Tym razem o Jamie Lee Curtis jest głośno w związku z tym, co powiedziała o chirurgii plastycznej, obsesji na punkcie młodości i „zagładzie naturalnego wyglądu”.
Rozmowa z „The Guardian” zaczęła się od obrazu tyleż skromnego, co symbolicznego: Curtis siedziała w ciemnym pokoju, bez makijażu, w czarnym topie i grubych oprawkach. W tle spał pies, a ona sama, zapytana o to, gdzie się znajduje, rzuciła żartobliwie: „chatka w lesie w ramach programu dla świadków”, dodając: „próbuje zachować prywatność”.
Jamie Lee Curtis: Better is fake
W czasie rozmowy Curtis wielokrotnie wracała do tematu wyglądu i społecznych oczekiwań wobec kobiet. Jej komentarze były ostre, celowe i świadome ciężaru słów, których używa. „Używam tego słowa od dłuższego czasu i używam go właśnie dlatego, że jest to mocne słowo” powiedziała o terminie, który wybrała, by opisać wpływ przemysłu kosmetycznego i chirurgii plastycznej: „ludobójstwo pokolenia kobiet przez kosmetyczno-estetyczny przemysł, który sprawił, że same się oszpeciły”.
Czytaj więcej
Jamie Lee Curtis wspomina operację plastyczną, której poddała się młodości wskutek niepochlebnych...
Wypowiedź Curtis wywołała lawinę reakcji – nie tylko w mediach branżowych, ale i wśród odbiorców. Użycie terminu „ludobójstwo” w kontekście przemysłu medycyny estetycznej wielu uznało za zbyt daleko idące, prowokacyjne, wręcz nieodpowiedzialne. Krytycy zarzucali aktorce trywializowanie prawdziwych tragedii historycznych i nadużywanie języka przemocy do opisania zjawiska kulturowego. Pojawiły się też głosy, które broniły jej słów. Dostrzeżono, że celowo użyła mocnego określenia, by zwrócić uwagę na skalę problemu i dramatyczne skutki społecznej presji, jakiej poddawane są kobiety w kwestii wyglądu.