Szwedka w Polsce: Nigdzie indziej nie spotkałam tylu ambitnych osób

W Szwecji żyje 10 milionów ludzi, w Polsce – 40. Jest nas więc cztery razy mniej, w wielkim kraju. Mieszkamy dalej od siebie, przyzwyczailiśmy się więc do rzadszych kontaktów międzyludzkich – mówi Katja Sadziak, mieszkająca w Polsce od 1999 roku.

Publikacja: 13.01.2025 13:10

Katja Sadziak: Spotykam się w Polsce na co dzień z bardzo silnymi kobietami, które mają możliwości,

Katja Sadziak: Spotykam się w Polsce na co dzień z bardzo silnymi kobietami, które mają możliwości, wiedzę i odwagę do działania.

Foto: Adobe Stock

Urodziła się pani w Szwecji, studiowała w Anglii, a jednak w Polsce osiedliła na stałe.

Studiowałam architekturę wnętrz na Uniwersytecie Kingston w Londynie i tam poznałam Adama, mojego przyszłego męża. Po studiach zdecydowaliśmy, że zamieszkamy w Polsce. Byliśmy wtedy młodzi i nie analizowaliśmy, czy to decyzja na chwilę czy na całe życie. Mój mąż dostał dobrą pracę w swoim rodzinnym kraju, a ja w Londynie. Nie wyobrażaliśmy sobie wtedy mieszkania w dwóch krajach. Wciąż szukałam przygód, więc w końcu powiedziałam: „No dobra, zostajemy w Polsce na trochę”. To nigdy nie był nasz plan na 25 lat.

Świętowaliście już srebrne gody.

Dokładnie tak. Na ślubnym kobiercu stanęliśmy 25 lat temu. Ceremonia była wyjątkowa, ponieważ uroczystość celebrował nie tylko polski ksiądz, ale także szwedzki pastor – jestem luteranką. Oczywiście uczestnictwo w nabożeństwie dwóch kapłanów wiązało się z załatwieniem wielu formalności i zgód. Nie mówiłam jeszcze wtedy po polsku, więc wszystkie te kwestie wziął na siebie mój mąż. Nie musiałam się o nic martwić.

To był pierwszy moment zderzenia dwóch kultur: polskiej i szwedzkiej. Czy widać było różnicę pomiędzy Polakami i Szwedami, jeśli chodzi o sposób bycia i podejście do zabawy?

Wesele odbyło się w skansenie na Kaszubach i miało charakter międzynarodowy, bo przyjechała nie tylko moja rodzina ze Szwecji, ale także znajomi z Londynu, Japonii czy Austrii.

Stoły uginały się od jedzenia, orkiestra przygrywała nam do tańca. Mój wujek do dziś dziękuje mi za dobrą zabawę. Mówi, że to najlepsze wesele, na którym był. Ton zabawie nadawali Polacy, a Szwedzi pięknie się dostosowali i naśladowali ich w każdym ruchu.

Szwedzkie wesela wyglądają inaczej?

Czytaj więcej

Wietnamka w Polsce. Padają mocne słowa: „My cię tu nie chcemy, wracaj do siebie”

Młoda para po ceremonii zawarcia małżeństwa zaprasza na uroczysty obiad, następnie głos zabierają rodzice, świeżo poślubieni małżonkowie oraz drużbowie. A przyjęcie weselne wieńczy wspólny taniec młodej pary.

I zaczyna się codzienne życie. Jak wspomina pani swoje początki w Polsce? Co było dla pani najtrudniejsze?

Zamieszkaliśmy wprawdzie w samym centrum Warszawy, na Hożej, ale w okolicy był chyba tylko jeden spożywczy sklep samoobsługowy, w którym sama mogłam wziąć z półki chleb, mleko czy makaron. W pozostałych sklepach musiałam o wszystko prosić i zmierzyć się z bardzo nieuprzejmymi i niemiłymi paniami sprzedawczyniami. Im bardziej się do nich uśmiechałam, tym bardziej stawały się dla mnie niemiłe. To był dla mnie prawdziwy szok kulturowy.

I jeszcze urzędy. Też mocno dały mi w kość.

Na szczęście znajomi, ludzie w naszym wieku, byli bardzo pomocni, dzięki temu było mi dużo łatwiej.

