"Przedmioty nie mogą być kreatywne". Ekspert o tajnikach bycia twórczym

Inżynier Mamoń to taka postawa życiowa, która polega na tym, że lubimy tylko rzeczy, które już dobrze znamy. Jest nawet nazwa naukowa na określenie tej postawy - neofobia - lęk przez nowością” – mówi profesor Krzysztof Szmidt.

Publikacja: 24.10.2023 13:34

Słowo "kreatywny" jest nadużywane w niewłaściwych kontekstach.

Słowo "kreatywny" jest nadużywane w niewłaściwych kontekstach.

Foto: Adobe Stock

Można mieć różne definicje kreatywności. Co oznacza to słowo dla kogoś takiego jak pan, kto zajmuje się tym zagadnieniem od wielu lat?

Prof. dr hab. Krzysztof Szmidt: Odpowiedź może być i prosta, i skomplikowana, ale chyba najogólniej można rozumieć kreatywność jako stałą tendencję, postawę życiową, która polega na generowaniu wartościowych i cennych pomysłów. Istotą kreatywności jest dla mnie twórcza pomysłowość, wobec tego człowiek kreatywny i człowiek twórczy to ktoś, kto stale wymyśla wartościowe pod jakimś względem idee. Rdzeniem tego zjawiska jest generowanie nowych pomysłów.

W książce "Kreatywność na 33 sposoby" opisuje pan, jak bezsensownie nadużywamy przymiotnika "kreatywny". Kreatywne są gry, obrazki, układanki… Łatwiej jest je wtedy sprzedać?

Specjaliści od marketingu myślą, że to będzie bardziej zauważalne, bo kreatywność traktowana jest jako synonim czegoś nowoczesnego, postępowego, czegoś na czasie, trendy. Bycie kreatywnym to jedno, ale kreatywne zabawki, artykuły czy - widziałem nawet taki napis – fryzury? Z punktu widzenia językowego, logicznego i filozoficznego nazwa "kreatywne nożyczki" jest kompletną głupotą, bo kreatywne są używające ich dzieci czy dorosły człowiek posługujący się tymi nożyczkami, a nie samo narzędzie. Od wielu lat walczę z uporem na polu naukowym i popularnonaukowym, żeby zarezerwować to pojęcie, które pochodzi od Boga, a więc Kreatora, dla człowieka, nie dla wyrobów. Inaczej to pojęcie rozszerzy się, tracąc sens. Zasięgałem kiedyś porady językoznawców, którzy utwierdzili mnie w przekonaniu, że nazywanie kreatywnymi pewnych cechy wytworu albo zakładu pracy, jest nadużyciem i jest nielogiczne również z punktu widzenia językowego. Ale język jest żywny i nie uchronimy tego wyrazu przed rozszerzonym zastosowaniem. Zdaję sobie z tego sprawę. Możemy jednak piętnować takie użycie i ośmieszać kreatywne fryzury czy kreatywne patyczki.

Jesteśmy chyba jedynym europejskim narodem, który wymyślił pojęcie "kreatywnej księgowości". Zostało ugruntowane na określenie czegoś, co jest owszem, pomysłową, ale przestępczością księgową. To jest złodziejstwo, które zostało zastosowane w nieszablonowy sposób. Mówienie o "kreatywnej księgowości" jest pewnym urąganiem tej nazwie i ludziom naprawdę kreatywnym. Widzę jednak, że to pojęcie od czasu do czasu się pojawia - jest pomysłowe, ale nie czyni dobra. Wraz z Polskim Stowarzyszeniem Kreatywności wystosowaliśmy list, żeby zaprotestować przeciwko przyjęciu określenia "kreatywna księgowość", bo to jest złodziejska księgowość, nie kreatywna.

Słowo "kreatywny" może być nadużywane również w obszarze przestępczości?

Jest taki światowy trend, głównie amerykański, żeby kreatywnością obejmować działalność przestępców, a nawet terrorystów. W pewnym artykule anglojęzycznym zadałem więc zwolennikom tej torii pytanie, czy Adolf Eichmann, pomysłodawca ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, był kreatywny. W tym miejscu głosy milkną, bo gdybyśmy to rozszerzyli na tego typu działalność, to doktor Josef Mengele, zwany Aniołem Śmierci, wymyślający różne sposoby uśmiercania oraz wielu innych zbrodniarzy, również terroryści islamscy, którzy zastosowali nieznane sposoby ataków, będą uznawani za twórców.

