Dziennikarka, współpracująca m.in. z Die Zeit, Die Welt und Der Feinschmecker, przyznaje, że już w wieku 19 lat dopytywała szkolnego psychologa, czy w jej zachowaniu wszystko jest w porządku, skoro każdego dnia spożywała co najmniej dwie lampki wina. I choć sama świadomość, że może to być niebezpieczne, już stanowi jeden z pierwszych sygnałów alarmowych o uzależnieniu, to jednak wyjście na prostą zajęło autorce ponad 10 lat, mimo iż doskonale zdawała sobie sprawę, że alkohol rujnuje jej zdrowie.
W kobiecym piciu Biringer dostrzega pewien paradoks: w sidła uzależnienia popadają bowiem kobiety aktywne zawodowo, odnoszące spore sukcesy w profesjonalnym życiu, znajdujące w swoim pięciodniowym tygodniu pracy czas na własne pasje, sporty i rozwój osobisty, jednocześnie dbające o nienaganny wygląd i zdrową dietę. I to właśnie one niejednokrotnie przyznają, że ich ulubionym momentem dnia jest ten, w którym, uwolnione od nadmiaru zajęć, mogą zrelaksować się wieczorem przy lampce wina czy szklance Whiskey. Spożywanie alkoholu jest tym samym traktowane jako wyczekiwana i zasłużona chwila dla siebie, Me-time, jak określa to autorka.
Złoto dla kobiet
Biringer powołuje się na przykład wysokoprocentowego trunku sprzedawanego w latach 50.: Frauengold (Złoto dla kobiet – przyp. red.), który był wówczas traktowany jako pewnego rodzaju lekarstwo dla kobiet zajmujących się na co dzień dbaniem o dom. Masz kłopoty w domu? Dzieci i mąż irytują cię, a góra prania tylko rośnie? Pozwól sobie na odrobinę czegoś mocniejszego – sugerowały kampanie reklamowe owego trunku w przeszłości.
Alkohol działa uspokajająco i, jak określa to autorka książki, „opakowuje cię w ciepłą watę”. Jest łatwo dostępny i sięgają po niego nawet matki spędzające z dziećmi czas na placu zabaw. Panuje też pewnego rodzaju społeczne oczekiwanie: jeśli nie pijesz, to być może psujesz nam zabawę.