Wyspy Zielonego Przylądka to dość nieoczywiste miejsce do życia. Czy to już twój dom?
Lubię Polskę. Nie szukałam drugiego domu. Na Wyspy Zielonego Przylądka przyjechałam w 2011 roku na półroczny projekt wolontariacki. Zawsze, gdy wydawało mi, że skończyłam projekt i pora wracać, pojawiały się na horyzoncie inne przedsięwzięcia, które opóźniały mój wyjazd lub skutecznie go uniemożliwiały. Sądziłam, że Wyspy Zielonego Przylądka to będzie kolejna krótkoterminowa przygoda, a zostałam na ponad 14 lat. Polska zawsze będzie moim domem. Moim numerem 1, bo tam są moje korzenie, rodzice i przyjaciele z czasów dzieciństwa i młodości, a Cabo Verde to mój dom współdzielony z Polską, bo każde miejsce ma swoje plusy i minusy, a tęsknota nie zna pojęcia narodowości.
Mieszkasz na Santiago. Czy na wyspie pobrzmiewają echa trudnej historii?
Rzeczywiście Cabo Verde było niegdyś jednym z centrów światowego handlu afrykańskimi niewolnikami.
Oczywiście po tej trudnej, krwawej przeszłości pozostały świadectwa materialne. W Cidade Velha, w pierwszym, według oficjalnych źródeł, zamieszkanym przez człowieka miejscu na archipelagu, na głównym placu został zachowany pręgierz, a dziś obok niego ulokowały się sklepiki z pamiątkami. O handlu niewolnikami mówi się najczęściej w kontekście opowiadania historii, wtedy, gdy Cabo Verde odwiedzają podróżnicy. Nie jest to jednak temat popularny w mediach czy projektach kulturalnych.
Emilia Wojciechowska
Czy Wyspy Zielonego Przylądka to jeszcze Afryka czy już nie?
Gdybyśmy zapytali mieszkańców wysp (Kabowerdeńczyków), czy uważają się za Afrykańczyków, nie otrzymalibyśmy jednoznacznej odpowiedzi. Najczęściej usłyszelibyśmy zapewnienie, że „to skomplikowane”. W wielu z nich silne jest bowiem przekonanie, że nie są Afrykańczykami, tylko po prostu Kabowerdeńczykami.