Ciągle powtarzam, że kreatywność, twórczość i twórcza pomysłowość wywodzą się z tych pozytywnych pojęć humanistyki, którym w czasach postmodernistycznych udało się zachować dawną treść. A polska tradycja mówi, że twórczy i kreatywny to ten, który czyni dobro. W języku angielskim jest trochę inaczej, bo „creative” oznacza pomysłowy, twórczy i innowacyjny. My mamy tych pojęć trochę więcej, więc tu, dziwna sprawa, mamy sytuację językową lepszą niż Anglicy, co rzadko się zdarza. Mamy pojęcie "twórca" i "stwórca", oni nie mają. Nikt nie powie, że ktoś jest stwórcą wiersza czy kompozycji. Gdy piszą "creator" to trzeba się domyślać z kontekstu, co oznacza to słowo. W psychologii amerykańskiej pisze się o ciemnej stronie kreatywności albo mówi się o twórczości złowrogiej. Nazwa obejmuje więc pomysłowych terrorystów czy złodziei. Wczoraj zetknąłem się z informacją o człowieku, złodzieju, który stał wiele godzin na wystawie w centrum handlowym, udając manekina. Po zamknięciu galerii i sklepu przystąpił do kradzieży. Udawanie manekina, na co nikt nie zwrócił uwagi, jest nieszablonowym sposobem kradzieży, ale czy nazwiemy go twórczym? Czy nazwiemy tego człowieka twórcą? To jest dylemat, który zajmuje głowy filozofów, również polskich: twórczość a wartości, twórczość a dobro, twórczość a przestępstwo. Boję się, bo ewolucja tego pojęcia na Zachodzie jest taka, że obejmuje się tym mianem coraz częściej pomysłową działalność przestępców, którzy nie ustają w wymyślaniu nowych sposobów szkodzenia innym. Dla mnie nie jest to twórczość, lecz pomysłowość i myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby gdybyśmy odróżniali twórczą pomysłowość - i to jest kreatywność, od pomysłowości, która jest tylko wymyślaniem nowych rzeczy, niekoniecznie czyniących dobro. A zatem zarezerwujmy pojęcie twórczości dla tworzenia dobra, a pomysłowości dla generowania, wymyślania, wszelkich, nawet złych, rozwiązań.

Wiem, że Alfred Nobel czy Niels Bohr, twórca atomu, nie do końca byli w stanie przewidzieć, co z ich wynalazku zrobimy - użyjemy go dla dobra człowieka, czy raczej nie. Zawsze powtarzam, że nożem możemy ukroić chleb dla dziecka i nożem możemy zabić staruszkę. Ważne są intencję: po co tworzymy? Intencja terrorystów jest zła, dlatego sprzeciwiam się, by nazywać ich działalność kreatywnością.

A Oppenheimer?

Z tym człowiekiem jest prawdziwy dylemat z – wybitnym uczonym, który chyba nie przypuszczał, przynajmniej na początku, że będzie współtwórcą zła. Niestety, z wieloma wybitnymi dokonaniami, zwłaszcza w nauce i technologii, jest tak, że mogą się obrócić przeciwko człowiekowi. Praca Oppenheimera jest tu dobrym przykładem.

Napisał pan, że kreatywność jest nazwą postawy człowieka, czy zatem można się jej nauczyć?

Tak, oczywiście. W postawie tej ważne są trzy czynniki: poznawczy, motywacyjny i behawioralny. Poznawczy oznacza myślenie twórcze - wymyślam nowe pomysły dzięki różnym procesom poznawczym. Motywacyjny - chcę i mam motywację do bycia twórczym. Ten czynnik jest bardzo dzisiaj ważny, ponieważ okazuje się, że wiele osób zdolnych do myślenia twórczego, mających rozwinięty czynnik pierwszy, niekoniecznie chce być twórczymi. Widzę to u młodych ludzi, swoich studentów, nauczycieli. Dzisiaj, żeby być twórczym, trzeba po prostu chcieć. To też jest kwestią podejmowania decyzji – czy coś zrobimy w sposób szablonowy, czy raczej w sposób nowy i oryginalny, co jest istotą kreatywności. Trzeci czynnik – behawioralny - dotyczy działania. Nie wystarczy gadać. Trzeba coś, co się wymyśli, wcielić w życie, tę innowację, ten pomysł zastosować. Nie lubię uogólniać, ale wydaje mi się, że my jako naród mamy często braki w tym trzecim czynniku, że traktowany jest przez naszych rodaków po macoszemu. Wymyślamy bardzo ciekawe rzeczy, ale nie wcielamy ich w życie.