Katja Sadziak

Katja Sadziak

Foto: Archiwum prywatne

Czy kiedy pojawiały się problemy, nie myślała pani o tym, żeby wrócić do Szwecji?

Najważniejsze było dla mnie to, żeby być tam, gdzie moja druga połówka. Mieliśmy pomysł na wspólną przyszłość. Otworzyłam swoją własną firmę, powoli - dzięki mojej pracy - zaczęłam zmieniać życie wielu osób na lepsze. Mam wielu klientów, którzy do mnie wracają. To jest dowód, jak również nagroda, że to, co robię na co dzień, ma sens i że w moich wnętrzach ludzie dobrze się czują.

Później przeprowadziliśmy się na Stary Żoliborz, gdzie panuje przedwojenny klimat i można znaleźć dużo zieleni. Jeszcze na studiach pisałam pracę o architekturze Warszawy, zwiedzałam na rowerze wiele różnych miejsc w stolicy i wypatrzyłam właśnie tę część Warszawy. Jako Szwedka ze Smalandii w naturalny sposób szukałam spokojniejszych i zielonych miejsc, szczególnie gdy przez wiele lat mieszkałam w dużych miastach, takich jak Paryż czy Londyn. Spokój odnalazłam właśnie w tej dzielnicy. Tutaj wychowałam trójkę swoich synów. Tutaj stworzyliśmy swój mały świat.

Pięknie mówi pani po polsku.

Gdy tylko zamieszkałam w Polsce, wiedziałam, że jeżeli chcę zrozumieć Polaków i ich kulturę, muszę nauczyć się języka, bo bez tego będzie to niemożliwe. Poprosiłam też znajomych, z którymi mogłam się porozumieć po angielsku, żebyśmy komunikowali się ze sobą tylko po polsku. Zapisałam się na intensywny kurs językowy i przez rok poznawałam zawiłości polskiego. Byłam skupiona na tym, żeby jak najszybciej mówić w języku kraju, w którym mieszkam.

Zamieszkała pani nad Wisłą w 1999 roku, tuż po transformacji, a jeszcze przed wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej. Polska była wtedy smutna i szara. Jak pani odbierała nasz kraj pod względem estetycznym?

Zastanawiałam się wtedy, czy to dobre dla mnie miejsce pod względem kariery. Czasem myślę, że przyjechałam do Polski o 10 lat za wcześnie, ale z drugiej strony cieszę się, że byłam częścią tak bardzo dynamicznego rozwoju, jak ten w Polsce. Wprawdzie dość szybko dostałam pracę w zawodzie jako projektantka wnętrz, ale nie było produktów i materiałów, nie było dużo zleceń. Mimo wszystko nie poddawałam się, a sprawianie, żeby wnętrza stawały się ładniejsze, bardziej estetyczne i funkcjonalne – stało się moją misją.

Z koleżanką wpadłyśmy na pomysł, że otworzymy sklep i jako pierwsze wprowadziłyśmy wyselekcjonowany przez nas skandynawski design do Polski. Sprzedawałyśmy meble, lampy i designerskie przedmioty. Byłyśmy podekscytowane tym, jakie zainteresowanie wzbudzał nasz sklep. Dzisiaj te same przedmioty są dostępne w wielu miejscach w całym kraju i cieszą się dużym powodzeniem.

Dla mnie bezcenna zawsze była radość moich klientów na widok bardziej przyjaznego i przyjemnego wnętrza mieszkania, domu czy biura. Estetyka wnętrz, w jakich żyjemy i pracujemy ma ogromny wpływ na nasz nastrój. Cieszę się, że coraz więcej Polaków to dostrzega.

W Polsce wciąż jednak powstaje wiele domów w stylu szlacheckim. Czy przyjmuje pani zlecenie aranżacji takiego wnętrza?

Nie przywiązuję się do konkretnego stylu. Uważam, że każda sytuacja, każdy klient i każda architektura jest punktem wyjścia do stworzenia niepowtarzalnego stylu, który wykluwa się podczas rozmów z klientem.

Mam dużą wiedzę i doświadczenie w realizacji projektów wnętrz. Moja praca polega nad tym, aby zaproponować najlepsze i najbardziej odpowiednie rozwiązania, materiały i przedmioty we wnętrzach danej inwestycji. Każdy projekt jest inny, dlatego moja praca nigdy nie jest powtarzalna, nie nudzę się i nie przestaję się rozwijać. Ostatecznie to klient ma być zadowolony, ale nie ma nic lepszego niż obopólna satysfakcja i na koniec podziękowanie za świetną współpracę.

