Dotknięty chorobą obiekt pożądania. Subiektywny rzut oka na wystawę Moniki Mamzety „Change of life”

„Objawy choroby to nic innego jak zamaskowana manifestacja mocy miłości; a wszelka choroba to tylko przemieniona miłość” - Tomasz Mann „Czarodziejska Góra”.

Publikacja: 22.12.2023 15:01

Wystawa Moniki Mamzety „Change of life”.

Wystawa Moniki Mamzety „Change of life”.

Foto: Archiwum prywatne

Pożądanie wywołuje chorobę - przekonanie to trwało jeszcze na początku XX wieku, przynajmniej w świecie mieszczańskiej utopii uzdrowiskowej, portretowanej przez Tomasza Manna w „Czarodziejskiej górze”. Pacjenci dotknięci nadmierną ekscytacją życiem, z objawami potwierdzonymi medycznie, kierowani byli wówczas do miejsc odosobnienia, najczęściej położonych na szczytach gór, aby cieszyć się spokojem i czystym powietrzem niedostępnym dla pracujących klas miejskich. Mogli rozkoszować się powietrzem niezanieczyszczonym „dobrami” epoki przemysłowej. Bohaterowie powieści Manna uosabiają romantyczne przekonanie, że człowiek potrzebuje izolacji, aby odzyskać siły, a co za tym idzie, w pełni wykorzystać swoje zdolności twórcze. Siła twórcza jednostki jest odwrotnie proporcjonalna do jej słabości fizycznej, której przyczyny najwyraźniej wiążą się z efektami wywołanymi zbyt silnymi więziami rodzinnymi i społecznymi i wynikającymi z nich zaraźliwymi obowiązkami. Izolacja i indywidualizm są przepisywane jako magiczna mikstura uzdrawiająca choroby ciała. Opuść społeczeństwo, wdrap się na szczyt góry (czytaj: idź na kwarantannę) i z podobnymi do siebie oczekuj w ciszy i wycofaniu uzdrowienia. Jak/jeśli go doczekasz, możesz wrócić do społeczeństwa, tak, żeby nie zauważyło, że w ogóle na jakiś czas zniknąłeś. W trakcie izolacji, tu mam na myśli izolację emocjonalną, walcz sam z demonami, ogarnij siebie własnymi siłami, my sobie na ciebie tutaj na dole poczekamy. „Czarodziejska Góra” dzieli świat zdrowych i chorych grubą linią gęstych chmur, oddając tym dwóm światom swoje własne porządki i reguły. Broń Boże, nie pokazujcie nam swojej ułomności, nie dotykajcie nas swoim kalectwem, brakami i niedoskonałością!

Pamiętam, jak w pierwszym roku pobytu w Australii zapuszczałam się do antykwariatu na Hall Street, jednej z bocznych uliczek prowadzących na najbardziej popularną plażę w Sydney, Bondi Beach. Hall St to uliczka pełna kafejek, butików, pubów, studiów jogi i pijalni soków warzywnych, lubiana przez młodych i awangardowych ludzi. Ludzi zdrowych, rześkich na licu, smaganych słońcem, o skórze pokrytej solą z oceanu. Pośrodku uliczki stoi kultowy antykwariat z książkami „Alice and Gertrude”.

