli pierwsi klienci , zastanawiałam się, ilu z nich wróci. Może tylko chcieli zobaczyć, co wiem i jak wyglądam? A potem okazało się, że wrócili. Czuję, że to była dobra decyzja. Na spotkaniach z klientami sięgam po konkretne narzędzia i widzę jak ludzie przechodzą progres.

Zdarzyło się, że przyszła do pani osoba z problemami związanymi z wyglądem, z kompleksami? Czy wtedy pomyślała sobie pani: „Znam to”. Jak doświadczenia z modelingu wpływają na pani pracę z osobami, które zmagają się z własnym wizerunkiem?

W psychologii nazywa się to przeciwprzeniesieniem. Przeniesienie to sytuacja, kiedy pacjent swoje odczucia przenosi na terapeutę, a przeciwprzeniesienie to odwrotny proces tak w dużym skrócie . Miałam takie przypadki. Myślę, że właśnie dlatego, że dobrze to znam, mogę skuteczniej pomagać. Kiedyś wydawało mi się, że moje doświadczenia będą mi przeszkadzać, ale podczas superwizji koleżeńskiej dowiedziałam się, że one stanowią moją siłę. Wiem dokładnie, gdzie „włożyć palec” i poszukać głębiej, bo znam to z własnego doświadczenia.

Jaką radę daje pani swoim pacjentkom, które czują presję, by perfekcyjnie wyglądać?

Nie daję rad. Ja zadaję pytanie: „Dla kogo chcesz to zrobić? Dlaczego? Czy naprawdę tego potrzebujesz? Czy może jest to rekompensata czegoś innego?” Warto słuchać siebie i zastanowić się, co naprawdę jest wynikiem naszych pragnień, a co - presji otoczenia. Zastanawiam się czasem, czy jest dziś w przestrzeni publicznej osoba, która nie spotyka się z hejtem. Nawet najpiękniejsze kobiety są krytykowane. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie oceniał, niezależnie od tego, jak idealna wydaje się dana osoba.

Pomaga pani ludziom odkrywać ich emocje i mocne strony. A co dla pani było najtrudniejsze w odkrywaniu samej siebie?

Mam wrażenie, że wciąż jestem w procesie odkrywania siebie. Życie społeczne, sytuacja polityczna, klimatyczna, nawet inflacja – wpływa na to, kim jesteśmy. Pandemia zmieniła nas wszystkich. Myślę, że nikt nie jest już tą samą osobą, którą był przed pandemią. Czasami zastanawiam się, co moje dzieci będą opowiadać swoim dzieciom. Czy będą wspominać, jak w związku z wojną za wschodnią granicą przyjmowały uchodźców do  domu. To są rzeczy, które nas kształtują. Dojrzewamy cały czas. Ryzykownie jest stać w miejscu i uważać: „już taka jestem i koniec|".

Czytaj więcej

Terapeutka artystów: Sztuka daje iluzję, że scena wypełni deficyt miłości

Jest jakaś technika psychologiczna, którą stosuje pani na co dzień, aby radzić sobie ze stresem i emocjami?

Lubię technikę, którą jedna ze znanych mi psycholożek nazywa „rozbijaniem myśli o fakty”. Chodzi o to, by zastanowić się, czy to, co myślę, jest prawdą. Czy mam pewność, że to, co sobie wyobrażam, faktycznie się wydarzy? Na przykład teraz mogłabym pomyśleć: „Pewnie panią nudzę.” Ale potem zastanawiam się: „Skąd ta pewność, co pani myśli?” To technika, którą stosuję także z pacjentami – rozbijanie myśli o fakty. Pytam: „Czy to, co uważasz, jest prawdą? A jeśli tak, to znajdź na to dowody.” Bardzo rzadko się udaje.

Praca psycholożki daje większą satysfakcję niż życie w świetle reflektorów?

To zupełnie inny rodzaj satysfakcji. Czuję większe spełnienie, które pochodzi z mojego wnętrza, a nie z tego, jak wyglądam. Zresztą, moda jest wspaniała, bo zawsze można coś poprawić w Photoshopie (śmiech). Tutaj jednak pracuję z żywym człowiekiem, czasem z jego dramatami, ale potem okazuje się, że jego życie się zmienia. A kiedy zmienia się życie jednej osoby, zmienia się też życie wokół niej. I to są absolutnie cudowne chwile.

