Od czego zaczęło się twoje zainteresowanie kosmetologią?
W najbardziej wiarygodny sposób — czyli od mojego doświadczenia z trądzikiem. Poszukiwałam sposobów, które pomogłyby rozwiązać moje problemy skórne, bardzo dotkliwe. Niedawno znalazłam chwilę, żeby wybrać się na manicure. Koło mnie siedziała dziewczyna w wieku 15, może 16 lat. Miała czapkę naciągniętą głęboko na oczy i była tak zgarbiona, że zastanawiałam się jak wytrzymuje w tak niewygodnej pozycji. Kiedy podniosła głowę, zrozumiałam dlaczego tak siedzi i przypomniałam sobie jak moja skóra wyglądała w jej wieku. Miałam ciężkie stany zapalne, a walka z nimi ograniczała się wtedy do drastycznych terapii związanych z medycyną, a bardzo mało mówiło się o odpowiedniej pielęgnacji. Pamiętam produkt, który miał być lekiem na całe zło, a tak naprawdę był to spirytus łączony z olejkami eterycznymi, bardzo szkodliwy. Pojęcie pielęgnacji sprowadzało się do zapobiegania i walki ze starzeniem, a mało było rozwiązań typu healing. Dermokosmetyki dopiero zaczynały się rozwijać. Zainteresowałam się tą dziedziną. Chciałam swoją wiedzę poszerzać pracując w aptece, ale nie miałam takiej możliwości, bo nie ukończyłam farmacji. Sieci massmarketowe nie cieszyły się jeszcze taką popularnością jak obecnie, więc zatrudniłam się w Sephorze i jednocześnie kontynuowałam studia kosmetologiczne.
A jak wyglądała twoja droga od Sephory do Eisenberg Paris?
Zaczynałam w jednej z perfumerii w Poznaniu. To był czas, w którym ta firma jeszcze raczkowała, więc starała się zdobyć i poszerzyć swoją widoczność w mediach. Regionalna telewizja realizowała wtedy krótkie nagrania dotyczące pielęgnacji i makijażu, kilka razy dziennikarze wpadli też do nas. Byłam wtedy pierwszą zainteresowaną, żeby właśnie o produktach pielęgnacyjnych opowiadać. Zauważyła to przełożona i stwierdziła, że moja ścieżka rozwoju powinna być skoncentrowana na ludziach, na edukowaniu innych pracowników w jaki sposób należy rozmawiać z klientami, jak doradzać produkty bez nudnego rozwijania opowieści o poszczególne składy. Zostałam skierowana do prowadzenia coachingu sprzedażowego, a później mianowana szkoleniowcem związanym z konkretnymi markami. Miałam ten przywilej, że mogłam sama dokonać wyboru marki, na której chciałabym się skupić. Pierwszą, która zdecydowanie skradła moje serce była Eisenberg Paris - marka selektywna. Zostałam szkoleniowcem marek selektywnych, ale już wiedziałam, że chcę zostać bezpośrednio szkoleniowcem właśnie tej marki.
Udało się od razu?