Choroba - o tym się mówi w sztuce literaturze

Nie pamiętam dziś tytułu pierwszej książki, którą tam kupiłam. Ale pamiętam bardzo dobrze jej treść. Był to dziennik mężczyzny, partnera kobiety chorej na raka piersi i walczącej o przetrwanie. Oczami opiekuna i szalenie zakochanego partnera opisana jest wspólna walka najpierw o zachowanie piękna ciała tej kobiety (próbowanie różnych terapii alternatywnych żeby uniknąć mastektomii), później zachowanie jej zdrowia, na końcu komfortu umierania. Pamiętam scenę, w której decydują się przylecieć ze Stanów do Berlina, ponieważ tutejsza klinika oferuje najnowszą, autorską terapie nowotworową. Ona leży na szpitalnym łóżku, drzemie. On wchodzi do pokoju. Kobieta wybudza się, on siada obok niej, łapie ją za rękę i opowiada o tym, jak po jej zaśnięciu postanowił wyjść na chwilę na miasto, żeby odpocząć od szpitalnego krajobrazu. Mówi jej, jak bardzo jest zmęczony i że już nie pamięta, czym jest „normalne” życie. Idąc ulicami Berlina, uzmysławia sobie, że od 5 lat nie widział kobiety z dwiema piersiami. Pragnie tego widoku. Widoku symetrii. Wchodzi więc do domu publicznego, płaci prostytutce i patrzy przez godzinę na jej nagie piersi, płacząc. Później wraca do żony, by przy niej trwać. Ona czule głaszcze go, przytula i mówi, że go kocha. To książka o miłości absolutnej dwojga ludzi i o izolacji, stygmatyzmie „jednej piersi”. To inny świat od naszego, wstydliwy, niewygodny, nienormalny i biegnący równolegle ze światem zdrowych, jednak nie przecinający się na żadnej płaszczyźnie.

Zupełnie inaczej choroba ta wyłania się w twórczości Moniki Mamzety. Artystka na trwającej właśnie w Warszawie wystawie zatytułowanej „Change of life” prezentuje ciało jako twór organiczny, który pod wpływem „obcego” podlega transformacji. Tytułowy rak piersi nie stanowi zagrożenia, a izolacja w ramach terapii zdecydowanie nie jest zalecana. Choroba nabiera charakteru wspólnotowego jako coś, czym można i trzeba się dzielić. Fotografowanie, filmowanie chorego ciała staje się rodzajem rakotwórczego coming outu, podważającego kult praktycznie sprofilowanego indywidualizmu. Rak w twórczości Moniki Mamzety zyskuje na znaczeniu jako punkt wyjścia, współautor i bohater narracji przemijania, transformacji, plastyczności i żywotności ludzkiego organizmu. Kontekstem jest tu choroba: materią - artystyczną ciało; akcesorium - maszynka do tatuażu, golarka do włosów, świeże mięso, słoiczek różanych konfitur. W centrum wydarzeń znajdują się wykonawcy, a mianowicie Monika i Paulina odkrywające przed odbiorcami nie tyle puste miejsca po usuniętej piersi, co swoje emocje, smutek, zdziwienie, kontemplacje. Są i inne rekwizyty, rozkwitająca i przekwitająca w kroczu kobiety peonia, której kwiaty najpierw blado różowe, buchają rozkwitem i intensywnością kolorów, by następnie opaść na ziemie. Jeśli myślisz, że to ich koniec, to się mylisz. Unoszone wiatrem płatki złapią kobiece dłonie, żeby wetrzeć je sobie w twarz.

Wystawa Moniki Mamzety „Change of life”.

Wystawa Moniki Mamzety „Change of life”.

Archiwum prywatne

Dotknięty chorobą obiekt pożądania

Na filmach i zdjęciach popiersie artystki nie jest fetyszyzowane. Dotknięty chorobą obiekt pożądania wymyka się logice męskiego spojrzenia. W oczach widzów staje się częścią wspólnego doświadczenia, możliwego dzięki współczującemu, wzruszającemu spojrzeniu, które odrzuca androcentryczny konstruktywizm, nie oddziela „ja” od „innego”, „zdrowego” od „chorego”, ciała od umysłu, człowieka od innych istot żywych.

