Od czego zaczęło się twoje zainteresowanie kosmetologią?
W najbardziej wiarygodny sposób — czyli od mojego doświadczenia z trądzikiem. Poszukiwałam sposobów, które pomogłyby rozwiązać moje problemy skórne, bardzo dotkliwe. Niedawno znalazłam chwilę, żeby wybrać się na manicure. Koło mnie siedziała dziewczyna w wieku 15, może 16 lat. Miała czapkę naciągniętą głęboko na oczy i była tak zgarbiona, że zastanawiałam się jak wytrzymuje w tak niewygodnej pozycji. Kiedy podniosła głowę, zrozumiałam dlaczego tak siedzi i przypomniałam sobie jak moja skóra wyglądała w jej wieku. Miałam ciężkie stany zapalne, a walka z nimi ograniczała się wtedy do drastycznych terapii związanych z medycyną, a bardzo mało mówiło się o odpowiedniej pielęgnacji. Pamiętam produkt, który miał być lekiem na całe zło, a tak naprawdę był to spirytus łączony z olejkami eterycznymi, bardzo szkodliwy. Pojęcie pielęgnacji sprowadzało się do zapobiegania i walki ze starzeniem, a mało było rozwiązań typu healing. Dermokosmetyki dopiero zaczynały się rozwijać. Zainteresowałam się tą dziedziną. Chciałam swoją wiedzę poszerzać pracując w aptece, ale nie miałam takiej możliwości, bo nie ukończyłam farmacji. Sieci massmarketowe nie cieszyły się jeszcze taką popularnością jak obecnie, więc zatrudniłam się w Sephorze i jednocześnie kontynuowałam studia kosmetologiczne.