Chinara Alizade: Dziś tancerka nie powinna zamykać się wyłącznie w klasycznym świecie

- W naszym zawodzie nigdy nie jest tak, że człowiek już osiągnął wszystko. Zawsze chce się jeszcze więcej zatańczyć, poznać coś nowego. Ale w Polsce czuję się bardzo dobrze. Tu jest mój dom, mówi pierwsza solistka Polskiego Baletu Narodowego.

Publikacja: 20.11.2023 13:53

Kariera tancerzy baletowych trwa stosunkowo krótko.

Kariera tancerzy baletowych trwa stosunkowo krótko.

Foto: Adobe Stock

Urodziła się pani w Moskwie, ale w dzieciństwie ważne były dla pani wyjazdy do Baku.

Chinara Alizade: Tak, i to bardzo. Wychowałam się w kulturze azerskiej i nigdy nie czułam się Rosjanką. Teraz od dawna mieszkam w Polsce, tu mam rodzinę, ale czuję się nadał związana z azerską kulturą i tradycją.

Biografie słynnych gwiazd baletu często zaczynają się od wspomnień o dziecięcej fascynacji baletowym światem.

U mnie było podobnie.

Też jako mała dziewczynka chciała pani być baleriną?

Pragnęła tego moja mama, która sama marzyła o tym, by zostać tancerką, ale życie zadecydowało inaczej. Oglądała jednak rozmaite programy baletowe, a ja razem z nią i usiłowałam powtarzać skoki i piruety. Byłam w ogóle ruchliwym dzieckiem, więc mama postanowiła to jakoś spożytkować. Zapisała mnie do szkółki łyżwiarstwa figurowego, ale nie byłam tym zachwycona. Na lodowisku było zimno i nieprzyjaźnie, na szczęście mieliśmy też zajęcia z choreografii i te bardzo lubiłam. Mogłam ćwiczyć nieustannie, więc mama postanowiła mnie przenieść do profesjonalnej szkoły baletowej. Zdałam egzamin na tyle dobrze, że zostałam przyjęta od razu do drugiej klasy. Musiałam, co prawda, pewne rzeczy nadrobić, ale to absolutnie mi nie przeszkadzało. Byłam jak gąbka, wchłaniałam wszystkie uwagi nauczycieli.

I jako uczennica nie miała pani chwil zwątpienia, zmęczenia?

Zwątpienia nigdy, zmęczenie, trudności oczywiście się zdarzały. Zdawałam też sobie sprawę z tego, że moje dzieciństwo jest w pewien sposób ograniczone. Taka nauka wymaga ogromnego zaangażowania i ogranicza czas wolny. Nigdy jednak nie pojawiła się myśl, by to rzucić. Miałam cel: zostać primabaleriną.

Była rywalizacja między dziewczętami? Przecież wiadomo, że solistkami zostaną tylko najlepsze uczennice.

Nie przypominam sobie takich zdarzeń. Myśmy naprawdę się przyjaźniły. Co innego, pedagodzy. Byli surowi i wymagający. Dyscyplina obowiązywała.

Chinara Alizade:  Miałam cel: zostać primabaleriną.

Chinara Alizade: Miałam cel: zostać primabaleriną.

Waldemar Szmidt

Pani odniosła sukces. Po dyplomie trafiła pani do najlepszego miejsca w Rosji, do Teatru Bolszoj.

Tam dorastałam jako balerina. wzbogaciłam repertuar, spotkałam świetnych, znanych na świecie pedagogów. Z Teatrem Bolszoj odbyłam też pierwsze wyjazdy zagraniczne, tym niemniej w tym zespole jest duża konkurencja. Byłam, co prawda, solistką, ale trzeba było nieraz długo czekać, aby zatańczyć swoją rolę. A, my tancerze, nie mamy dużo czasu, nasza kariera trwa stosunkowo krótko. Trzeba maksymalnie wykorzystać swój czas, nauczyć się jak najwięcej, zatańczyć jak najwięcej.

Okres moskiewski to już rozdział zamknięty?

Całkowicie. Dziś mam inne życie. W 2015 roku uznałam, że trzeba iść dalej i się rozwijać. Postanowiłam zaryzykować i odeszłam.

Dlaczego do Polski?

Szczerze mówiąc to nie był świadomy wybór. Dowiedziałam się, że Polski Balet Narodowy organizuje audycje na stanowisko solistki i postanowiłam wziąć w nich udział. Nie wiedziałam nic o zespole, nigdy wcześniej nie byłam w Warszawie. Ale od pierwszego przyjazdu bardzo mi się to miasto spodobało, ludzie też byli bardzo mili. Na pierwszej lekcji z zespołem zobaczyłam też, że jego poziom jest wysoki.

Warszawski zespół ma bardzo różny repertuar. Pani to odpowiada?

