Historia z pociągu Warszawa-Lublin. Tak PKP zakrzywia rzeczywistość swoich podróżnych

W ubiegłym tygodniu po raz kolejny doświadczyłam niezwykłej siły języka. I to w okolicznościach nieoczywistych. Bo cóż zaskakującego może spotkać mediolingwistkę, spokojnie wracającą z pewnego Kongresu pociągiem relacji Warszawa-Lublin. Nic. Z dwóch powodów.

Publikacja: 05.12.2023 14:15

Podróż koleją w Polsce to zwykle okazja do ciekawych obserwacji.

Podróż koleją w Polsce to zwykle okazja do ciekawych obserwacji.

Foto: Adobe Stock

Pierwszy z nich - tchnący duchem czasów, dla jednych nie nazbyt radosny, dla innych zaś bardzo – to przeniesienie przymusu bycia w kontakcie do internetu. Już nikt z siedzących obok nie zauważy triumfalnie, że trawa za oknem jest taka zielona (tak szybko robi się ciemno, że nie widać, czy trawa jest jeszcze zielona) i że on też bardzo lubi literaturę francuską (turecką) i sok pomarańczowy (jabłkowy). Nikomu już nie przypomni się, że gdy był w moim wieku, to…, a gdyby w nim był teraz, to jednak inaczej… A ja nie ośmielę się podziwiać dżinsów z dziurami dziewczyny z naprzeciwka, bo a nuż…, a widelec. Czasy krótkotrwałych komunikacyjnych konfidencji dających szansę na wymianę poglądów, odkrycie podobieństw i różnic, w tym tych językowych, przeszły do historii. Można powiedzieć przeszły do historii kolei, przynajmniej polskiej. A przecież żyje jeszcze pokolenie pamiętające jak naród polski się bratał, nie tylko jedząc kanapki (z jajkiem, oczywiście). A dziś nawet nieprzypadkowi współtowarzysze podróży porozumiewają się coraz dyskretniej i ciszej, i coraz bardziej neutralnie, i nieprzeszkadzająco. W trosce o nasz wspólny komfort. Abyśmy wszyscy mogli się czuć dobrze. 

Komunikacja w czystej postaci

I tu pojawia się drugi powód. Z komunikacyjnego odcięcia mogłaby wyrwać podróżnych jedynie wspólnota niespodziewanego szczęścia lub nieszczęścia. Coś, co najlepiej przegadać z tymi, którzy tu i teraz doświadczają tego czegoś z nami. Ale o takie coś trudno podczas podróży polskimi pociągami. Przyzwyczailiśmy się już bowiem do papieru i wody w toaletach, a także do uprzejmych konduktorów. Jest miło, ale nie na tyle, aby o tym mówić. Gdyby na złotej tacy wjechała pieczona gęś (złocista zupka dyniowa – do wyboru dla podróżnych o potrzebach kulinarnie nienormatywnych) – tak, byłoby inaczej, ale byłby to ekstremalnie drogi PR.

Czegóż się można dowiedzieć o komunikacji międzyludzkiej, gdy ta staje się tak transparentna i dobrze działająca jak komunikacja w czystej postaci – czyli transport publiczny wysokiej jakości - nowe oblicze polskich kolei. I tu powiem – można. Tylko trzeba wsiąść do odpowiedniego pociągu.