Czy dzisiaj jest coś, co zrobiłaby pani inaczej?

Może nie zrezygnowałabym z modelingu tak szybko. Dzisiaj wiem, że potrafiłabym to pogodzić. Wtedy czułam, że jestem po prostu zmęczona. Wiem, że to może brzmieć dziwnie – człowiek ma dwadzieścia parę lat i mówi, że jest zmęczony, ale ja pracowałam już od 14-tego roku życia. Chciałam zobaczyć, na czym polega życie poza modelingiem. Robiłam też inne rzeczy – poprowadziłam kilka programów telewizyjnych, napisałam książkę. Zawsze coś się działo i bardzo to lubiłam.

Czym dla pani jest sukces i czy ta definicja zmieniała się przez lata?

Tak, definicja sukcesu zmienia się z wiekiem. Pola, na których można go osiągnąć, rozrastają się. Mogę śmiało powiedzieć, że dziś moim największym sukcesem jest rodzina. To coś, czego jako dziecko nie miałam, a co udało mi się stworzyć. Moim sukcesem są trzej synowie. Mój 15-latek, który ma już metr dziewięćdziesiąt sześć wzrostu, nadal lubi się do mnie przytulać, a kiedy wydarzy się w jego życiu coś ekscytującego, razem z tatą jesteśmy pierwszymi osobami, do których dzwoni. To jest dla mnie sukces. Myślę, że w dzisiejszym, zabieganym świecie, gdzie wszyscy podążamy za karierą albo nie wiadomo dokąd, ten kontakt z bliskimi jest prawdziwą wartością. Czasem mam wrażenie, że nie ma mety, że bez przerwy pędzimy nie zauważając, że życie ucieka.

A co z sukcesem zawodowym?

Mój sukces zawodowy to osoby, które do mnie przychodzą, jako do psychologa i wracają. Zdarzyło się, że jedna kobieta zrezygnowała, ale po dwóch miesiącach wróciła i powiedziała, że potrzebuje „tych spotkań” i dobrze jej się ze mną pracuje. Jestem doceniana. To trudny ale piękny zawód, gdzie jest konkurencja jak wszędzie. To, że różne fundacje i duże firmy zgłaszają się do mnie, by wspólnie realizować ważne projekty dotyczące zdrowia psychicznego, to również sukces. Poza tym jestem felietonistką znanego magazynu traktującego o psychologii.

Patrząc na dzisiejszy świat social mediów, Instagram i młodsze koleżanki, czuje pani ulgę, że nie musi być już częścią tej „gry”?

Nie mam poczucia straty ani tego, że coś mnie omija. Myślę, że ten świat jest bardzo ciekawy, też łatwo się w nim pogubić. Potrafi albo podbudować samoocenę, albo ją zniszczyć. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie porównują się nie tylko z koleżankami z klasy czy podwórka, ale z całym światem – i to jednym kliknięciem. Trudno w takim wyścigu wygrać.

Jak więc pogodzić ten świat ciągłej oceny, jaką niesie moda, z psychologią, która dąży do samorozwoju?

Trzeba mieć wgląd w siebie. Przypominam, że mówimy tutaj o bardzo młodych ludziach, nastolatkach – rodzice mają tutaj najwięcej do zrobienia. W dzisiejszym świecie, pełnym porównań i rozmaitych bodźców, naszym obowiązkiem jako rodziców jest znaleźć choćby tych piętnaście minut, żeby porozmawiać z dzieckiem. Często powtarzam koleżankom: „Kiedy twoja córka przychodzi do ciebie o 22:00, a ty jesteś wykończona i chcesz po prostu obejrzeć serial albo pójść spać, musisz zrozumieć, że ona dopiero teraz jest gotowa na rozmowę. To moment, kiedy naprawdę można nawiązać z nią kontakt.” Tych 15 minut może naprawdę zmienić relację.

Jakie wartości przekazuje pani swoim synom? Czego pani ich uczy?

