Poza tym praca daje mnóstwo innych profitów – niematerialnych, bo otwiera otwarte głowy, ale niestety zamyka te zamknięte. Jeżeli ktoś z natury jest zainteresowany światem i ciekawy różnych kultur, to zajęcie pomaga mu je zrozumieć. Gdy ktoś przychodzi zamknięty - ta profesja potwierdza tylko jego uprzedzenia.
Czy pani mama jest dumna, że jej córka jest stewardesą? Jak wyglądają teraz wasze relacje?
Oddaliłyśmy się od siebie. Myślę, że wielu Polaków ma trudne relacje z rodzicami, ale u nas te trudności wynikają właśnie z różnic kulturowych. Moja mama oczekuje, że będę uległa, usłużna i podporządkowana, tak jak inne Wietnamki. A to nie ma szans się ziścić, bo myślę po polsku i z moim partnerem tworzymy partnerski związek. Każdy z nas pracuje, wykonuje obowiązki domowe i jest tak samo zaangażowany w wychowanie dziecka, a moja mama uważa, że to ja powinnam robić więcej. Dochodzi więc do kuriozalnych sytuacji. Najpierw nakłada obiad mojemu partnerowi, albo pyta go, co ma ochotę zjeść. Podsuwa mu krzesełko, żeby usiadł. Mnie nie zapyta, nie poda, nie pomoże. A przecież to ja przed chwilą urodziłam dziecko i to mną należałoby się się zaopiekować. No, ale on jest mężczyzną.
Mam wrażenie, że mojemu ojcu i mojej matce umknęło to, że zostałam wychowana w Polsce. To tak jakby słoń siedział w salonie. Każdy go widzi, ale nikt nie zauważa.
Polka w Chile: Przy łóżku zawsze warto trzymać buty i latarkę
Chilijczycy po prostu kochają Chile. Pomimo trzęsień ziemi i innych kataklizmów, rzadko wyobrażają sobie, żeby mogli mieszkać gdzie indziej. Są latynoskimi introwertykami, mają w sobie dawkę melancholii – mówi Monika Trętowska, autorka książki „Chile. Dalej być nie może”.
Jakie jeszcze różnice kulturowe sprawiają pani kłopot w codziennym życiu?
W głowie, w myślach, w sercu – jestem Polką, a na zewnątrz…nie da się tego ukryć – Azjatką. Ludzie ciągle mi o tym przypominają. Oczywiście mówią: „Jesteś nasza”, ale w codziennych sytuacjach, w szkole, na studiach, w towarzystwie zdarza się, że chcą mi zrobić przykrość. Oni nie mogą mnie obrazić, mówiąc, że jestem Azjatką, a próbują. Padają mocne słowa: „My cię tu nie chcemy. Wracaj do siebie”. Wtedy odpowiadam: „Ale ja jestem u siebie”.
Idę do urzędu, zgłosić meldunek i już widzę niezadowoloną panią. „Czego ta dziewczynka ode mnie chce”. Umawiam się telefonicznie na wizytę do lekarza albo na spotkanie do przedszkola i na miejscu pracownicy tych placówek przeżywają szok, nie chcą mnie wpuścić, nie wierzą, że rozmawiali właśnie ze mną. Spodziewali się, że przyjdzie Polka, a tu zjawiła się Azjatka, która płynnie mówi po polsku. Zawsze więc zanim przejdziemy do rzeczy - musi być starcie kogutów.
Moja mama niedawno miała operację kolana. Cała procedura i przebicie się do lekarzy, do szpitala, a potem jeszcze przekonanie personelu medycznego, że muszę być przy operacji - wymagała ode mnie bardzo dużo energii. Moja mama nie mówi po polsku, byłam więc potrzebna przy znieczuleniu. I wtedy znowu pada pytanie: „Co ta dziewczynka tu robi?”.