Czytaj więcej

Młodzieżowe Słowo Roku 2023. Językoznawczyni o potencjalnym zwycięzcy

Wsiadłszy na stacji Warszawa Wschodnia do pociągu relacji Warszawa-Kijów, a dla mnie Warszawa-Lublin, bo z zamiarem dotarcia do Lublina, nie wiem jeszcze, że już niedługo uderzy mnie z wielką mocą moc języka. Nie, nie doświadczam nawrotu komunikacyjnych zwyczajów pokolenia stanu wojennego jeżdżącego w góry, nad morze i na Mazury na jednej nodze, w toalecie, szukającego azylu w Warsie. Nikt nie zaczyna mówić, że tak szybko robi się ciemno, że nie widać, czy trawa jest jeszcze zielona i że on też bardzo lubi literaturę francuską i sok pomarańczowy. Bynajmniej. Pojawia się dejavu innej treści. Ja – podawana mamie przez tatę przez okno wprost do przedziału, ja jedząca kanapkę tuż pod drzwiami toalety, ja-sardynka z połową trzydziestoosobowej klasy sardynek w ośmioosobowym przedziale. I zaraz myśl. Nie jest tak źle. To chyba jednak przewrażliwienie, bo wszyscy wokół wydają się jednak znosić swój stan z godnością. A w każdym razie w milczeniu. Nie jest źle. Siedzę. W przedziale otwartym. Gorzej mają ci, którzy wiszą nade mną i nad innymi. Wytrzymuję niezbyt długo – z lęku o przyszły tydzień, a właściwie o udział w organizowanym przeze mnie seminarium (też w Warszawie). Pani Ukrainka siedząca tuż obok kaszle. Spektakularnie, sucho. Chora, z widoczną gorączką sobotniego listopadowego popołudnia, w pociągu międzynarodowym KIEV. A ja przecież nie mogę się rozchorować, muszę wyruszyć już za sześć dni na to moje seminarium. Więc ruszam. W pociąg jak w Polskę. Na wschód, z nurtem pociągu. A z megafonu słyszę „w trosce o bezpieczeństwo i komfort podróżnych…”. I inni też słyszą, tylko dlaczego tylko mnie to irytuje, gdy idę pod prąd, mijając nieszczęśników bez numerowanych miejsc, w zimnych przedsionkach, pod drzwiami toalety, w przedziale na rowery, siedzących na podłodze. „Przepraszam, bardzo przepraszam”. Po co ja idę. Czuję się trochę jak Herkules. I rośnie we mnie ten Herkules i ta irytacja. A wokół… cisza. Komunikacyjna zapaść w zatłoczonym pociągu. I szybko przestaję być na drodze po miejsce, którego nie ma, a które nawet gdyby było, byłoby dla mnie nieosiągalne, bo przecież trzeba by było jeszcze wrócić po walizkę i z walizką… Jestem na drodze do wiedzy, że to wszystko „w trosce o bezpieczeństwo i komfort podróżnych”, bo „przecież to pociąg do Kijowa”, więc „trzeba wszystkich zabrać”, „to nasz humanitarny obowiązek”. I wiedzy o mnie samej – „mogłam nie jechać, jak widziałam, że jest tyle osób, … jak się boję zachorować, jak mi się nie podoba…”. A najlepiej, abym się nie awanturowała pytaniami o dodatkowe wagony, stojąc na korytarzu… chociaż… przecież to szybki język mówiony, może niewiele osób zrozumie. To moja refleksja po propozycji konduktora nr 1, abym swoje uwagi przedstawiła mu w przedziale służbowym. I rzeczywiście – myślę - trzeba zabrać, trzeba pomagać, jestem przewrażliwiona. Wracam. To w końcu w trosce o szeroko rozumiane bezpieczeństwo i trochę węziej rozumiany komfort chodzi. I usypiana tym komunikatem, staram się nie pamiętać, rozpaczliwego „zgłaszajcie, jak nie będziecie zgłaszać, nic się nie zmieni” konduktora nr 2, którego straszę złożeniem skargi. Wracam utulona „w trosce o bezpieczeństwo i komfort podróżnych”, czyli w trosce o mnie. I wierzę w tę troskę, i zapominam, o co mi chodziło. Syreny, skąd tu Syreny?

Czytaj więcej

Najpopularniejsze słowa 2023 w Niemczech, Szwajcarii i Austrii. Ciekawsze niż w Polsce?