Czytaj więcej

Dlaczego na nic nie mam siły? Z tych ustaleń naukowców warto skorzystać

Pełna postawa twórcza polega na tym, że myślimy twórczo, jesteśmy zmotywowani do twórczych działań, ale też wdrażamy te innowacje. Wszystkie te czynniki są ważne i da się je wyuczyć. W toku najwcześniejszej edukacji można wiele zdziałać, zdolność do twórczego myślenia i działania da się pobudzić już u małych dzieci. Nieco trudniej wpłynąć na motywację protwórczą.

Mam poczucie, że w szkołach państwowych edukacja twórcza kuleje. Gry na instrumentach praktycznie nie ma, a rodzice wolą dziecko posłać na dodatkowy angielski niż zajęcia plastyczne. Tymczasem szkoły alternatywne stawiają na zajęcia manualne, wiedzą, że to podstawa.

Jestem współautorem wielu programów nauczania twórczości, od pierwszej klasy szkoły podstawowej po koniec liceum. Zacytuję współtwórcę psychoterapii Gestalt, Josepha Zinkera, który powiedział, że twórczość zaczyna się od ruchu. Zgadzam się z nim. Ważne jest wyjście poza getto klasowe. Dzisiaj dzieci, zwłaszcza w dużych miastach, bardzo rzadko wychodzą: do pracowni, parku, instytucji kultury, gdzie mogą nie tylko podpatrzeć, jak twórcy pracują, ale zrobić coś z nimi. Tymczasem dzieci siedzą w ławkach i mają z czymś kontakt zapośredniczony: oglądają, co ktoś narysował czy namalował. Mówimy, że polskie dzieci są wychowywane na krytyków literackich, bo analizują sonety, ale nie piszą sonetów. Mnie też tak uczono. Bardzo często byliśmy przysposabiani, żeby analizować poezję, czy inne formy literackie, albo analizować obraz wybitnego twórcy. Pytam nauczycieli, czy uczycie pisania limeryków, pisania haiku. Uczycie jak zbudowany jest sonet, czy dzieci mają go napisać? Analizujecie Mickiewicza? Bo czym innym jest czysto intelektualna analiza, a czym innym działanie. To, o czym pani wspomniała, dotyczy najważniejszych współczesnych odkryć neuronauki, która mówi, że najlepiej uczymy się, kiedy manipulujemy rękami, ale też w kontaktach społecznych, w grupie, w zespole. Działamy, rozmawiamy, negocjujemy. To jest najważniejsza istota i coś, co jest sednem nauczania pedagogiki twórczości. Stosujemy problemy otwarte, dywergencyjne, tymczasem polska szkoła jest konwergencyjna, czyli cięgle serwujemy naszym dzieciom zadania zamknięte, o jednej prawidłowej odpowiedzi. Tymczasem cały świat od dawna wie, że nauczanie twórczości polega na tym, że dzieciom stawia się pytania i problemy otwarte, o wielu pożądanych i prawidłowych odpowiedziach. Amerykański psycholog Paul Torrance, zwany Ojcem Kreatywności, mówi tak: tradycyjne nauczanie polega na tym, że pytamy dzieci, w którym roku Kolumb odkrył Amerykę. A twórcze polega na tym, że zastanawiamy się: co by było, gdyby Indianie w 1492 roku trafili do Portugalii? Jakby zmieniłoby się życie Europejczyków? Wtedy jest ciekawie, bo odwołujemy się nie tylko do wiedzy, ale uruchamiamy wyobraźnię dzieci. Krótko mówiąc: jeśli dziecko będzie siedziało w szkolnej ławie, będzie bombardowane problemami zamkniętymi, takimi, które uruchamiają tylko pamięć, a nie wyobraźnię, to nic w polskiej szkole się nie zmieni. Patrzę przez okno na podstawówkę, która jest 500 metrów ode mnie i na rosnące obok kasztany. Moja żona zwróciła uwagę, że rodzice prawie w ogóle nie zbierają z dziećmi kasztanów. A przecież nad tymi kasztanami można w domu posiedzieć, robiąc ludziki i zwierzątka. Nie wiem, dlaczego się teraz tego nie robi. Tu jest kwestia - przepraszam za wyrażenie - wychowania rodziców. Żeby rodzic był tym pierwszym facylitatorem twórczości dzieci.