A jeśli klient ma szable po dziadku i chce umieścić je nad kominkiem? Albo stary kredens po babci?

Czytaj więcej

Syryjka w Polsce: Sześć lat mieszkałam w Białymstoku, to nie jest miasto dla młodych ludzi

O, przepraszam. To są bardzo fajne przedmioty. Staramy się je w takich przypadkach zachować i umieścić we wnętrzu, respektując życzenia klienta, przecież za tymi przedmiotami kryją się wspomnienia i w pewnym sensie również to, kim jesteśmy.

Zostałam wychowana we wnętrzach, w których elementy z przeszłości wpisują się w teraźniejszość i tak urządzałam nasz własny dom. U moich rodziców są meble i przedmioty po moich dziadkach, a nawet ich rodzicach. Dostałam ostatnio w prezencie od mojego wujka piękny stół i krzesła po pradziadkach. Kiedyś stały na ich szklanej werandzie w Szwecji, a teraz stoją u nas na naszej werandzie w nowym domu. Zamówiłam tylko nowe odbicie do krzeseł i dałam im dzięki temu nowe życie.

Szwedzi słyną z dystansu, ale też z upodobania do samotności i niezależności.

Polacy są gościnni. Jeszcze w narzeczeństwie, gdy odwiedzaliśmy rodzinę męża, witano nas serdecznie, czekał na nas suto zastawiony stół i huczne przyjęcie. W Szwecji takie spotkanie wyglądałoby inaczej, ale to nie oznacza, że Szwedzi nie cieszą się z odwiedzin rodziny, tylko mają inne przyzwyczajenia. Trochę potrwa zanim zaproszą kogoś do domu, ale jeśli już to zrobią, będzie oznaczać, że darzą daną osobę szacunkiem i zależy im na pogłębieniu relacji.

A Polacy lubią być w dużym towarzystwie, dosyć szybko zapraszają kogoś do siebie. Czują się świetnie, gdy dużo się dzieje i wszystkiego jest więcej. Więcej ludzi, więcej jedzenia...

W Szwecji żyje 10 milionów mieszkańców, a dla porównania w Polsce – 40 milionów. Jest nas więc cztery razy mniej, w wielkim kraju. Mieszkamy dalej od siebie, przyzwyczailiśmy się więc do rzadszych kontaktów międzyludzkich.

Rok temu kupiliśmy dom na wsi w Szwecji. Mamy tam wielki spokój. Przywitaliśmy się z sąsiadami, a latem planujemy zaprosić wszystkich do siebie na wspólny grill i polskie kiełbaski, żeby lepiej się poznać i rozkręcić towarzystwo.

Może więc mam w sobie coś z Polki, choć w przeciwieństwie do męża nie potrzebuję wokół siebie dużej grupy osób non stop. To on zazwyczaj inicjuje większe imprezy u nas w domu. Zostałam nieco inaczej wychowywana, ale i tak polubiłam tę polską gościnność. Myślę, że w Szwecji przydałoby się jej trochę więcej. Dodam, że mam bardzo dużą rodzinę, wiec kiedy zapraszaliśmy w Szwecji tylko najbliższych, przy stole zasiadało 26 osób. Cieszę się, że mogę teraz zapraszać częściej wszystkich do siebie.

Słyniemy z gościnności, ale też z tego, że strasznie narzekamy.

Polacy dużo więcej mówią. Wyrażają więcej emocji. Szwed dwa razy się zastanowi zanim coś powie. A czy Polacy narzekają? Trochę tak. Pewnie mają przemyślane powody do tego, żeby narzekać.

Pani synowie są bardziej „polscy” czy „szwedzcy”? Czy pani stała się bardziej „polska”? Pod jakimi względami?

Jesteśmy Europejczykami. Tak staraliśmy się wychować naszych synów i tak o sobie myślimy. Dużo podróżowaliśmy, chcieliśmy pokazać naszym dzieciom jak najwięcej świata, przekazać im otwartość na różne kultury i przekonanie, że mogą mieszkać wszędzie i robić, to, co lubią.