Takie sytuacje przypominają mi, że nigdy nie zostanę zaakceptowana w Polsce. W Wietnamie zresztą też nie jestem akceptowana, dlatego że swoją postawą, stylem ubierania się, gestykulacją czy po prostu swoim pewnym głosem – nie pasuję do wietnamskiego wyobrażenia o kobiecie, która powinna być pokorna, usłużna i grzeczna.
Pani córeczka ma tradycyjne polskie imię.
Miała być Różą, bo jest odpowiednik tego imienia w polskim i wietnamskim. W końcu jednak została Stefanią. W środowisku lotniczym na stewardesę w skrócie mówi się „stewka”. Kiedyś wymyśliłam sobie, że jak będę miała córkę, to nazwę ją Stefka, bo ja jestem „stewka” przez „w”, a ona przez „f”. I moja koleżanka mi o tym przypomniała. Wszystkim się spodobało, bo Stefania to dostojne, eleganckie imię dla dojrzałej, dorosłej kobiety, ale może też być dla delikatnej Stefci czy dziarskiej Stefy i daje dużo możliwości, jeżeli chodzi o różne zdrobnienia.
Kala Nguyen
Foto: Archiwum prywatne
Świetne imię.
Też tak myślę. Niemniej jeśli się jej znudzi, to będzie mogła je zmienić, tak jak ja.
Wcześniej miałam wietnamskie imię, bardzo trudne do wymówienia przez Polaków. W wietnamskim są dźwięki nieme i samogłoski, które nie istnieją w języku polskim. Kiedy więc Polacy wypowiadali moje imię, to zawsze robili to źle i w rezultacie wypowiadali słowo o brzydkim znaczeniu i wtedy zawsze było mi przykro. Moja mama, która była wówczas zafascynowana językiem rosyjskim, powiedziała mi, żebym się przedstawiała Kalina.
Myślałam sobie. „No nie. Z deszczu pod rynnę. Będą na mnie mówić albo Alina, albo Halina, a to były wtedy imiona niemodne. Nie chciałam być jakąś Kaliną, bo to imię było bardzo niepopularne, wręcz niespotykane. Ale ostatecznie się zgodziłam i świadectwo odbierałam z takim imieniem.
W szkole byłam bardzo nieśmiała, byłam jedyną Wietnamką, więc się odróżniałam się, a do tego jeszcze świetnie się uczyłam. Liceum kończyłam ze średnią 5,5. Nie lubi się osób, które mają dobre wyniki.
Na studiach zaczęłam być bardziej odważna, nabrałam pewności siebie. I coraz częściej słyszałam, że imię Kalina do mnie nie pasuje, bo jest zbyt eteryczne i właściwie od studiów jestem Kalą.
W 2019 roku zmieniłam imię już oficjalnie. W dowodzie i paszporcie. Wszędzie. Złożyłam wniosek, uzasadnienie, przedstawiłam oświadczenia świadków i odpowiednią argumentację. Według polskiego prawa imię można zmienić tylko raz w życiu. Miałam solidne ku temu podstawy. Pomogły też zeznania świadków. Udało się. To jest nowa jakość życia i nawet większe wydarzenie niż zmiana nazwiska po ślubie, bo przecież można je wiele razy zmieniać, a imienia - nie. Bardzo się się z nim utożsamiam.
Jak chciałaby pani wychowywać swoją córkę? Jakie tradycje wietnamskie chciałaby pani jej przekazać?
Chciałabym nauczyć ją języka i szacunku do innego człowieka, niewynikającego z pozycji czy wieku, jak się tego oczekuje w Wietnamie. Jestem w rodzinie trochę czarną owcą, która pokazuje różne absurdy. Nie mam wpływu na to, kiedy się urodziłam i kiedy urodził się mój ojciec czy dziadek, ale oni mają wpływ na to, jak zwracają się do innych osób. Na tym polega szacunek i tego chciałabym nauczyć moją córkę.