Słowa w kontraście do rzeczywistości

Na miejscu nie ma już kaszlącej współpasażerki. Została wyeksmitowana przez szczęśliwą właścicielkę numerowanego biletu, która przedarła się na swoje miejsce już po wyjściu przeze mnie na wyprawę po..., zapomniałam po co... Zostawiła po sobie chmarę mikrobów oraz trudne do oddzielenia uczucia ulgi i wyrzutów sumienia, że gdzieś tam biedna stoi, wisi, siedzi na podłodze. I cóż, myślę. Kobieto! O co ci chodzi. Wszystko jest w porządku. Jedziemy. Cóż, że w co najmniej dwa razy liczniejszym towarzystwie... Nic. Trzeba pomóc. Jesteś przewrażliwiona. I wtedy na ekranie wiszącym w prawym górnym rogu mojego przedziału, wśród wielu wartościowych komunikatów o zachowaniu się w podróży (które choć anonimowe wpisują się w zacny nurt wyznaczony piórem Słoty), przekazów świadczących o dbałości o podróżnych i możliwości PKP Intercity, czytam: „OFERUJEMY POCIĄG NA ZAMÓWIENIE, WAGON NA ZAMÓWIENIE, DOŁĄCZENIE DODATKOWYCH WAGONÓW DO POCIĄGÓW ROZKŁADOWYCH”. Czytam oczywiście czcionkę podstawową, ale magicznie zamienia mi się ona w mózgu w wersaliki. Z wykrzyknikami. I ta mała przekora, wiara w język odzywa się we mnie po raz kolejny. Można?! A skoro można, to dlaczego nie można. To w co mam wierzyć - w magię „w trosce…” czy w magię „oferujemy…”. Nagle wszystko staje się jasne. Specjaliści od PR zapomnieli dodać, że gdy słowa są w wyraźnym kontraście do rzeczywistości, trudno zachować wiarę w nie. I skoro tylko ja protestowałam, podążając z nurtem jadącego na wschód pociągu, a pod prąd strumienia znużonych nadprogramowych podróżnych, to może „troska o bezpieczeństwo i komfort” jest bezdyskusyjna, i to komunikat „oferujemy…” jest nieaktualny. PKP nie ma wagonów, które mogłoby dołączyć. Niezbyt dobrze, ale byłoby jeszcze gorzej, gdybyśmy przyjęli, że jest odwrotnie – wagony ma, ale bezpieczeństwo i komfort podróżnych jadących na biedną Ukrainę, a po drodze na tereny Polski B czy C – nie są dla PKP ważne. Na szczęście tak nie myślę, nie czuję, bo „troska o bezpieczeństwo i komfort” oplata moje uszy złotymi Syrenimi włosami, a na ekranie pojawia się spajający przekaz „Życzymy przyjemnej podróży! We wish you a pleasant journey”. Jesteśmy bowiem w pociągu międzynarodowym!

PS. Mikroby ukraińskiej współpasażerki mają się dobrze. Także one, apsik! uzyskały status międzynarodowy.

Pierwszy z nich - tchnący duchem czasów, dla jednych nie nazbyt radosny, dla innych zaś bardzo – to przeniesienie przymusu bycia w kontakcie do internetu. Już nikt z siedzących obok nie zauważy triumfalnie, że trawa za oknem jest taka zielona (tak szybko robi się ciemno, że nie widać, czy trawa jest jeszcze zielona) i że on też bardzo lubi literaturę francuską (turecką) i sok pomarańczowy (jabłkowy). Nikomu już nie przypomni się, że gdy był w moim wieku, to…, a gdyby w nim był teraz, to jednak inaczej… A ja nie ośmielę się podziwiać dżinsów z dziurami dziewczyny z naprzeciwka, bo a nuż…, a widelec. Czasy krótkotrwałych komunikacyjnych konfidencji dających szansę na wymianę poglądów, odkrycie podobieństw i różnic, w tym tych językowych, przeszły do historii. Można powiedzieć przeszły do historii kolei, przynajmniej polskiej. A przecież żyje jeszcze pokolenie pamiętające jak naród polski się bratał, nie tylko jedząc kanapki (z jajkiem, oczywiście). A dziś nawet nieprzypadkowi współtowarzysze podróży porozumiewają się coraz dyskretniej i ciszej, i coraz bardziej neutralnie, i nieprzeszkadzająco. W trosce o nasz wspólny komfort. Abyśmy wszyscy mogli się czuć dobrze. 

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie
Agnieszka Bieńczyk-Missala: Zmiana świata na lepsze jest możliwa
Opinie
Anna Zejdler: Szata nie zdobi człowieka, ale wiele o nim mówi
Opinie
Marta Jarosz: Lokale wolne od dzieci to najlepsze, co można zrobić
Opinie
Mec. Joanna Parafianowicz: Męża w aplikacji randkowej spotkać można. Najczęściej jednak - cudzego
Opinie
Przemoc nie ma płci. Joanna Parafianowicz o żartach ze znęcania się nad mężczyznami