Mój najstarszy syn po skończeniu liceum przeprowadził się do Szwecji, bo chciał poznać bliżej kulturę, język, pobyć z rodziną. Gra na kontrabasie, wybrał kierunek muzyczny, jest w Szwecji już trzeci rok, ale nie wie, czy tam zostanie. Myśli o tym, żeby przenieść się do Danii. Nie wiem, gdzie będzie docelowo mieszkał.

Czytaj więcej

Gruzinka w Polsce: Polacy nie doceniają swojej ojczyzny, to naprawdę dobry kraj do życia

Czy my Polacy zmieniliśmy się dzięki temu, że jesteśmy w Unii Europejskiej? Miasta wypiękniały, ale czy mentalnie też się zmieniliśmy?

Kiedy 25 lat temu przeprowadziłam się do Warszawy, nigdy w życiu nie spotkałam tak wielu ambitnych osób, których napędzałaby chęć rozwoju i pragnienie dorównania europejskiemu poziomowi. Stało się to bardzo szybko. Spójrzmy chociażby na moją branżę – projektowanie wnętrz. 25 lat temu brakowało podstawowych produktów, a teraz? Jest ich mnóstwo. W Polsce jest nawet większy wybór niż w Szwecji. To wszystko się dzieje, Polska się rozwija. W niektórych dziedzinach Polska poczyniła ogromny postęp.

Szwecja kojarzy się z silną pozycją kobiet. Jak pani ocenia pod tym względem Polki?

Myślę, że w Polsce jest nadal większa różnica pomiędzy pozycją kobiet a pozycją mężczyzn niż w Szwecji, choć to bardzo szybko się zmienia. W Szwecji jesteśmy wciąż o krok do przodu, jeśli chodzi o równouprawnienie. Wynika to z historii, możliwości ekonomicznych i społecznych. Wychowywałam się w Szwecji i od kiedy pamiętam, moi rodzice zachęcali mnie do działania, do realizowania moich marzeń i celów. Nie czułam się nigdy ograniczona w żaden sposób ani przez nich, ani przez społeczeństwo. Teraz jest tak samo. Zawsze mam też wsparcie mojego męża Polaka.

Spotykam się w Polsce na co dzień z bardzo silnymi kobietami, które mają możliwości, wiedzę i odwagę do działania. Ale miałam do czynienia też z takimi – chociaż zdecydowanie rzadziej – które niepotrzebnie chowały się w cieniu swoich mężów. Dzisiaj widzę nie tylko dużo młodych kobiet, ale i kobiet w moim wieku, które wiedzą dokładnie czego chcą, zmieniają zawód, realizują plany życiowe i odnoszą sukcesy bez utraty kobiecości. W mojej rodzinie kobiety zawsze były silne – a moja babcia i mama stanowiły dla mnie zawsze największą inspirację. Teraz mogę powiedzieć, że inspiracją może być zarówno koleżanka Polka, jak i Szwedka.

Urodziła się pani w Szwecji, studiowała w Anglii, a jednak w Polsce osiedliła na stałe.

Studiowałam architekturę wnętrz na Uniwersytecie Kingston w Londynie i tam poznałam Adama, mojego przyszłego męża. Po studiach zdecydowaliśmy, że zamieszkamy w Polsce. Byliśmy wtedy młodzi i nie analizowaliśmy, czy to decyzja na chwilę czy na całe życie. Mój mąż dostał dobrą pracę w swoim rodzinnym kraju, a ja w Londynie. Nie wyobrażaliśmy sobie wtedy mieszkania w dwóch krajach. Wciąż szukałam przygód, więc w końcu powiedziałam: „No dobra, zostajemy w Polsce na trochę”. To nigdy nie był nasz plan na 25 lat.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Wywiad
Weronika Rosati z Los Angeles o pożarach: Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło
Wywiad
Psycholog sportu: Porażka nie definiuje człowieka, tylko jest częścią procesu
Wywiad
Magdalena Boczarska: Najlepsze rzeczy dzieją się, gdy przestajemy wszystko kontrolować
Wywiad
Orina Krajewska o Małgorzacie Braunek: Wiele dowiedziałam się o mamie z książki
CUDZOZIEMKA W RP
Wietnamka w Polsce. Padają mocne słowa: „My cię tu nie chcemy, wracaj do siebie”