A co z dorosłymi? Co z nami, których uczono na świetnych krytyków i w ogóle nie na twórców? Jak możemy pobudzić swą kreatywność?

Myślę, że wielu Polaków cierpi na tak zwany syndrom inżyniera Mamonia. Bohater z filmu Marka Piwowskiego "Rejs" to był ktoś, kto lubił tylko te piosenki, które już kiedyś słyszał. Jakże ma mi się spodobać piosenka, którą słyszę po raz pierwszy? Inżynier Mamoń to taka postawa życiowa, która polega na tym, że lubimy rzeczy, które już dobrze znamy. Jest nawet nazwa naukowa na określenie tej postawy - neofobia - lęk przez nowością. Ten lęk powoduje, że ludzie w pracy, w życiu rodzinnym czy kulturalnym nie podejmują nowych wyznań i zadań, ponieważ lubią pewne schematy, lubią operować stereotypami. Oszczędzają energię umysłową czy fizyczną, nie niepokojeni czują się bezpiecznie i wbrew pozorom nie dotyczy to ludzi w wieku senioralnym, bo wśród młodych pracowników też to widzę. Zadania twórcze wymagają nowego podejścia, bo rozwiązania musza być nowe, oryginalne, mało znane i tu jest największa bariera motywacyjna: niechęć do tego, żeby zrobić coś w nieznany, nowy sposób. Odkrycie tego, autodiagnoza, jest pierwszym krokiem do zmiany. Wtedy drogą autokreacji, samokształcenia w dorosłym wieku możemy pewne rzeczy zrobić. Trzeba by rozpoznać u siebie bariery - powiedziałem o neofobii, ale są też takie bariery poznawcze, które działają w sposób tajny. Na przykład sztywność myślenia, czyli nieumiejętność zastosowania nowych metod do starych czy nowych problemów. Gdy robi się badania dorosłym, najpopularniejszym testem jest test niezwykłych zastosowań. Trzeba znaleźć jak najwięcej zastosowań dla tradycyjnych, prostych przedmiotów, typu cegła, spinacz biurowy czy pojemnik po jogurcie. Test pokazuje wskaźnik płynności i giętkości myślenia. I widzę, że ludzie odkrywają, że u nich z tą płynnością i giętkością nie jest najlepiej. Bo rzecz polega na tym, żeby mieć jak najwięcej elastycznych i oryginalnych pomysłów. Nigdy nie byli do tego zachęcani czy zmuszani, więc jeśli dokonają takiej diagnozy, dowiadują się, co u niech szwankuje, a co nie, mogą coś z tym zrobić. Na przykład iść na systematyczne zajęcia, które przeprowadzają różne instytucje - prywatne, społeczne, czy też uczelnie – na warsztaty, bądź treningi kreatywności. Można też skorzystać z bardzo wielu dobrze napisanych i dobrze naukowo ugruntowanych poradników rozwoju kreatywności. W Polsce tego typu rzeczy są dostępne, na świecie jest ich zatrzęsienie.

Czytaj więcej

Praca w przestrzeni open space zabija efektywność? Chodzi o ważny czynnik

Żeby odblokować kreatywność, musimy wiedzieć, co ją blokuje?

Kursy kreatywności na ogół zaczynają się od diagnozy barier przeszkadzających w twórczym myśleniu i działaniu. Trzeba się odważyć, by rozpoznać u siebie te bariery i ludzie bardzo często są zaskoczeni, kiedy okazuje się na przykład, że nie bardzo lubią słuchać pomysłów innych osób i się nimi kierować, mają z tym ogromny kłopot. Mam wiele doświadczeń z prowadzania treningów dla różnych firm, również zagranicznych, w których osoby na wysokich stanowiskach odkrywały, że źle rozwijają pomysły innych ludzi. Inaczej mówiąc - nie tworzą umysłu zbiorowego, który w pracy jest bardzo ważny. Jeśli to rozpoznamy, możemy to pewnymi ćwiczeniami zniwelować, chociażby stosując główną zasadę burzy mózgów, że na czas wymyślania nie krytykujemy pomysłów swoich i innych osób w grupie, odraczamy wartościowanie. Zawsze zachęcam moich asystentów do tego, żeby jeśli mają nowy problem do twórczego rozwiązania, przez pewien czas gromadzili pomysły, nawet kilka miesięcy, a potem zajęli się krytyką. Piszę w swojej książce o 33 sposobach, które pomogą dorosłemu człowiekowi rozwijać określone zdolności twórcze, ale a jest ich o wiele więcej.