Przede wszystkim zaradności – to coś, czego nauczyła mnie moja mama. Uczę ich także szacunku do drugiego człowieka. Moje dzieci chodziły do państwowej szkoły na warszawskiej Pradze, gdzie spotykały się z dziećmi z różnych środowisk – romskich, wietnamskich – i uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji w życiu. Moje dzieci są otwarte na świat. Razem z mężem uczymy ich szacunku do siebie nawzajem. Kiedy jeden przychodzi, by poskarżyć na drugiego, zawsze mówię, że mnie to nie interesuje – mają trzymać się razem, być zespołem. Muszą trzymać sztamę , bo cokolwiek się stanie, zawsze będą mieli siebie.

Jakie wyzwania stawia sobie pani jako psycholożka i jakie jest pani zawodowe marzenie?

Chciałabym, abyśmy jako społeczeństwo zrozumieli, jak ważne jest połączenie świata nastolatków i seniorów. Seniorzy są grupą społeczną, o której zapominamy. Często czują się odrzuceni i niepotrzebni, a to oni w dużej mierze stanowią nasze społeczeństwo. Chciałabym, abyśmy zaczęli tych ludzi zauważać.

Czytaj więcej

„Srebrna fala” w reklamach i na wybiegach. Modelki po 50 mają teraz swój najlepszy czas

Seniorzy są coraz bardziej widoczni, także w modzie – mamy ruch Silver Models.

To wspaniały ruch, który pokazuje, że wiek nie wyklucza. Ale nie tylko wiek – mamy również modelki plus size, osoby z niepełnosprawnościami. Granice naszego postrzegania powoli się rozszerzają. Wciąż mamy jednak problem z pełnym zrozumieniem, czym jest tolerancja. Nie wszystko musi nam się podobać, ale to nie jest powód, by kogoś hejtować.

Niedawno obchodziła pani z mężem 21 rocznicę ślubu. Co pani myśli, patrząc na ten „wynik”?

Myślę: „O cholera!” (śmiech). Jesteśmy dwójką kompletnie różnych ludzi – lubimy inne rzeczy, od muzyki po filmy. Ale łączy nas to, że mamy te same wartości, podobnie patrzymy na świat. Lubimy spędzać ze sobą czas. Kiedy patrzę na mojego męża, myślę: „Jak fajnie, że jesteś.” Wczoraj wróciliśmy późno z pracy, włączyliśmy telewizor, on pisał na komputerze, ja zrobiłam kanapki – po prostu byliśmy razem. Mój mąż, nawet gdy ma pół godziny przerwy w ciągu dnia, wraca do domu, bo lubi usiąść ze mną, wypić kawę, porozmawiać. To jest dla mnie wartość – lubić spędzać ze sobą czas.

Moda i psychologia wydają się zupełnie różnymi światami. A może nie? Może widzi pani między nimi jakieś podobieństwa?

Śmiało mogę powiedzieć, że może przez chwilę istniała moda na psychologię, bo rzeczywiście był to bardzo oblegany kierunek. Ale czy to są dwa różne światy? Nie do końca. To są światy, w których trudno się poruszać i w obu wymagana jest duża ostrożność. W modzie głównie chodzi o ocenianie, a w psychologii staramy się tej oceny unikać. Jeśli już musimy dokonać oceny, to mamy wyznaczone kryteria, na przykład diagnozy psychologiczne. W modzie ten „nawias oceny” ciągle się zmienia, bo i moda ciągle się zmienia. W świecie, który tak dynamicznie idzie do przodu, mamy coraz większą tolerancję na różnorodność – różne typy sylwetek, wiek – i granica oceny przesuwa się w dobrą stronę, staje się coraz szersza.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Michalina Olszańska: Przeszliśmy całą drogę odchwaszczania idei partnerstwa zakorzenionego w patriarchacie
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Wywiad
Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej
Wywiad
Terapeutka artystów: Sztuka daje iluzję, że scena wypełni deficyt miłości
Wywiad
Reżyserka obsady Ewa Brodzka: Szukając bohaterów serialu, zwracam uwagę nie tylko na talent
Wywiad
Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha