Polka w Monako Dominika Eisenberg: Niedziela jest dniem na rozmawianie o wszystkim, tylko nie o pracy

Od 12 lat związana jest z marką Eisenberg Paris, a od kilku z rodziną jej założycieli. Mieszka w Monako, gdzie zajmuje się tworzeniem produktów pielęgnacyjnych i marketingiem firmy.

Publikacja: 16.06.2024 13:34

Dominika Eisenberg: Uzmysłowiłam sobie, że ludzie mają korzenie jak drzewa.

Dominika Eisenberg: Uzmysłowiłam sobie, że ludzie mają korzenie jak drzewa.

Foto: Archiwum prywatne

Od czego zaczęło się twoje zainteresowanie kosmetologią?

W najbardziej wiarygodny sposób — czyli od mojego doświadczenia z trądzikiem. Poszukiwałam sposobów, które pomogłyby rozwiązać moje problemy skórne, bardzo dotkliwe. Niedawno znalazłam chwilę, żeby wybrać się na manicure. Koło mnie siedziała dziewczyna w wieku 15, może 16 lat. Miała czapkę naciągniętą głęboko na oczy i była tak zgarbiona, że zastanawiałam się jak wytrzymuje w tak niewygodnej pozycji. Kiedy podniosła głowę, zrozumiałam dlaczego tak siedzi i przypomniałam sobie jak moja skóra wyglądała w jej wieku. Miałam ciężkie stany zapalne,  a walka z nimi ograniczała się wtedy do drastycznych terapii związanych z medycyną, a bardzo mało mówiło się o odpowiedniej pielęgnacji. Pamiętam produkt, który miał być lekiem na całe zło, a tak naprawdę był to spirytus łączony z olejkami eterycznymi, bardzo szkodliwy. Pojęcie pielęgnacji sprowadzało się do zapobiegania i walki ze starzeniem, a mało było rozwiązań typu healing. Dermokosmetyki dopiero zaczynały się rozwijać. Zainteresowałam się tą dziedziną. Chciałam swoją wiedzę poszerzać pracując w aptece, ale nie miałam takiej możliwości, bo nie ukończyłam farmacji. Sieci massmarketowe nie cieszyły się jeszcze taką popularnością jak obecnie, więc zatrudniłam się w Sephorze i jednocześnie kontynuowałam studia kosmetologiczne.

A jak wyglądała twoja droga od Sephory do Eisenberg Paris?

Zaczynałam w jednej z perfumerii w Poznaniu. To był czas, w którym ta firma jeszcze raczkowała, więc starała się zdobyć i poszerzyć swoją widoczność w mediach. Regionalna telewizja realizowała wtedy krótkie nagrania dotyczące pielęgnacji i makijażu, kilka razy dziennikarze wpadli też do nas. Byłam wtedy pierwszą zainteresowaną, żeby właśnie o produktach pielęgnacyjnych opowiadać. Zauważyła to przełożona i stwierdziła, że moja ścieżka rozwoju powinna być skoncentrowana na ludziach, na edukowaniu innych pracowników w jaki sposób należy rozmawiać z klientami, jak doradzać produkty bez nudnego rozwijania opowieści o poszczególne składy. Zostałam skierowana do prowadzenia coachingu sprzedażowego, a później mianowana szkoleniowcem związanym z konkretnymi markami. Miałam ten przywilej, że mogłam sama dokonać wyboru marki, na której chciałabym się skupić. Pierwszą, która zdecydowanie skradła moje serce była Eisenberg Paris - marka selektywna. Zostałam szkoleniowcem marek selektywnych, ale już wiedziałam, że chcę zostać bezpośrednio szkoleniowcem właśnie tej marki.

Udało się od razu?

Nie udało się przez pierwsze dwa lata. Przeniosłam się do Warszawy, żeby być bliżej siedziby sieci Sephora, ale nie zostałam szkoleniowcem tej  marki. Dopiero po kilku latach zostałam zrekrutowana do zespołu Eisenberg Paris, na początku byłam w niej trenerem regionalnym odpowiedzialnym za szkolenia wewnętrzne oraz organizowanie eventów dla klientów. Z tego narodziło się kolejne moje wyzwanie, żeby poszerzyć wiedzę na tyle, by móc mówić do szerszej publiczności. Kiedy wreszcie udało mi się dostać upragnione stanowisko, miałam to szczęście, że Patrizia Mazzitelli — szefowa, z którą do tej pory współpracuję, zauważyła mój potencjał. Dała mi szansę, żebym realizowała swoje umiejętności nie tylko na rynku polskim, ale i czeskim oraz rumuńskim. Jestem człowiekiem, który stara się zawsze zobaczyć, co czeka za kolejną kurtyną i co jest jeszcze do zrobienia. Przyznaję, że czasem stanowi to problem, bo praca staje się dla mnie machiną, którą trudno jest zatrzymać. Zawsze jest coś do zrobienia, a horyzont się poszerza. Awansowałam. Po objęciu przeze mnie stanowiska głównego szkoleniowca i międzynarodowego trenera,  marka Eisenberg Paris otworzyła się na współpracę z agencjami PR-owymi. Miałam okazję sprawdzić się w roli osoby, która współtworzy wydarzenia, pozostaje w kontakcie z dziennikarzami i ludźmi związanymi z mediami elektronicznymi. Potem za sprawą zmian w moim życiu prywatnym przeprowadziłam się do Monako, w którym dzisiaj żyję i pracuję. Był to skok w głębię oceanu, bo pomimo że z marką byłam związana już prawie od 10 lat, usiadłam na stałe w biurze z ludźmi, których wcześniej znałam z korespondencji mailowych, kontaktów telefonicznych, akcji w perfumeriach czy układania planu działań na każdy kolejny rok.

Wyjaśnijmy, że na stałe do głównej siedziby firmy przyjechałaś jako żona jej współwłaściciela, syna założyciela, który spotkał cię w pracy w Warszawie i mówi, że zakochał się w tobie od pierwszego wejrzenia.

Edmond jest CEO marki. Tata (José Eisenberg — red.) i Edmond są ze sobą spójni. Mój mąż chce kontynuować dzieło ojca, oczywiście zgodnie z wartościami i DNA marki. Nie da się w 100 procentach zrobić kalki tego, co firma reprezentowała kiedy José Eisenberg jako jedyny stał na jej czele. Kolejne lata pomogą nam lepiej ocenić strategię, którą obraliśmy, ale myślimy, że jest dobra.

Łatwo ci było pojawić się w Monako w tej nowej roli?

Było to o tyle proste, że pracujemy w świetnym zespole. Znam markę i nie usiadłam na czyimś miejscu udając, że coś wiem na temat tego stanowiska. Zmieniło się to, że osoby, z którymi do tej pory pracowałam głównie on-line czy widywałam się od czasu do czasu, stały się częścią mojego zespołu. Współpracuję też z działem marketingu. Ostatnio myślałam o tym, że jesteśmy niewielką firmą, więc czasami nawet nie widzimy potęgi tego, co robimy. Odbyłam niedawno ciekawą rozmowę o trendach z dziennikarką w Mediolanie. Stwierdziła, że trend może być w modzie, ale nie powinno być o nim mowy w branży beauty, w życiu osobistym czy w  polityce, bo to dziedziny, w których bardzo ważny jest pewien fundament. My jako marka nie podążamy za trendami. To dla nas olbrzymia odpowiedzialność tworzyć produkty dla przyjaciół marki - tak nazywamy naszych klientów.

Ale zajmujesz się mediami społecznościowymi, więc ciężko się do nich nie odnosić.

Oczywiście, ale ja bardziej traktuję media społecznościowe jako rodzaj pamiętnika. Ile razy zdarza ci się zapomnieć, gdzie byłaś dwa tygodnie temu? W takiej sytuacji zawsze mogę sprawdzić to na Instagramie. To jest moja skrytka, dzięki której mogę wrócić do starych pomysłów, przypomnieć sobie ludzi, którzy kiedyś coś zrobili. Uważam instagram za dobre miejsce do budowania swojego wizerunku i profilu marki, ale też obserwowania, co dzieje się w tej społeczności.

Wzięłaś na siebie również odpowiedzialność bycia ambasadorką marki, nie kierujesz nią zza biurka...

Nigdy nie było ustalone, że tak się stanie. Uważam, że jeśli odpowiadasz za produkt, ludzie mają prawo cię o niego pytać i oceniać go. Ktoś musi być mostem w komunikacji między klientami a firmą. Dla mnie to naturalne.

Jakie wyzwania, z twojej perspektywy, stoją przed kobietami w takich rodzinnych imperiach?

Dużo jest tych wyzwań. Przede wszystkim szacunek do tego, co zostało zbudowane, do filarów, na których opiera się firma. Moim zadaniem jest nadanie kierunku produktom, koncentrowanie na tym, co dzieje się w branży i czego nam nie wolno przegapić. Wyzwaniem jest też rozdzielanie pracy od domu. Niedziela jest dniem na rozmawianie o wszystkim, tylko nie o życiu zawodowym.

Jakie blaski i cienie ma mieszkanie w Monako pod kątem prywatnym?

Cienie ma takie, że bardzo tęsknię za Polską, za bliskimi. Uzmysłowiłam sobie, że naprawdę ludzie mają korzenie jak drzewa. Tutaj jednak czuję się jak w domu, bo ten dom zbudowałam. Komfort mieszkania w Monako w kontekście bezpieczeństwa jest niesamowity. Korzystamy z życia wyjeżdżając na łono natury, do pobliskich wiosek, francuskich miejscowości. Mamy nasze ścieżki, góry, piękne zakamarki, pijemy kawę, chodzimy na wycieczki. Położenie księstwa jest bajkowe. Żyje tutaj wiele starszych osób. Kiedy je obserwuję - jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi — czuję zwolnione tempo. Patrzę na to, jak trzymają się za ręce, razem biegają. Kiedy idę do biura, widzę ich siedzących na plaży, patrzących na słońce, medytujących. Nawet jeśli później idą do pracy, ważne jest to, co z tego życia czerpią. Mam do starszych osób sentyment dzięki mojej babci. Po prostu ich lubię i mnie wzruszają.

Czy mówimy o babci, która radziła ci, żebyś została przy pisaniu wierszy? Piszesz je jeszcze?

Moja babcia niedawno obchodziła urodziny, więc napisałam dla niej z tej okazji wiersz. Ona uważa, że dzięki poezji wiesz, że żyjesz, jesteś wolna, twój mózg pracuje, masz emocje i wspomnienia. Wróciłam na razie do pisania pamiętnika. Nie robię tego jednak regularnie.

A jak często bywasz w kasynie?

Byłam w nim może ze trzy razy — kiedy organizowałam wyjazdy do Monako dla dziennikarzy czy spotkania biznesowe. Jest to ciekawe przeżycie, warto zobaczyć ten blichtr. Mam też porównanie z kasynem w Las Vegas, tam widziałam smutek w oczach ludzi, którzy przegrywali całe swoje życie. Tutaj ludźmi częściej kieruje chyba ciekawość - tego, jak kasyno wygląda w środku, który architekt je zaprojektował… Większość turystów kupuje bilet wstępu, który upoważnia do dwóch gier i kieliszka szampana, a zaraz potem wychodzi. Jeśli masz na myśli prawdziwy hazard, on zapewne nie odbywa się w kasynie.

Chcesz się zestarzeć w Monako, czy masz poczucie, że jeszcze zamieszkacie w jakimś innym miejscu?

Wszystkiej przeprowadzki, nauczyły mnie tego, że życie jest zmienne. Dzisiaj mieszkamy w Monako, ale Polska też jest naszym domem. Niczego nie planujemy.

Dominika Eisenberg

Product & Training Director Eisenberg Paris. Związana z marką od 2012 r. Swoje pierwsze kroki stawiała jako szkoleniowiec na rynku polskim, a następnie czeskim, słowackim i chorwackim. Aktualnie koordynuje dział szkoleń oraz dział produktów, w tym nadzoruje organizację spotkań prasowych w Polsce, Portugalii i we Włoszech.

Od czego zaczęło się twoje zainteresowanie kosmetologią?

W najbardziej wiarygodny sposób — czyli od mojego doświadczenia z trądzikiem. Poszukiwałam sposobów, które pomogłyby rozwiązać moje problemy skórne, bardzo dotkliwe. Niedawno znalazłam chwilę, żeby wybrać się na manicure. Koło mnie siedziała dziewczyna w wieku 15, może 16 lat. Miała czapkę naciągniętą głęboko na oczy i była tak zgarbiona, że zastanawiałam się jak wytrzymuje w tak niewygodnej pozycji. Kiedy podniosła głowę, zrozumiałam dlaczego tak siedzi i przypomniałam sobie jak moja skóra wyglądała w jej wieku. Miałam ciężkie stany zapalne,  a walka z nimi ograniczała się wtedy do drastycznych terapii związanych z medycyną, a bardzo mało mówiło się o odpowiedniej pielęgnacji. Pamiętam produkt, który miał być lekiem na całe zło, a tak naprawdę był to spirytus łączony z olejkami eterycznymi, bardzo szkodliwy. Pojęcie pielęgnacji sprowadzało się do zapobiegania i walki ze starzeniem, a mało było rozwiązań typu healing. Dermokosmetyki dopiero zaczynały się rozwijać. Zainteresowałam się tą dziedziną. Chciałam swoją wiedzę poszerzać pracując w aptece, ale nie miałam takiej możliwości, bo nie ukończyłam farmacji. Sieci massmarketowe nie cieszyły się jeszcze taką popularnością jak obecnie, więc zatrudniłam się w Sephorze i jednocześnie kontynuowałam studia kosmetologiczne.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Reżyserka Maja Kleczewska: Warszawa nie potrzebuje "Wesela"
Wywiad
Proktolog prof. Małgorzata Kołodziejczak: Procedury utrudniają pomaganie kobietom
Wywiad
Lekarka i himalaistka Magdalena Arcimowicz: Życie jest po to, aby cieszyć się każdą jego chwilą
Wywiad
Alina Mleczko: Rynek muzyczny zdominowany jest przez mężczyzn. Jeśli przez chwilę się zawaham, zginę jako artystka
Wywiad
Polka w Szwajcarii: Tutaj świat pod wieloma względami urządzony jest na niekorzyść kobiet
Materiał Promocyjny
Sztuczna inteligencja może być wykorzystywana w każdej branży