Bardzo. Dziś tancerka nie powinna zamykać się wyłącznie w klasycznym świecie. Chcę próbować różnych stylów. Klasyka jest piękna, bardzo trudna i ma swoje granice. W innym rodzaju tańca możemy ją przekraczać, a choreografowie często wymagają od nas samodzielności, byśmy dawali coś od siebie. Dużo tańczę w baletach naszego dyrektora Krzysztofa Pastora i on też wymaga, by ruch był bardziej wyrazisty, by więcej nim wyrażać, wyjść poza ograniczenia narzucone prze klasykę. Każdy może ponadto inaczej zatańczyć ten sam układ, bo każdy ma inną ekspresję. Kiedy zaczynałam pracę w Warszawie, takie myślenie choreografa było dla mnie czymś nowym.

Były też w Warszawie role w „Mayerlingu” czy w „Damie kameliowej”, które należało nie tylko ładnie zatańczyć, ale pokazać charakter postaci.

Uwielbiam takie wyzwania, kiedy jest dramat, historia między ludźmi. Wtedy można wyrazić więcej i odkryć w sobie coś nowego. Bardzo lubię budować na scenie postać i to w taki sposób, żeby jej historia była ciekawa i zrozumiała dla publiczności. Nie ma sensu tańczyć wtedy, gdy widz pozostaje obojętny. Staram się szukać inspiracji w filmach, w książkach, żeby lepiej zrozumieć postać, w którą mam się wcielić.

Czytaj więcej

Dobra passa "Chłopów". To najbardziej kasowy polski film roku 2023

Taniec to ciężka praca fizyczna.

Psychicznie także. Po spektaklu muszę mieć możliwość regeneracji. Kiedy schodzę ze sceny na przykład jako Dama kameliowa albo Giselle, moje bohaterki zostają we mnie, emocje nie odpuszczają. Długo potem nie mogę zasnąć.

Co na to mąż?

Już się przyzwyczaił. Zawsze bardzo mnie wspiera. Zresztą jest operatorem, twórczą osobą, więc dobrze mnie rozumie. Poznaliśmy się, gdy byłam w Warszawie pół roku. Byłam sama w nowym środowisku, a potrzebuję czasu, by otworzyć się na innych. Bywa tak, że tancerze są w życiu codziennym skryci, introwertyczni, a wychodzą na scenę i otwierają przed publicznością swoją duszę. Dla mnie też wówczas nie istnieją granice, całkowicie żyję rolą.

A trema jest?

Przy premierach, szczególnych wydarzeniach. Ale nawet wtedy nie czuję obezwładniającej tremy. Raczej mnie ona mobilizuje i znika, gdy już jestem na scenie. A im się częściej występuje, tym łatwiej. Dobrze jest dużo tańczyć.

To jak pani przeszła przez czas pandemii?

Ćwiczyłam codziennie w domu. Muszę powiedzieć, że byłam zdumiona, bo kiedy po pandemii przyszłam do teatru, okazało się, że jestem w całkiem niezłej formie.

Chinara Alizade: Po spektaklu muszę mieć możliwość regeneracji.

Chinara Alizade: Po spektaklu muszę mieć możliwość regeneracji.

Natalia Derewicz

Czuje się już pani zadomowiona w Polsce?

W naszym zawodzie nigdy nie jest tak, że człowiek już osiągnął wszystko. Zawsze chce się jeszcze więcej zatańczyć, poznać coś nowego. Ale w Polsce czuję się bardzo dobrze. Tu jest mój dom, tu jest mój mąż. Prowadzę też różne zajęcia baletowe dla dzieci, indywidualne i grupowe. Często jestem zapraszana przez szkoły, warsztaty, obozy wakacyjne, na których dzieci poznają różne style tańca. Prowadzę tam zajęcia baletowe. Wydaje mi się, że wiem i potrafię przekazać taką wiedzę.

Tym chciałaby się pani zajmować w przyszłości?

Być może. A może będę robić coś zupełnie niezwiązanego z tańcem?

Urodziła się pani w Moskwie, ale w dzieciństwie ważne były dla pani wyjazdy do Baku.

Chinara Alizade: Tak, i to bardzo. Wychowałam się w kulturze azerskiej i nigdy nie czułam się Rosjanką. Teraz od dawna mieszkam w Polsce, tu mam rodzinę, ale czuję się nadał związana z azerską kulturą i tradycją.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Pierwsza w historii kobieta prezesem największej niemieckiej instytucji kulturalnej
Film
Nowa odsłona "Emmanuelle". Klasykę zmysłowego filmu realizują kobiety
Kultura
Najsłynniejsze kadry księżnej Diany w jednym miejscu. Wystawa w Londynie, którą warto odwiedzić
Kultura
Pierwsza w historii nagroda dla kobiecej literatury faktu. W tle pomyłka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Kultura
Wyjątkowa wystawa zdjęć w Łodzi. Ich autorka Wiktoria Bosc: Intryguje mnie przemijanie