Czytaj więcej

Nielegalne eksponaty na wystawie MET

Mann nie miał racji. To nie indywidualizm i towarzysząca mu selekcja gatunkowa, ale współczucie pozwala zwierzętom ludzkim w pełni wykorzystać swoje możliwości i świadomie stać się częścią organicznego słowa – zdają się mówić organizatorzy wystawy. W tej materialistycznej rzeczywistości choroba nie jest metaforą, ale czymś, co można zobaczyć i poczuć: przerostem tkanek, które w swojej formie komórkowej stanowią części składowe zarówno ludzkich, jak i nieludzkich organizmów żywych. Inspiracją do twórczości i zaproszeniem do wspólnego tworzenia piękna – tatuaż na piersi artystki wykonał wyłoniony w konkursie artysta. Chory współpracuje i współistnieje ze zdrowym. To, co umiera, zostaje wykorzystane na innym polu. Nic nie istnieje w izolacji, jesteśmy naczyniami połączonymi i inspirującymi się nawzajem. Odrzucenie przekonania o własnej antropocentrycznej wyjątkowości może być doświadczeniem terapeutycznym, które leczy homo sapiens jako gatunek z pozbawionego poczucia humoru, autodestrukcyjnego indywidualizmu. Zamiast narcystycznej obsesji „pięknego” ciała artystka proponuje miłość i troskę o siebie nawzajem oraz uznanie przemijania jako organicznego elementu życia.

Galeria Fundacji Alina, wystawa Moniki Mamzety „Change of life”, 17.11. – 14.01.

ul. Brzozowa 31/33 00-258 Warszawa

Pożądanie wywołuje chorobę - przekonanie to trwało jeszcze na początku XX wieku, przynajmniej w świecie mieszczańskiej utopii uzdrowiskowej, portretowanej przez Tomasza Manna w „Czarodziejskiej górze”. Pacjenci dotknięci nadmierną ekscytacją życiem, z objawami potwierdzonymi medycznie, kierowani byli wówczas do miejsc odosobnienia, najczęściej położonych na szczytach gór, aby cieszyć się spokojem i czystym powietrzem niedostępnym dla pracujących klas miejskich. Mogli rozkoszować się powietrzem niezanieczyszczonym „dobrami” epoki przemysłowej. Bohaterowie powieści Manna uosabiają romantyczne przekonanie, że człowiek potrzebuje izolacji, aby odzyskać siły, a co za tym idzie, w pełni wykorzystać swoje zdolności twórcze. Siła twórcza jednostki jest odwrotnie proporcjonalna do jej słabości fizycznej, której przyczyny najwyraźniej wiążą się z efektami wywołanymi zbyt silnymi więziami rodzinnymi i społecznymi i wynikającymi z nich zaraźliwymi obowiązkami. Izolacja i indywidualizm są przepisywane jako magiczna mikstura uzdrawiająca choroby ciała. Opuść społeczeństwo, wdrap się na szczyt góry (czytaj: idź na kwarantannę) i z podobnymi do siebie oczekuj w ciszy i wycofaniu uzdrowienia. Jak/jeśli go doczekasz, możesz wrócić do społeczeństwa, tak, żeby nie zauważyło, że w ogóle na jakiś czas zniknąłeś. W trakcie izolacji, tu mam na myśli izolację emocjonalną, walcz sam z demonami, ogarnij siebie własnymi siłami, my sobie na ciebie tutaj na dole poczekamy. „Czarodziejska Góra” dzieli świat zdrowych i chorych grubą linią gęstych chmur, oddając tym dwóm światom swoje własne porządki i reguły. Broń Boże, nie pokazujcie nam swojej ułomności, nie dotykajcie nas swoim kalectwem, brakami i niedoskonałością!

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie
Agnieszka Bieńczyk-Missala: Zmiana świata na lepsze jest możliwa
Opinie
Anna Zejdler: Szata nie zdobi człowieka, ale wiele o nim mówi
Opinie
Marta Jarosz: Lokale wolne od dzieci to najlepsze, co można zrobić
Opinie
Mec. Joanna Parafianowicz: Męża w aplikacji randkowej spotkać można. Najczęściej jednak - cudzego
Opinie
Przemoc nie ma płci. Joanna Parafianowicz o żartach ze znęcania się nad mężczyznami