Historia pokazuje, że możemy być kreatywni przez przypadek. Alexander Fleming tak w swoim laboratorium odkrył penicylinę, Artur Fry samoprzylepne karteczki. Przypadek pomógł?

I tak, i nie. Warto zacytować tu Ludwika Pasteura, który powiedział, że przypadek zdarza się umysłom przygotowanym. Podam przykład ze swojego życia: mój brat jest emerytowanym geografem, był wielkim miłośnikiem geologii, zwłaszcza skał i różnego typu kamieni. Kiedyś byliśmy w Sudetach, w Złotej Sztolni. Przeszedłem obok kamienia, a on się przy nim zatrzymał i zaczął wrzeszczeć, jakby odkrył Amerykę. Okazało się, że znalazł jedyne stanowisko czarnego kryształu górskiego w Polsce, którego nikt przed nim nie odkrył. Mnie się ten kamień podobał, błyszczał, był ciekawy, natomiast mój brat, mając przygotowany umysł, dokonał prawdziwego odkrycia. Przypominam sobie dylemat: prehistoryczne malowidła w Lascaux, we Francji, odkryły dzieci, czy ten ksiądz, do którego poszły i mu je pokazały? Dzieci nie były w stanie rozpoznać, jakiego odkrycia dokonały, a duchowny tak i on jest uznawany za prawdziwego odkrywcę. Ten przypadek, dobry przypadek, często zdarza się przygotowanym. I Fleming, i Fry, i wielu innych to byli ludzie, który wiedzieli, co się dzieje i potrafili twórczo wykorzystać te przypadki. Ale warto pamiętać, że na przypadek trzeba być przygotowanym. Czynią one twórczość coraz ciekawszą, bo okazuje się, że i wiedza, i systematyczne uczenie się, i wiele metod logiczno-analitycznych, są równie dobre jak te przypadkowe, intuicyjne, związane z myśleniem życzeniowym. Dlatego wiedza o twórczości jest pełna fascynujących faktów.

Prof. dr hab. Krzysztof Szmidt

Prof. dr hab. Krzysztof Szmidt

Archiwum prywatne

Prof. dr hab. Krzysztof Szmidt:

Kierownik Katedry Edukacji Artystycznej i Pedagogiki Twórczości Uniwersytetu Łódzkiego.  Jego zainteresowania badawcze to pedagogika twórczości i edukacyjne, uwarunkowania rozwoju kreatywności, Metody badań nad twórczością, edukacja kulturalna i animacja kulturowa, myślenie pytajne i kreatywność metodologiczna. Współtwórca nowej subdyscypliny pedagogiki - pedagogiki twórczości i dydaktycznej formy rozwoju kreatywności - lekcji twórczości, twórca teorii "myślenia pytajnego" i współautor pierwszej polskiej monografii na ten temat.

Można mieć różne definicje kreatywności. Co oznacza to słowo dla kogoś takiego jak pan, kto zajmuje się tym zagadnieniem od wielu lat?

Prof. dr hab. Krzysztof Szmidt: Odpowiedź może być i prosta, i skomplikowana, ale chyba najogólniej można rozumieć kreatywność jako stałą tendencję, postawę życiową, która polega na generowaniu wartościowych i cennych pomysłów. Istotą kreatywności jest dla mnie twórcza pomysłowość, wobec tego człowiek kreatywny i człowiek twórczy to ktoś, kto stale wymyśla wartościowe pod jakimś względem idee. Rdzeniem tego zjawiska jest generowanie nowych pomysłów.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Styl życia
Kontrowersje wokół nagradzanej książki dla młodzieży. Do czego namawia "Welcome to Sex!"?
Zdrowie
Gra na skrzypcach podczas usuwania guza mózgu? Neurochirurg o zabiegach „awake”
Styl życia
Doomscrolling, czyli przeglądanie treści na ekranach telefonów: groźny nałóg czy cenna nauka?
Styl życia
Wyjątkowy naszyjnik związany z Marią Antoniną pójdzie pod młotek. Będzie kosztował fortunę
Styl życia
Tąpnięcie na rynku dóbr luksusowych? Oto, co najlepiej się dziś sprzedaje w tym sektorze