Styl to nie moda – mówi pani w mediach społecznościowych. Jakby to pani wytłumaczyła komuś, kto wciąż goni za kolekcjami z wybiegów?
Każda z nas jest inna. Mamy różne preferencje życiowe, figury, upodobania. Styl to coś, co oddaje naszą osobowość. To sposób, w jaki myślimy o sobie, o tym, jak chcemy żyć i jak się prezentować, co jest nam bliskie. Moda to natomiast kwestia trendów: kolorów czy fasonów danego sezonu. One nie zawsze są dla nas odpowiednie. Dlatego z mody warto czerpać tylko wtedy, gdy wiemy, kim jesteśmy. Jeśli wiem, kim jestem i jaki chcę mieć wizerunek, to właśnie w tym wyraża się mój styl.
Ale ubranie potrafi dodać nam odwagi, zanim jeszcze pojawi się ona w głowie?
Zdecydowanie tak. Jest takie stare powiedzenie: „Chcesz być prezesem, ubieraj się jak prezes”. Wystarczy spojrzeć na literaturę, kino, mass media; znajdziemy tam przykłady, że zmiana tożsamości przez ubiór daje zupełnie inny komunikat. W polskiej kulturze świetnym tego przykładem jest choćby postać Nikodema Dyzmy. My jednak często ubieramy się po to, żeby się schować. Albo myślimy o sobie tak źle, że zaniedbujemy tę sferę życia. W Polsce, mam wrażenie, szczególnie lubimy się ukrywać: wybieramy neutralne, bezpieczne kolory. Nie chcemy się wyróżniać. Za tym zwykle stoi lęk przed oceną, brak pewności siebie, poczucie, że lepiej zniknąć w tłumie. Moda nie jest odwagą. To korzystanie z tego, co ktoś inny nam proponuje. Styl natomiast jest o nas – o tym, kim jesteśmy i jak chcemy być widziane.
Kobieta patrzy w lustro i widząc siebie, czuje się beznadziejnie. Od czego ma zacząć zmianę? Od fryzjera, od porządków w szafie? A może najpierw powinna iść na terapię?
Czytaj więcej
Bal Debiutantów dowodzi, że młode pokolenie, mimo wychowania w erze internetu, wciąż tęskni za ch...
Pewnie zadziałałoby to wszystko naraz, ale zwykle zaczynamy od jednego kroku, który pociąga za sobą kolejne. Najważniejsze to uświadomić sobie: czy jestem w miejscu, w którym chcę być? W życiu przechodzimy różne momenty i kryzysy. Zawsze powtarzam: „Nie zmarnuj nigdy dobrego kryzysu”. Kryzys nas zatrzymuje, przewartościowuje, zmusza do refleksji: „Nie chcę, żeby było tak dalej”. To moment, w którym najczęściej rośniemy. To może brzmieć banalnie, ale kobiety bardzo często dokonują zmian po traumatycznych doświadczeniach, rozstaniach, ciężkiej chorobie: idą do fryzjera, zaczynają inaczej się ubierać, inaczej myśleć o sobie. To symboliczny gest: coś muszę zmienić w sobie, bo nie chcę już tego, co było. Wtedy pojawiają się pytania: kim ja właściwie jestem, jakie są moje wartości, co chcę dać światu?
Z wiekiem również dojrzewamy, rozkwitamy, stajemy się bardziej świadome i mniej skłonne do godzenia się na rzeczy narzucane z zewnątrz. Coraz lepiej słyszymy swój wewnętrzny głos, który podpowiada: „To mi się podoba, to jest moje”. Dlatego nigdy nikomu nie mówię: „Masz się ubierać tak albo tak”. Jedna czuje się lepiej w stylu sportowym, inna w glamour i to jest w porządku. Ważne, by w ogóle był styl. Niestety często mam wrażenie, że na polskich ulicach widzę kobiety po prostu odziane w przypadkowe ubrania, które nie wyrażają osobowości. Nawet jeśli są modne, to nie mówią nic o człowieku.